W młodości wolał zbierać zioła, zamiast robić karierę. Dziś jego produkty z Korycin kupuje cały świat

Mirosław Angielczyk, twórca firmy Dary Natury

Rozmawiam z Mirosławem Angielczykiem, twórcą firmy Dary Natury.

Znani w Europie, nawet w USA

Sprzedajemy w tej chwili nasze wyroby w wielu krajach ościennych. Powoli zyskują one coraz większą popularność. Nasze produkty są dostępne w większości krajów europejskich i Stanach Zjednoczonych. Cieszymy się, że od kilku lat naszym zagranicznym partnerom ekologiczna żywność z Polski kojarzy się z najwyższą jakością. Mamy solidną bazę surowcową, która może stać się silnym fundamentem rozwoju ekobranży.

W 2008 r. pan Mirosław zaczął realizować marzenie o posiadaniu ogrodu ziołowego. Kupił 7 działek od sąsiadów o łącznej powierzchni 15 hektarów. Ogród ziołowy zakładałem, żeby szkolić zbieraczy ziół. Zainteresowanie nim było bardzo duże. Przyjeżdżały do nas m.in. szkoły na lekcje przyrody. Z czasem otworzyliśmy Ziołowy Zakątek – ekologiczne gospodarstwo agroturystyczne z karczmą i Podlaskim Ogrodem Botanicznym. Ogród botaniczny założyłem w 2011 roku własnym sumptem, za pieniądze zarabiane na ziołach. Dzisiaj to jedno z najbardziej rozpoznawalnych tego typu miejsc w Polsce. Mamy jedną z największych kolekcji ziół i roślin użytkowych w całej Europie. Co roku przybywa nam ok. 300 nowych gatunków. Współpracujemy z ogrodami na całym świecie, m.in.: w Japonii, Chinach, Rosji, na Białorusi i Ukrainie, co umożliwia nam wymianę nasion. 

Fragment Ogrodu Botanicznego, fot. Dary Natury
Fragment Ogrodu Botanicznego, fot. Dary Natury

Ziołowa nisza początkiem biznesu

Tuż po studiach Mirosław Angielczyk ze stolicy wrócił na wieś. W 1990 roku zarejestrował działalność gospodarczą – zbiór ziół i sprzedaż. Fascynacja ziołami stała się jego pomysłem na życie. Na początku nie miał żadnych urządzeń. Zioła kruszył w rękach, kroił. Raz w tygodniu brał zioła i wiózł do warszawskich zielarskich sklepów to, co sam mógł zebrać, spakować i przygotować. Już wtedy mi się wydawało, że to jest dopiero życie, taka praca – opowiada Mirosław Angielczyk. – Jeździłem autobusem. Nie raz mijał nas wóz ze zbożem. Pamiętam, jak przeliczałem, że w tych moich dwóch torbach i plecaku z ziołami mam dużo więcej i mniej się napracowałem niż ten rolnik z furą zboża. Do dziś powtarzam zbieraczom ziół, że wystarczy wyciągnąć ręce po zioła, by zarobić, a nie czekać na zasiłek. 

Mirosław Angielczyk nie konkurował z Herbapolem, który był wówczas głównym dostawcą ziół do polskich sklepów i aptek. Klienci sklepów zielarskich szukali ziół, których polscy producenci ziół nie sprzedawali. Pan Mirek potrafił w ciągu tygodnia od otrzymania informacji, jakich ziół brakuje, zebrać je i przywieźć do sklepu. Gdy inni zastanawiali się, jak je znaleźć, on już gotowe zbiory wiózł do sklepów.

Po pierwszym roku działalności wiedziałem, kto w okolicy zbiera zioła i zacząłem od nich odkupować – opowiada Mirosław Angielczyk. – Do dziś współpracuję z wieloma zbieraczami z okolicy. Na początku mojej firmy niektórzy byli dziećmi, dziś są już dojrzałymi ludźmi. Zbieractwo ziół nie jest opodatkowane, więc zbieracze ziół są ściśle związani z firmą, ale nie są formalnie pracownikami. W tej chwili jest związanych ze mną około 300 osób. Moja firma formalnie zatrudnia około 100 osób.

