Być dyrektorem Opery Podlaskiej – nawet dobry przedsiębiorca mógłby sobie nie poradzić

opera podlaska

Trzeci dyrektor Opery Podlaskiej mówi kiedy budynek będzie zielony, czy „Raz do roku w Białymstoku” powróci oraz o tym co łączy go z Shakin’ Stevensem.

Spotykam się z nim w operze grubo po 16:00. Zdaje się być nie tylko oddany swojej pracy, ale też zwyczajnie ją lubić. Sam przyznaje, że po prostu lubi spędzać czas w operze. Jego gabinet mocno różni się od poprzedników. To samo pomieszczenie wydaje się mniej ekskluzywne, pozbawione przepychu. Były urzędnik Urzędu Marszałkowskiego doskonale sprawdzał się przez lata w roli dyrektora technicznego. Od niemal roku musiał odnaleźć się na stanowisku zarezerwowanym do tej pory dla artystów z celebryckim zacięciem. Damian Tanajewski, dyrektor najdroższej opery w Polsce, opowiada o swojej niełatwej pracy w Operze i Filharmonii Podlaskiej.

dyrektor oifp

Jakie ma Pan wspomnienia związane z dawnym Amfiteatrem w Białymstoku – betonową dziurą w ziemi, która była kilka lat temu w miejscu Opery?
Jedno pamiętam na pewno. Rodzice obiecali zabrać mnie na koncert Shakin’ Stevens’a, ale ostatecznie – nie pamiętam dlaczego – tego nie zrobili. To chyba było na „Raz do roku w Białymstoku”. Wtedy raz w roku były tu duże koncerty.

Shakin’ Stevens? To żyjący artysta?
Nie wie Pan kto to Shakin’ Stevens? Naprawdę?! Wyraźnie pobudzony dyrektor Tanajewski, sięga po iPad i odwiedza youtube, aby pokazać mi teledysk popularnego w latach 80-tych artysty.

Niestety nie. Ile ma lat?
A nie wiem. Zaraz sprawdzimy. Żyje! Ma 67 lat.

Dzisiaj mógłby Pan spełnić to marzenie.
A wie Pan, obiecuję sprawdzić w ciągu dwóch tygodni czy Shakin’ Stevens mógłby zagrać dla białostoczan. Może warto odtworzyć też „Raz do roku w Białymstoku”? Tylko bez koców i termosów… śmiech

Niedawno na portalu natemat.pl pojawiło się zestawienie, dotyczące popularności polskich oper i filharmonii. Opera Podlaska jest w czołówce z wynikiem 152 413 widzów w ostatnim sezonie. Pomimo to – przyglądając się publicznej debacie o Operze – nadmiar komplementów zdaje się Panu nie grozić.
Ta liczba to nasz wielki sukces, ale jest też z nią związany pewien paradoks. Więcej widzów nie oznacza większych przychodów. Instytucja kultury dokłada publiczne pieniądze do każdego widza. My mamy ich bardzo wielu, więc wydatki także są niemałe. Poza tym od początku chcieliśmy być we wszystkim najlepsi i stąd za czasów mojego poprzednika pojawił się kredyt.

Ma Pan na głowie wielką instytucję, która – niezależnie od wyników – ma wierne grono krytyków. Gratulować Panu czy współczuć stanowiska?
Gratulować. Jestem bodajże najmłodszym dyrektorem tego typu instytucji w kraju. Kredytu już nie mamy, roślinność na dachu rośnie, ludzie się od nas nie odwrócili. Jestem szczęśliwy.

A co gdy na wiosnę bluszcz znowu nie wyrośnie i znowu będziemy widzieć tylko betonową fasadę? Znowu posypie się na Pana krytyka.
Tego lata Pan Adam – nasz operowy ogrodnik – sprawił, że wyglądaliśmy świetnie. Cały Białystok wysechł, a u nas było zielono. Mogę obiecać, że nasza fasada porośnie na zielono za dwa lata. Pan Adam mi to obiecał i nie mam podstaw, aby mu nie wierzyć.

Opinia publiczna coraz częściej akceptuje w publicznej debacie argument nieopłacalności ekonomicznej lotniska czy stadionu w Białymstoku. Widzimy w istnieniu tych instytucji głębsze cele. Zadłużenie, budżet Opery zawsze wzbudza większe emocje. Czasami można odnieść wrażenie, że Podlasianie polubili nie tylko chodzić do Opery. My po prostu uwielbiamy o tej instytucji dyskutować.
Uważam, że Opera jest motorem napędowym Białegostoku. Opera to instytucja kultury, ale też tarasy widokowe z piękną panoramą, miejsce spacerów, restauracja, kongresy. W 2014 roku zorganizowaliśmy 400 wydarzeń artystycznych. Nasz budżet to 28-30 milionów złotych. Stąd dyskusja jest zrozumiała. Opera to jest tradycja. Potrzeba wielu lat, aby stworzyć tradycję. Przy czym nic tak nie spaja lokalnej społeczności jak ona.

Być dyrektorem Opery – to zdarza się nielicznym, nie jest łatwe. Nie jest to praca od 8:00 do 16:00. Z ulgą wraca Pan po całym dniu w Operze do domu?

Nieważne, że spędzam tu 10 – 15 godzin, bo były próby, praca na scenie, kwestie administracyjne i inne rzeczy do zrobienia. Czasami jest tak: wracam do domu, chwilę tam posiedzę i nadal coś mnie tutaj ciągnie. W pewnych momentach tutaj odpoczywam. Kończy się tydzień. Mam świadomość – pomimo, że jutro jest sobota i niedziela – że nie wytrzymam i tutaj przyjadę. Tą pracę można albo pokochać, albo znienawidzić. Ja ją pokochałem.

Damian Tanajewski

Komentarze