Beata Matyskiel: Trzeba walczyć o każdego młodego człowieka. To nasza przyszłość

Z „panią z telewizji”, rozmawiamy o jej nowych rolach zawodowych, zarządzaniu ludźmi, o jej metodach pracy zespołowej. A przede wszystkim, o nowym wyzwaniu, przed którym została postawiona. O przyszłości Ochotniczych Hufców Pracy. Beata Matyskiel (na zdjęciu), bo o niej mowa, była dziennikarką TVP, czytała „Obiektyw”, kierowała korycińskim ośrodkiem kultury, Podlaskim Muzeum Kultury Ludowej. Od marca pełni funkcje Komendanta Wojewódzkiego OHP na Podlasiu. Jest żoną i mamą dwójki dzieci.

Ewa Bochenko: OHP kojarzy się z PRL-em, z komuną. Czym jest ta instytucja?

Beata Matyskiel: Nie ma nic wspólnego ze stereotypowymi skojarzeniami sprzed sześćdziesięciu lat. Teraz to nowoczesna agencja do spraw młodzieży. Tu wychowujemy, kształcimy i pomagamy znaleźć pracę. Każdego roku z naszej pomocy tylko na Poldasiu korzysta blisko tysiąc młodych ludzi, a w skali całego kraju to cała armia ludzi, którzy potrzebowali pomocnej dłoni i skorzystali z naszej pomocy.

Skupiamy się na młodzieży od piętnastego do dwudziestego piątego roku życia. Takiej, która jest zagrożona wykluczeniem społecznym, zmaga się czasem z trudną sytuacją życiową, niekiedy potrzebuje zmiany otocznia i profesjonalnej opieki pedagogicznej czy psychologicznej. Mamy profesjonalną kadrę: wychowawców, instruktorów, psychologów, doradców zawodowych. Współpracujemy z poważnymi pracodawcami w całym kraju, ale i za granicą, ponieważ nasi uczestnicy regularnie wyjeżdżają też na staże do innych krajów, gdzie zdobywają wiele nowych doświadczeń.

Czym różni się OHP obecnie od instytucji sprzed lat?

– Wszystkim. To zupełnie nowa jakość i ogromne możliwości. A do tego jest to zupełnie darmowa oferta dla młodych ludzi. Nie ponoszą żadnych kosztów, a kończą bardzo ciekawe i potrzebne kursy. W tym momencie odbywa się kurs prawa jazdy, szkolimy też baristów. Ale przez cały rok oferujemy wiele innych możliwości. W zależności od tego, jakie jest zapotrzebowanie na rynku. Mamy swoje placówki w całym regionie – w Białymstoku, Łomży, Suwałkach, Kolnie, Grajewie, Zambrowie, Augustowie, ale chcę zwrócić szczególną uwagę na Wasików. Tam mieści się jedyny stacjonarny ośrodek szkolenia i wychowania, gdzie młodzież – nie płacąc za wyżywienie i zakwaterowanie – może ukończyć szkołę branżową, zdobyć zawód, skorzystać z praktyk zawodowych, które oferują przeróżne zakłady pracy. Często uczniowie zatrudniają się w tych miejscach i udaje im się wreszcie usamodzielnić.

Ośrodek Szkolenia i Wychowania w Wasilkowie nazywam sercem OHP-u na Podlasiu. Właśnie rozpoczął się nabór do tej placówki, więc warto się zainteresować. Być może ktoś ze znajomych potrzebuje takiego wsparcia. Dodam, że rodzice, którzy powierzą nam swoje dziecko, nie tylko nie płacą za jego pobyt i kształcenie, ale też nie tracą żadnych form wsparcia z których dotychczas korzystają.

Dziś szkoły branżowe wciąż są passe. Ten trend musi się odmienić, bo na rynku potrzebni są wykwalifikowani specjaliści, a nie sami kandydaci na prezesów z dyplomami wyższych uczelni. Czy podlaskie OHP wpisuje się w ten potrzebny trend?

– Oczywiście. Chyba już wszyscy zauważyli, jak ciężko o dobrych fachowców, kiedy trzeba wezwać do domu hydraulika, ile czasu trwa oczekiwane na wolny termin ekipy budowlanej, trzeba czekać na elektryka, fryzjer robi nam wielką przysługę, kiedy wpisuje do swojego napiętego kalendarza. To samo z kosmetyczkami i wieloma innymi fachowcami. Tymczasem znam wielu ludzi z wyższym wykształceniem, którzy ostatecznie decydują się pracę w markecie, bo sprzedawca więcej zarabia. Tak jest. Fachowców po prostu brakuje. I w interesie nas wszystkich należy wykształcić ich jak najszybciej. My to robimy. Oferujemy naukę w szkole branżowej. W Wasilkowie kształcimy kucharzy, fryzjerów, krawców, budowlańców – oni zawsze znajdą pracę i będą potrzebni.

Kiedy zostałaś komendantem OHP, powiedziałaś, że zrobisz wszystko, by zmienić nazwę instytucji, bo ta nie dość, że źle się kojarzy, nie ma przełożenia na obecne czasy. Jaką twoim zdaniem nazwę powinno nosić OHP? Jest szansa na jej zmianę?

