Lidia Dobrowolska: Miłość bez limitów. O tym, jak dzieci uczą nas być lepszym człowiekiem

Lidia

Proste pomysły na radosne dziecko i lepszą wersję siebie. Subiektywnie

Ufnie wtulone w nasze ramiona, gdy jeszcze nie umie mówić, chodzić i… kłócić się. Wtedy wystarczy mu zapach, ciepło, bliskość i poczucie bezpieczeństwa. A potem rośnie, rośnie, rośnie i staje się małym człowiekiem, który kocha całym sobą.

Jako mama pięciolatka od trzech lat doświadczam na co dzień miłości w czystej postaci. Przyprawionej niepowtarzalną mieszanką emocji wyrażanych przez mojego synka. Miłości tak cudnej, że sama nie mogę się temu nadziwić. Podobnie jak inne mamy, raz na jakiś czas jestem rozczulana przez własne dziecko. Znacie to? „Mamusiuuuu, Ty jesteś najlepszą mamą na świecie!” Tak, wiem, za kilka lat będę słyszała od niego zupełnie inne zdania na swój temat, ale teraz słyszę takie i… chcę Wam opowiedzieć, jak wielu przewspaniałych rzeczy można nauczyć się od dzieci.

Każdy dzień to nowa przygoda. Wstać rano z ufnością, że czekają mnie dobre rzeczy. Mój synek, chyba jak większość dzieci, bez zatroskania wchodzi w nowy dzień. To nie jest dziecięca beztroska. To dziecięca otwartość na nowe. Próbuję takie postrzeganie rzeczywistości „wszczepić” we własną głowę. Filozofowie, psycholodzy, trenerzy personalni stosują różne techniki, by nas nauczyć takiego myślenia. Dzieci robią to naturalnie.

Nie raz mnie ktoś pyta: „Jak Ty to robisz, że Twój mały jest taki pogodny?” Dbam o równowagę. Staram się, by był wyspany. Gdy mamy weekend, ma dużo czasu na kreatywną zabawę, na pobyt na podwórku. Daję mu pożywne i zdrowe jedzenie o odpowiedniej porze. Odkąd pojawił się na świecie, te trzy rzeczy – sen, pobyt na świeżym powietrzu i posiłki o odpowiedniej porze i w odpowiednich ilościach, zawsze sprawiały, że był radosny i pełen energii. Gdy rytm się zaburzał lub nie udawało się wyjść na podwórko – mały stawał się marudny i rozdrażniony. Żebym jeszcze te wszystkie rzeczy, o których tu piszę stosowała wobec samej siebie… To by dopiero była Power Mama. Zostałabym pracownikiem roku! 😉

Miłość dziecka do mamy jest takim rodzajem więzi, jakiego nie da się przenieść na inne relacje. Zauważyłam, że bycie za to wdzięcznym naładowuje nasze akumulatory emocjonalne. Mój synek woła do mnie: „Mamusiu, wiesz, że ja Cię bardzo lubię?” A ja odpowiadam: „Wiem synku i dziękuję Ci, że mi to mówisz”. Taki bąbel, a potrafi to mówić zupełnie bez powodu… Czasem w przypływie radości, że byliśmy w jakimś fajnym miejscu. Właśnie! Zabieracie dzieciaki raz na jakiś czas na ciekawe wycieczki? Nie mam na myśli wydawania kasy na słodycze, McDonald’s czy „fikolandy”. To też czasem warto zrobić, ale… Najprostsze pomysły w naszym przypadku najlepiej się sprawdzają. Jesienią – pójść do parku, pozbierać kasztany i zrobić z nich w domu ludziki. Albo te kasztany pozwolić maluchowi wziąć ze sobą do wanny gdy się kąpie. Niech je wyławia sitkiem. Mój synek nauczył mnie, że w prostocie tkwi więcej radości niż w skomplikowanych, kosztownych pomysłach. Cieszyć się drobiazgami – dzieci to potrafią robić cudownie. A ja widząc te małe radości w skali „mega wydarzenia” nauczyłam się cieszyć słońcem w jesienny dzień. Kiedy ostatnio przerzucaliście się liśćmi w parku?

Jeszcze jedno. Po moim pierwszym felietonie niektórzy czekają na kolejny przepis. Nie mogę Was rozczarować. A ponieważ wychodzę z założenia, że dzieci uwielbiają bawić się w małych kucharzy, dziele się z Wami prostym przepisem na miękkie czekoladowe kuleczki z płatkami owsianymi.


Czekoladowe kulki z płatkami owsianymi

  • 1,5 szklanki mleka lub wody
  • 1 szklanka cukru
  • 1 masło
  • 6 łyżek kakako
  • kilka kropel zapachu migdałowego
  • 6 szklanek błyskawicznych płatków owsianych

Wszystkie składniki, prócz płatków, trzeba zagotować i wymieszać, aż masło się rozpuści. Wsypać płatki, wymieszać. Jak masa trochę przestygnie, formować kulki i układać na talerzu. Ciasteczka potem wstawić do lodówki. Z tej porcji wyjdzie Wam duży talerz gęsto ułożonych obok siebie kulek.

Jak to mawia mój synek: łatwizna! I lepi dzielnie kulki razem ze mną.

Komentarze