14-letnia Wiktoria ma poważną wadę serca. Potrzebuje Waszej pomocy!

Biznes nie zamyka się jedynie w zarabianiu pieniędzy. Biznes to również odpowiedzialność – odpowiedzialność społeczna. To ona pokazuje realną, prawdziwą siłę biznesu. Warto pomagać i pamiętać, że dobro zawsze wraca z dwukrotną mocą. Dziś zwracamy się do Was – Drodzy Przedsiębiorczy Czytelnicy – o pomoc, na miarę Waszych możliwości, dla nastoletniej białostoczanki, która bez niej może stracić szansę na normalne życie. O wsparcie zwróciła się do nas mama Ewelina Długołęcka, niegdyś menedżerka jednej z siłowni opisywanej w naszym portalu. Przekazujemy jej apel dalej, do ludzi dobrego serca – pomóżcie sercu 14-letniej Wiktorii!

Dziewczynka ma krytyczną wadę serca, żyje dzięki rozrusznikowi. Urządzenie to pozwala jej sercu bić, ale wymaga natychmiastowej wymiany wraz z zastawką.

Pierwsza operacja miała miejsce w 2004 roku, zaledwie miesiąc po narodzinach Wiki. Dla ratowania życia, dziewczynce założono specjalną opaskę na jej tętnicę płucną. Miała ona być zdjęta w szóstym miesiącu życia, jednak zrobiono to dopiero w 20. Wcześniej nie było możliwości dostania się na oddział szpitalny.

Mama, bez znajomości i układów, była odsyłana od drzwi do drzwi. W rezultacie, w 2006 roku, wyjęto w końcu opaskę z tętnicy płucnej Wiktorii. Jednak razem z tętnicą, ponieważ opaska w nią wrosła. Operacja trwała 17 godzin.

U dziecka doszło do padaczki, lekarze mówili, że może nie przeżyć.

Wtedy po raz pierwszy wspomniano o hospicjum. Nie chciałam o tym słyszeć, nie mogłyśmy się poddać – mówi w rozmowie z nami matka dziewczynki.

W miejsce tętnicy płucnej wstawiono dwuletniej wówczas Wiktorii najpierw materiał sztuczny, a następnie – po roku – pochodzący już od człowieka homograft (czyli odludzka tętnica płucna). Podczas tej samej operacji, z powodu niskiego tętna, wstawiono Wiktorii pierwszy rozrusznik serca.

Na Wiktorię trzeba było bardzo uważać – męczyła się szybciej niż inni, ciągle przebywała na wizytach w szpitalach.

Jak opowiada walcząca o życie córki Ewelina Długołęcka, po kolejnych trzech latach w miejsce pnia płucnego, który znowu uległ zniszczeniu w organizmie dziecka, wstawiono allograft aortalny, co do dziś wprawia w zdumienie niektórych specjalistów w dziedzinie kardiochirurgii dziecięcej na świecie. To rozwiązanie również nie wytrzymało długo.

Po czterech ciężkich operacjach matka postanowiła szukać pomocy za granicą. Dotarła do prof. Edwarda Malca, który pracuje w klinice w Munster w Niemczech. Wiki miała wtedy dziewięć lat.

Profesor Malec połączył serce Wiki z płucami tunelem z wołowego osierdzia i wstawił jej w to zastawkę biologiczną. Operacja odbyła się w styczniu 2014 roku w Niemczech i kosztowała 156 tysięcy złotych. Zebraliśmy wymaganą kwotę dzięki zaangażowaniu wielu ludzi o wielkich sercach, pomocy mediów, mieszkańców i władz Ełku, gdzie wtedy mieszkałyśmy – wspomina pani Ewelina. – Niestety, Wiktoria zalicza się do tej grupy dzieci, u których organizm odrzuca wszystko, co wszczepione. Dlatego musi ciągle walczyć nie dość że ze straszną chorobą, to dodatkowo z własnym organizmem, który zachowuje się tak, jakby nie chciał wyzdrowieć. A ona chce przecież żyć.

Nasza rozmówczyni wyjaśnia, że od ostatniej operacji Wiktorii minęły cztery lata, dziś dziewczyna ma już 14 wiosen. Nie zna do końca pojęcia, co to znaczy normalnie żyć. W jej życiu nie było chwili spokoju.

W procesie dojrzewania Wiktorii wstawione w jej organizm tętnice i zastawka uległy zwężeniu. Jest szansa na to, aby przeprowadzić operację bez kolejnego otwierania klatki piersiowej – teraz byłby to szósty raz. Tylko dlatego, że użyte podczas ostatniego zabiegu w Niemczech materiały z wołowego osierdzia, czyli tętnice i zastawka uległy zwężeniu, a nie zniszczeniu – operację można wykonać przezżylnie.

Teraz Wiktoria wymaga dość pilnej wymiany zastawki pnia płucnego z poszerzeniem tętnic płucnych, z jednoczasową wymianą rozrusznika serca. Klinika w Munster zakwalifikowała dziewczynkę do operacji i póki co rodzina czeka na wycenę. Jednak już dziś wiadomo, że będzie to kwota około 200 tysięcy złotych. Najlepiej, aby dziewczyna przeszła operację w lipcu tego roku; z dwóch powodów. Po pierwsze, źle się czuje, jest osłabiona i każdy wirus jest dla niej bardzo niebezpieczny. Po drugie, marzy, aby od września wrócić do szkoły, do swoich kolegów i koleżanek. Od listopada ubiegłego roku, ze względu na stan zdrowia, została objęta programem indywidualnego nauczania w domu.

Wiele osób pytało, dlaczego nie można przeprowadzić tej operacji w Polsce. Otóż przez ostatni rok narastało zwężenie tętnic i zastawki w organizmie Wiktorii. Córka czuła się coraz gorzej, ale była pod opieką dużego ośrodka leczenia wrodzonych wad serca w kraju. Na moje pytanie, czy podejmą się tej operacji biorąc pod uwagę stopień jej trudności i skomplikowania, otrzymałam e-maila, że najlepiej, abym zgłosiła się do kliniki w Munster, bo to dobry ośrodek. Nie wiem, może szpital w Polsce obraził się za to, że pojechałam na poprzednią operację do Niemiec. Ale to jest moje dziecko i nie obchodzi mnie czyjaś urażona duma. Jeśli będzie trzeba pomocy, będę szukać nawet w kosmosie, bo nic się dla mnie nie liczy oprócz tego, żeby ratować moją Wiktorię i minimalizować ryzyko operacji, które przechodzi – podkreśla pani Ewelina.

W pomoc Wiktorii włączyli się sportowcy, dziennikarze, artyści. A już 7 czerwca, w Szkole Podstawowej w Księżynie przy ul. Szkolnej 7, w godz. 17 – 21.30, odbędzie się koncert charytatywny pod hasłem „Ratujmy Serce Wiktorii”. Zaśpiewa m.in. Zenon Martyniuk.

Wiktorii można pomóc wpłacając datki na specjalne konto jednej z fundacji:
Fundacja Dzieciom „Zdążyć z Pomocą”, ul. Łomiańska 5, 01-685 Warszawa, tytułem – 21787 DŁUGOŁĘCKA WIKTORIA – DAROWIZNA NA POMOC I OCHRONĘ ZDROWIA. Numery kont: PLN – 42 2490 0005 0000 4600 7549 3994; USD – PL90 2490 0005 0000 4530 9858 4994; EUR – PL82 2490 0005 0000 4600 7337 4309.

Piotr Walczak, informacje, foto i wideo uzyskane od matki Wiktorii – Eweliny Długołęckiej

Komentarze