DARY_NATURY_017m
Ziołowy Zakątek, fot. Dary Natury

Przetrwali mimo wielkiej kradzieży

Dary Natury rozwijały się prężnie. Pod koniec lat 90., gdy pan Mirosław chciał dynamicznie zwiększyć sprzedaż i oprócz sklepów zielarskich dotrzeć także do sklepów spożywczych. Stała się rzecz bardzo dziwna. Zostaliśmy okradzeni – wspomina Mirosław Angielczyk. – Wyłudzono od nas towar na ponad 100 tysięcy złotych. W wyniku procesów sądowych musiałem wyłożyć kolejne kilkanaście tysięcy. Dla mnie było to kilka lat pracy. Bardzo ciężki moment. Firma przetrwała, ale tylko dlatego, że zielarstwo to moja wielka pasja. Normalnie firma w takiej sytuacji by nie przetrwała. Przez kilka lat odrabiałem tę stratę. Zbieracze, którzy byli ze mną związani zbierali dla mnie zioła, a ja im płaciłem dopiero po kilku miesiącach. Tak udało mi się utrzymać na rynku i nie splajtować.

Doktorat za trawę w Żubrówce

Mirosław Angielczyk, prowadząc tak dużą firmę zdołał także ostatnio obronić doktorat. Dzięki pracy doktorskiej udało mu się wdrożyć trawę żubrówkę do uprawy w warunkach polowych. Trawa żubrówka to gatunek dziki, a przeniesiony do uprawy traci swoje właściwości. Ja sam jako dziecko kiedyś również zbierałem trawę żubrówkę. Przyczyniłem się więc do jej niszczenia. W tej chwili ta roślina jest wykorzystywana przez przemysł spirytusowy. Roślina jest owszem pod częściową ochroną, ale jest bardzo niszczona. Opracowanie metody uprawy tej rośliny było więc dla mnie koniecznością, by ten gatunek zachować. Obroniony doktorat nie był pracą teoretyczną. W tej chwili Dary Natury mają ponad hektar uprawy tej trawy. To największa i jedyna tego typu uprawa w Polsce. Pan Mirosław planuje stopniowo powiększać uprawę trawy żubrówki. Ocenia, że zapotrzebowanie około ośmiu ton rocznie będzie pokrywane ze zbiorów firmy Dary Natury. Polmos, który odbiera trawę żubrówkę od Darów Natury, bardzo chwali jakość surowca.

Mirosław Angielczyk nieustannie rozwija wachlarz produktów. Od Darów Natury możemy kupić przyprawy, zioła, herbatki, napoje, przetworzy owocowe i warzywne, nasiona na kiełki, zupki, kawy, które nie mają nic wspólnego z naturalną kawą, a są bardzo zdrowe. Mało tego, Dary Natury sprzedają nawet produkty do sauny, zioła do kąpieli. W tej chwili realizowany jest przez firmę projekt badawczy dotowany przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, który ma na celu opracować produkcję zdrowych, funkcjonalnych pasz dla zwierząt.

Zielarska pasja na przekór schematom

W dzieciństwie zbierał zioła z babcią Józefą. Nie dlatego, że musiał, po prostu lubił. Chodził z babcią po lasach i łąkach w okolicach Korycin. Pod koniec lat 80 studiował w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Na uczelnię dostał się bez egzaminu – to wtedy nie był standard. Zajął drugie miejsce w Polsce w ogólnopolskiej olimpiadzie dzięki świetnej znajomości roślin. Studiował rolnictwo w czasach, kiedy przygotowywano kadry do PGR-ów. PGR-y były już w fazie rozpadu i choć funkcjonowały, uciekałem wciąż myślami do tematu ziół, który mnie fascynował – opowiada Mirosław Angielczyk. – Zaprzyjaźniłem się z właścicielami dwóch sklepów zielarskich. Oni uświadomili mi, że pewnych gatunków ziół brakuje. Ja je wszystkie znałem, wiedziałem, gdzie mogę je zebrać. Zacząłem je przywozić do Warszawy. Pan Mirosław wiele lat walczył ze zdziwieniem ludzi, którzy uważali, że po studiach powinien zostać ważnym urzędnikiem. Zbieranie ziół w latach 90. było zajęciem kojarzonym wyłącznie z osobami biednymi. Jak widzicie jego sukces nie byłby możliwy bez wiary we własny pomysł i siły charakteru. Dzisiaj podlaska firma sprzedaje na kilku kontynentach.

DARY_NATURY_044m
Pakowanie ziół, fot. Dary Natury
DARY_NATURY_013m
Zbieranie płatków dzikiej róży, fot. Dary Natury

Komentarze