– Jesteśmy w trakcie reformy, która powinna znacząco wpłynąć na całą działalność OHP-ów, które prawdopodobnie będą się nazywać agencjami do spraw młodzieży. Podlegamy bezpośrednio pod Ministerstwo Rozwoju, Pracy i Technologii. Zapowiadana transformacja OHP-ów właśnie się dokonuje. O szczegółach będziemy mówić, kiedy wszystkie propozycje zostaną dokładnie przeanalizowane i zaakceptowane.

Moją rolą jest robić wszystko, aby pomagać młodzieży na wszelkie możliwe sposoby. To oni są najważniejsi. Warto zawalczyć o każdego młodego człowieka, w odpowiednim momencie pokierować nim tak, aby był samodzielny, spełniony w pracy, szczęśliwy. Każdy taki przypadek to sukces całego naszego zespołu. Całego świata nie zbawimy, ale dla jednego człowieka ta pomoc może być w przyszłości całym jego światem. Dlatego póki mogę i mam możliwości – pomagam.

Funkcja Komendanta OHP to dla ciebie nowa rola, weszłaś w nią trzy miesiące temu i już widać, że się w niej odnajdujesz. W kuluarach mówi się, że czego się nie dotkniesz, zamieniasz w złoto. Tak było w Korycinie, gdy kierowałaś miejscowym ośrodkiem kultury, Podobnie w Podlaskim Muzeum Kultury Ludowej, które – mimo pandemii – ze zwykłego skansenu stało się ciekawym miejscem turystycznym na mapie Podlasia. Podobnie jest w OHP. Dzięki tobie zapomniana instytucja stała się widzialna. Jak ty to robisz?

– Bardzo dziękuję za tak miłe słowa i uznanie wszystkim, którzy tak mówią i piszą. Ja po prostu traktuję poważnie każde postawione przede mną zadanie. Ostatnio sporo było zmian w życiu zawodowym i pewnie będą jeszcze kolejne. Ale gdziekolwiek jestem i cokolwiek robię, na szczęście nie robię tego w pojedynkę. Wokół mnie jest mnóstwo pozytywnych ludzi, którzy dzielą się swoją wiedzą i doświadczeniem, inspirują, ratują, doradzają, niekiedy załatwiają rzeczy niemożliwe do załatwienia. A jak się udaje, to robi się jeszcze więcej. Życie składa się z małych rzeczy i ważne, żeby je dostrzegać. Ważne też, żeby szanować ludzi, bez względu na upodobania. Już wiele razy przekonałam się, że działając wspólnie, łatwiej osiągnąć zamierzony cel.

Zarządzasz ludźmi od dawna, ale po raz pierwszy masz tak wielu pracowników. Widzisz różnicę? Prościej jest pracować w małym zespole, w którym z każdym można nawiązać relację, czy w dużym, w którym jest się wyłącznie szefem?

– Proste pytanie, ale odpowiedź trudna. Nigdy nie myślałam o tym, że zarządzam ludźmi. Ja z nimi współpracuję. Rozmawiam i wspólnie szukamy najlepszych rozwiązań. Oczywiście, że w małym zespole szybciej nawiązuje się bliższe relacje, ale te nie zawsze są zdrowe. Dlatego szybko odcinam się od toksycznych ludzi, bo szkoda mi mojej energii i czasu na kogoś, kto potrzebuje mnie tylko do tego, aby ułożyć sobie wygodny plan na życie. Tak też bywa, ale mam zbyt dużo spraw, żeby rozpamiętywać takie sytuacje.

Nie kończyłaś studiów z zarządzania, a mimo to radzisz sobie z każdym wyzwaniem. Jak ci się to udaje?

– Kolejny raz dziękuję za komplement. Nie wiem czy z każdym, ale wiem, że miałam już tak wiele trudnych i stresujących sytuacji, że na kolejne zaczęłam patrzeć z dystansem. Lubię nowe wyzwania. Potrafię wczuć się w dany problem tak, jakby dotyczył mnie osobiście. Wtedy łatwiej znajduje się rozwiązania. I jeszcze raz podkreślam, że sama na pewno w wielu sytuacjach nie poradziłabym sobie, ale od tego są przyjaciele, znajomi, rodzina, współpracownicy. Zdobywam nowe doświadczenia, uczę się asertywności. Potrafię już powiedzieć nie.

Z perspektywy lat, w twojej ocenie, łatwiej jest być pracownikiem, czy zarządzać pracownikami?

– Wydaje mi się, że by zarządzać pracownikami trzeba najpierw umieć pracować i wiedzieć, jak można coś zrobić. Wtedy docenia się ludzi. Ja na szczęście nie mam oporów przed żadną pracą. Potrafię w kilka godzin nazbierać wiadro jagód w lesie, mogę sprzątać, gotować, prać. Wiem jak ciężko pracują rolnicy przy żniwach czy sianokosach. Potrafię wydoić krowy i uprawiać ogród. Mam pasiekę. Pracowałam w drukarni, byłam hostessą, dziennikarką, jak trzeba to zaśpiewam i zagwiżdżę w teledysku. Jestem mamą i żoną – można by długo wymieniać. A wszystkie te role w których dane mi było uczestniczyć lubię. Myślę, że jeszcze z niejednego pieca przyjdzie mi jeść chleb. I bardzo dobrze. Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy – jak mawiał poeta.

Dziękuję za rozmowę.

Komentarze