Remigiusz Filarski z Centrum Dietetyki Stosowanej: Oczywiście, że czasem zjem hamburgera [ROZMOWA]

Centrum Dietetyki Stosowanej to znana marka. Utworzone zostało w 2007 roku i jako pierwsza poradnia w Białymstoku zaczęło realizować usługi w zakresie indywidualnego i grupowego doradztwa żywieniowego. Prowadzą je Remigiusz Filarski (na zdjęciu) i Radosław Majewski. Pierwszy z nich opowiedział nam o co nieco o zdrowym odżywianiu, problemie otyłości, ale też o planach biznesowych CDS.

Piotr Walczak, Przedsiębiorcze Podlasie: Od lat Centrum Dietetyki Stosowanej doradza Podlasianom, jak zdrowo się odżywiać. Z jakimi problemami przychodzą oni do CDS najczęściej?

Remigiusz Filarski: Tutaj zaskoczenia nie ma – najczęściej zgłaszanymi problemami są nadwaga i otyłość. Bardzo rzadko się jednak zdarza, aby była to tak zwana „otyłość zdrowa”, dlatego nasi pacjenci zwykle cierpią również na cukrzycę, nadciśnienie tętnicze i zaburzenia lipidowe, co łącznie możemy nazwać zespołem metabolicznym. Mamy też pacjentów z chorobami nerek, wątroby i po zabiegach bariatrycznych. Pojawiają się też w naszej poradni osoby i rodziny, które nie chcą chudnąć, tylko po prostu zmienić swój sposób odżywiania dla zdrowia i lepszego samopoczucia.

W ciągu ostatnich kilku lat istotnie wzrosła liczba pacjentów z cyklu „jestem na diecie, ćwiczę i nie chudnę”. Udało nam się wypracować pewien algorytm postępowania, gdzie wspólnie z lekarzami współpracującymi z CDS próbujemy odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak jest. W konsekwencji u pacjentów rozpoznaje się np. insulinooporność, a więc zaburzenie metaboliczne, które istotnie utrudnia odchudzanie. Oczywiście pamiętać należy o tym, że dietetyk nie jest od diagnozowania chorób, od tego jest lekarz, o czym nie każdy pamięta.

W mediach coraz głośniej mówi się o otyłości dzieci i młodzieży. Pana zdaniem naprawdę jest tak źle, czy też może to nadmuchiwanie bańki na podstawie niewielkiego odsetka Polaków?

– Najprościej można powiedzieć, że co piąte dziecko w wieku szkolnym cierpi na nadwagę lub otyłość. Nie jest to więc tylko „fakt medialny”, ale realny problem zdrowotny, z którym musimy sobie poradzić. Praktycznie od początku działalności prowadzimy prelekcje w sieci szkół, promujące zdrowie, gdzie poruszamy kwestie związane z żywieniem nie tylko dzieci, ale także rodziców. O ile kiedyś w klasie było dwoje, troje otyłych dzieci to dziś są klasy, w których dzieci z nadwagą i otyłością stanowią większość.

W większości przypadków z otyłego dziecka wyrasta otyły dorosły, obarczony wieloma chorobami dietozależnymi, których leczenie pochłania ogromne koszty. Dlatego walka z nadwagą wśród dzieci jest bardzo ważnym zadaniem zdrowia publicznego. Jeśli uda się zmniejszyć skalę tego problemu, w budżecie zostanie pula środków, które będzie można przeznaczyć na leczenie chorób, którym zapobiec się po prostu nie da. To ogromny problem, przed którym stoi cała polityka zdrowia publicznego.

A pan od czasu do czasu nie zje hamburgera albo pizzy z pierwszej lepszej restauracji?

– Oczywiście że tak! Mogę nawet powiedzieć, że jestem pasjonatem żywności typu fasfood 🙂 Jednak nie jadam jej zbyt często, a już tym bardziej nie w pierwszej lepszej restauracji.

Białystok kulinarnie zmienił się niesamowicie i można znaleźć restaurację, która przygotuje nam tortillę kukurydzianą z grillowanym mięsem z filetów z kurczaka, sosem jogurtowym i warzywami. Zapewniam, że to lepszy wybór niż mielony, ziemniaki, surówka i żurek w tzw. kuchni domowej.

Niełatwo jest zdrowo się odżywiać, kiedy ciągle gdzieś pędzimy, nie mamy czasu na gotowanie, kupujemy w sklepach nafaszerowane chemicznymi dodatkami gotowe produkty…

– Technologia żywności idzie do przodu i jakość produktów z grupy tzw. żywności wygodnej poprawia się. Wymusili to na branży coraz bardziej świadomi konsumenci, którzy czytając etykiety nie pozwalają sobie wcisnąć żywności, która jest „naszpikowana chemią”.

Dlatego też każdy przy odrobinie zaangażowania może w łatwy sposób znaleźć gotową zupę czy fasolkę po bretońsku, która nie zawiera żadnych „E”. Oczywiście taki produkt będzie droższy, ale coś za coś.

