Krzysztof Szubzda: Musicie być na to gotowi

10 lat temu poznałem człowieka, który zamieniał ściany w bogatych willach w wielkie konikaria morskie. Sprowadzał wodę z Oceanu Indyjskiego oraz elementy tamtejszej flory, potem wpuszczał tam koniki i za opłatą kilkunastu czy kilkudziesięciu tysięcy złotych miesięcznie dbał o filtrowanie, zasolenie, a nawet imitację prądu oceanicznego w ekskluzywnym akwarium.

Zapytałem go kiedyś, kim są jego klienci, bo nasze miasto nie kojarzyło mi się wtedy (teraz zresztą też nie) z krezusami, których stać na bajeczny rozmach w szastaniu pieniędzmi w stylu arabskich szejków lub Nowych Ruskich. I tu ciekawe zaskoczenie.

– To są zwyczajni Janusze – zaczął kumpel – którzy całe życie sprzedawali jakieś śrubki czy uszczelki na Białoruś i nagle, z jakiegoś powodu, zrobił się wielki popyt właśnie na ich uszczelki czy śrubki. I tak kolesie w gumofilcach wylądowali z przeogromnym majątkiem na koncie i problemem, jak to na co dzień wydawać, bo nie umieli nawet wychodzić do restauracji. Moim zadaniem jest ich przekonać, że jeszcze nikt w Białymstoku takiego konikarium nie ma i wtedy od razu chcą coś takiego mieć.

Lubię opowieści o takich milionerach wbrew woli, którzy nagle muszą wytrzeć buty z błota i gnoju i wejść na salony, wyjść z kanciapy, wstać od stołu z kipiącym żurem żony i w pijących pantoflach i mniej wygodnym niż waciak garniturze muszą dołączyć do obowiązkowej orgii hiperkonsumpcji. Bo przyznajcie, że pławienie się w luksusie też wymaga pewnych umiejętności. Żeby kupić ośrodek narciarski wraz z górą, sprowadzić ze Stanów modnego architekta w celu stylizacji choinki, albo żeby profesjonalnie doradził, gdzie powiesić kiczowate zdjęcia żony, na to wszystko oprócz pieniędzy trzeba sporo wyobraźni.

Musicie być na to gotowi, bo nie wiadomo, kiedy los i do was się uśmiechnie. Pamiętam, jak w latach osiemdziesiątych wszyscy byliśmy smutni, biedni i szaroburzy. Nikt się nie spodziewał, że nagle los powoła nas do bycia chwilowymi milionerami. Aż tu nagle runęła wartość rubla i moja mama, prosta kobiecina, miała w Grodnie prywatnego taksówkarza, któremu płaciła dziesięciokrotność wybitego kursu. Na tyle starczało jej rozmachu. Bo na przykład kumple wynajmowali  autobus miejski, płacili kierowcy dziesięciokrotność miesięcznej pensji i kazali się wozić po knajpach. W zależności od humoru albo stawiali wszystkim, albo płacili obsłudze za to, żeby wszystkich wyrzuciła.

Pamiętam, że mój bogobojny sąsiad, którego polot i fantazja kończyły się na tym, że pierwszy na osiedlu kupił dzwonek do drzwi z muzyczką  „Dla Elizy”, wyjechawszy do ZSRR-u sprzedał kilka par dżinsów i miał pieniądze, żeby wynająć sobie statek i orkiestrę dętą. Żarł bieługi, pluł ości do Donu i słuchał, jak orkiestra grała w kółko jego ulubionego walca. Ponoć napiwek w postaci dwóch wiader banknotów wepchnął po pijaku do wylotu waltorni.

Sam rzadko dostaję takiego wiatru w żagle, ale czasem mi się zdarza. Kiedyś zrobiło mi się żal ulicznej kwiaciarki w deszczu i kupiłem od niej wszystkie kwiaty. I tu powinna się pojawić jakaś piękna nieznajoma, której je podarowałem. Niestety, nie będę kłamał, wszystkie kwiaty w oryginalnych kubeczkach po jogurtach zaniosłem pod pomnik Piłsudskiego. Powołam się kiedyś na to, jak mnie chłopcu z ONR-u zechcą w parkowym zaułku oduczać lewactwa.

Kiedyś też spędziłem pełen rozmachu wieczór z poznańskimi młodymi wilczkami sukcesu. Gdy wyszło na jaw, że pracuje w telewizji, byli przekonani, że jestem najbogatszy z towarzystwa, więc zdziwiło ich, kiedy odmówiłem udziału w szaleństwie z cyklu „kupmy wszyscy po koparce, a co!”.  Poznańskie wilczki nie wiedziały, że gdybym utrzymywał się tylko z naszej białostockiej telewizyjnej pensji dawno już bym był beneficjentem pomocy społecznej, a na wakacje woziłby mnie albo ojciec Kąkol albo PCK. A oni naprawdę kupili sobie po pijaku koparki. Niektórzy przez to mocno nadszarpnęli budżet i stosunki  z żonami. Natomiast ja, za każdym razem, gdy ślimaczę się w strefach robót drogowych na trasie do Warszawy i patrzę na koparki myślę, że to wcale nie musiał być głupi rozmach. To mogła być całkiem sensowna inwestycja.

 

Komentarze