Szubzda:”Wepchałem mu między uszy 4 złote. I pomyślałem sobie, że rzeczywiście jesteśmy już krajem rozwiniętym.”

Krzysztof Szubzda, fot. Monika Woroniecka

Ostatnio siedziałem sobie w modnej warszawskiej kawiarence, gdzie najtańsza kawa kosztowała 13 zł. Zamówiłem więc sobie wodę. To był mój taki cichy protest przeciwko tysiącprocentowym marżom na kawie. Z drugiej strony 6 zł za szklankę wody to też nie mało. Dziś może nikogo już to nie dziwi, ale nie zapominajmy, że jeszcze niedawno szklankę wody nawet największemu wrogowi dawało się gratis w odruchu elementarnego miłosierdzia.

Dziś za darmo można dostać co najwyżej sól, cukier, keczup, pieprz, ocet i wykałaczki, co jest dosyć perwersyjne, jeśli się na ten zestaw spojrzy oczyma spragnionego człowieka. Skończyłem więc protest wodny, proszę o rachunek, pani za barem wydaje mi 4 zł i wymownie spogląda w stronę porcelanowego kangurka. Kangurek ma w głowie szparę, a w łapkach napis „Zbieram na wakacje w Australii”. No co miałem zrobić? Wepchałem mu między uszy 4 złote. I pomyślałem sobie, że rzeczywiście jesteśmy już krajem rozwiniętym. Bo w krajach rozwijających się żebrze się pod kościołem do pudełka po margarynie i raczej głównie na chleb. A my żebrzemy już w modnych kafejkach do porcelanowego kangurka na wyjazd do Australii.

Mam znajomych z Warszawy, którzy wpadli na pomysł, żeby użebrać na remont łazienki. Oczywiście nie poszli pod kościół, bo to jest zbyt poniżające, zbyt dramatyczne, a przede wszystkim nienowoczesne. Zrobili to przez Internet. Internetowe żebractwo ma nawet ładną angielską nazwę – crowdfunding. Prawda, że ładna? Do tego w ogóle nie kojarzy się z klęczeniem pod kościołem z pudełkiem margaryny, choć ogólne mechanizmy sprowadzają się do tego samego.

Przekonałem się o tym na specjalnych warsztatach e-żebrania. No poszedłem. Nigdy nie wiadomo, co mnie w życiu spotka, a dzięki uczestnictwu mogę się teraz podzielić z Wami ogólnymi podstawami. Też może się w życiu noga powinąć, więc warto wiedzieć co nieco o skutecznym żebraniu. Punktem pierwszym crowdfundingu jest zainteresowanie odbiorcy. Ta zasada jest żywcem zerżnięta z zachowań analogowych żebraków. Punkt drugi: Stwórz opowieść! Przypomina wam to coś? Na przykład karton z opowieścią: „Rzuciła mnie żona, straciłem dom, zbieram na lepsze życie?” To jest właśnie mikro-storytelling, który da się przeczytać przechodząc nawet najszybszym krokiem obok żebraka. Punkt trzeci: Znajdź dobrą platformę! W przypadku analogu zasada brzmi: znajdź chodliwą bramę lub punkt przy drzwiach kościoła w centrum dużego miasta. Punkt czwarty: Bądź stale obecny! Jasna sprawa, skuteczny żebrak siedzi zawsze na tym samym stopniu, od tej samej strony, bez względu na pogodę. I punkt piąty: Informuj o swoich postępach! Cyberżebracy prowadzą w tym celu bloga lub nagrywają filmiki, natomiast analogowi zawsze wkładają na dno puszki parę złotych, żeby było widać, że ich projekt wzbudza odzew społeczny, gromadzi środowisko i nabiera realnych kształtów.

Crowdfunding jest tak mocno zakorzeniony w swoich analogowych tradycjach żebraczych, że aż się dziwię, dlaczego na warsztatach nie pojawiają się wieloletni praktycy spod kościołów.

Dział Felietony wspiera Partner Sieńko i Syn Sp. z o.o. Autoryzowany Dealer Volkswagen. Przeczytaj kolejny na  https://przedsiebiorczepodlasie.pl/felietony/  Zdjęcia: Monika Woroniecka – fotografia biznesowa

Komentarze