Trzeba jednak pamiętać o tym, że dodatki do żywności nie zostały stworzone po to, aby nas otruć, tylko po to, żeby nas przed zatruciami ochronić i poprawić cechy organoleptyczne żywności. O tym staramy się rozmawiać z naszymi pacjentami – żeby jeść odpowiedzialnie i na zakupach starać się dokonywać odpowiednich wyborów.

CDS działa od 11 lat, przyjmując w tym czasie ponad sześć tysięcy pacjentów; brawo! Ale wiadomo, że jak ktoś się nie rozwija, to się cofa. Zdradzi pan plany placówki na najbliższe miesiące albo i lata?

– Chyba doszliśmy do tego momentu, w którym chcemy podzielić się swoim doświadczeniem z innymi dietetykami. Stąd stworzyliśmy ofertę franczyzy, dzięki której już od sierpnia rusza gabinet CDS w Giżycku. Mamy nadzieję, że takich gabinetów powstanie przynajmniej kilka. A najbliższe plany to zasłużony urlop, bo rzeczywiście ten rok był i jest bardzo intensywny.

Z waszych usług korzystają dziś sportowcy, osoby „medialne”. Gdy otwieraliście CDS, zakładaliście, że dojdziecie do poziomu, kiedy będą was rekomendować osoby znane z gazet czy telewizji?

– Na początku skupialiśmy się na tym, żeby przeżyć do pierwszego i stworzyć skuteczną metodę pracy z pacjentami. Współpraca ze znanymi osobami stała się niejako konsekwencją naszej skuteczności. Fizjologia znanego aktora jest taka sama, jak pracownika biurowego. Dlatego swoje doświadczenia mogliśmy wykorzystać w pracy z celebrytami.

Innym zagadnieniem jest współpraca z zawodowymi sportowcami. Umówmy się – Białystok nie jest najlepszym punktem szkoleniowym większości dyscyplin sportowych, więc czołowi sportowcy pochodzący z Białegostoku pojawiają się w naszym mieście rzadko. Ich praca wiąże się z ciągłymi wyjazdami na zawody, obozy treningowe, gdzie nie do końca mamy wpływ na ich żywienie. Jednak zawsze służymy radą i staramy się dołożyć choć małą cegiełkę do sukcesu sportowego.

W mediach występujecie dość często, chętnie udzielając porad eksperckich. Przyznaję, PR macie dobry.

– W tego typu działaniach pomaga nam największa agencja PR na Podlasiu – Publicum, która nota bene swoją działalność zaczynała w tym samy czasie co my. Dziś Publicum obsługuje największe firmy na rynku, a więc tym bardziej cieszy nas fakt, że ciągle z nimi współpracujemy. Podstawą naszego PR jest tak naprawdę codzienna praca z pacjentami, jednak w obliczu rosnącej konkurencji trzeba pamiętać o różnych gałęziach marketingu.

Media często oczekują od nas „dietetycznej krwi” na zasadzie – im bardziej kontrowersyjnie, tym lepiej. Wiadomo, w mediach lepiej sprzeda się informacja, że gluten to trucizna XXI wieku niż fakt taki, że powinny go unikać osoby, którym rzeczywiście on szkodzi. Nie mamy parcia na szkło, nie chcemy tanimi sztuczkami zwiększać zainteresowania naszą poradnią. Najlepszy dla nas PR to tzw. poczta pantoflowa.

Proszę powiedzieć, jak wygląda branża, w której działacie. Dużą konkurencję macie w Białymstoku?

– W ciągu 11 lat na rynku usług dietetycznych rzeczywiście nastąpił bardzo duży przełom. Kiedy zaczynaliśmy, jako takiej konkurencji nie było – a przynajmniej tak nam się wydawało. To była całkiem inna epoka. Aktualnie w Białymstoku jest kilka, może kilkanaście gabinetów dietetycznych. Konkurencja rzecz święta!

Jednak prawdziwym problemem branży jest brak bariery wejścia na rynek. Dziś dietetykiem w zasadzie może zostać każdy. A jeśli jeszcze ukończy dwudniowy kurs dietetyki, to już może nazywać się prawdziwym ekspertem. Mamy więc trenerów żywieniowych, diet couchów, dietetyków klinicznych, specjalistów medycyny komórkowej, dietetyków funkcjonalnych, bio dietetyków etc. Niestety w wielu przypadkach to tylko puste slogany, za którymi kryje się brak wiedzy i kompetencji.

Cieszy mnie fakt, że co roku mury Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku opuszcza kilkudziesięciu wykwalifikowanych dietetyków, którzy z całą odpowiedzialnością po kilku latach praktyki będą prawdziwymi ekspertami. To oczywiście motywuje nas do rozwoju – nie możemy w końcu pozwolić dogonić się młodzieży 🙂

Dziękuję za rozmowę.

Komentarze