Ceny galopowały jak szalone. Młynarze liczą na łaskawszy rok

Gdyby trzeba było dosłownie w dwóch słowach określić, jaki był miniony rok w branży młynarskiej, to brzmiałyby one tak: drożyzna i pandemia. Młynarze niemal co miesiąc informowali o wzrostach cen zbóż i przestrzegali przed nieuchronnym wzrostem cen mąki i produktów, które powstają na ich bazie. Rekord padł w listopadzie, gdy notowania cen pszenicy na giełdzie Matif przekroczyły 300 euro za tonę. Do tego nieustanna walka ze skutkami COVID-19.

– To był bardzo trudny rok – mówią polscy młynarze, licząc na to, że kolejny będzie dla nich łaskawszy.

W pierwszej połowie 2021 roku ceny pszenicy, żyta oraz innych zbóż utrzymywały się na bardzo wysokich poziomach dyktowanych przez rynki światowe i wysokie, stale rosnące tempo eksportu.

– Ceny zbóż na rynku polskim są pochodną cen światowych oraz kursu złotego do euro i dolara. Eksport zbóż z Polski jako członka UE, nie podlega żadnym ograniczeniom, zarówno do krajów Unii, jak i na rynki trzecie (poza nielicznymi ograniczeniami fitosanitarnymi, np. eksport do Iranu czy Iraku). Polska stała się dużym dostawcą zbóż w ostatnich latach. W okresie lipiec 2020 – czerwiec 2021 wyeksportowano ponad 4 mln ton pszenicy konsumpcyjnej – mówi Krzysztof Gwiazda, prezes Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Zbożowo-Młynarskiego. – 4 miliony ton pszenicy to około 1/3 polskiej produkcji i praktycznie tyle samo, ile zużywamy pszenicy w naszym kraju na cele konsumpcyjne (reszta jest zużywana głównie na pasze). Taka struktura, w tym wielkość eksportu, powoduje, iż ceny płacone krajowym producentom przez eksporterów mają bezpośredni wpływ na poziomy cen w każdym rejonie Polski, uwzględniając oczywiście koszty logistyki z różnych miejsc w kraju do portów czy na rynek niemiecki.

Żniwa zazwyczaj przynosiły poluzowanie cen i na to liczyli młynarze. Niestety, w tym roku również podczas żniw i tuż po nich ceny pszenicy dalej rosły. Trzeba pamiętać również o tym, że koszt wytworzenia mąki to w 80 procentach koszt surowca, czyli pszenicy lub żyta.

Dodatkowo, tuż po ubiegłorocznych żniwach zarysowała się co raz wyraźniejsza tendencja na rynku zbóż w Polsce – spadająca podaż pszenicy i pozostałych zbóż. Producenci zaczęli wstrzymywać się ze sprzedażą ziarna, licząc na możliwość uzyskania jeszcze wyższych cen.

Ofert sprzedaży było co raz mniej i płynność w handlu zbożem słabła z tygodnia na tydzień. Taka sytuacja sprzyjała dalszej zwyżce cen i w efekcie od października zarówno młynarze, jak i paszowcy płacili znacznie wyższe ceny za ziarno, od tych proponowanych przez eksporterów.

– Brak dostatecznej podaży pszenicy na rynku, występujący przez dłuższy czas, jest bardzo niepokojącym zjawiskiem i może doprowadzić do ograniczenia produkcji mąki i w skrajnych przypadkach okresowych zakłóceń w jej dostawach na rynek – mówi Krzysztof Gwiazda. – W aktualnej rzeczywistości rynkowej, trudno oczekiwać od młyna, aby oferował i sprzedał mąkę do piekarni nie mając zabezpieczonego surowca do jej produkcji. Już w grudniu dochodziło do sytuacji, iż do sprzedaży mąki z dostawą np. na styczeń czy luty dochodziło tylko wtedy, gdy młyn zdołał zakupić odpowiednią ilość pszenicy niezbędną do wyprodukowania sprzedawanej w tym samym czasie partii mąki.

W ostatnich latach notujemy nieustający wzrost cen energii elektrycznej w Polsce. Tak było również w minionym roku. Zgodnie z notowaniami na Towarowej Giełdzie Energii, we wrześniu bieżącego roku prąd podrożał o 90% w porównaniu do września 2020. A to był dopiero zwiastun tego, co zaczęło się dziać z cenami prądu pod koniec 2021.

Do tego dochodzą podwyżki opłat stałych związanych z dostawą energii czy wprowadzona w tym roku tzw. opłata mocowa. W młynarstwie prąd to 3 – 4% kosztów wyprodukowania mąki. Wydaje się niedużo, ale przy wzroście cen energii w skrajnych przypadkach o kilkaset procent, zaczyna to być istotne. Szczególnie, jeśli się weźmie pod uwagę, że marżowość w tym przemyśle jest na poziomie kilku procent.

Wielkość kosztów transportu w strukturze wydatków poszczególnych firm młynarskich różni się, ale można przyjąć, że lokuje się w przedziale 4 – 7% całości kosztów. Młynarze szacują, iż w okresie ostatniego roku wydatki na transport (własny i wynajmowany w różnych proporcjach w zależności od firmy) zwiększyły się o 50 – 70%. Oprócz rosnących kosztów paliwa należy także wziąć pod uwagę wyższe koszty ubezpieczenia czy dotkliwe braki kierowców.

Do pakietu z podwyżkami, które miały bezpośredni wpływ na sektor młynarski, należy dorzucić opakowania. I tak, dla przykładu: ceny tektury z recyklingu wzrosły o 30 – 50%, ceny folii (LDPL) ponad 100%. Podrożała także folia termokurczliwa i folia stretch, palety drewniane, worki i torebki papierowe. Oczywiście, jak i w innych gałęziach gospodarki, rosną oczekiwania płacowe szczególnie w sytuacji rosnącej inflacji.

Młynarstwo musiało dostosować się do zmieniającej się dynamicznie sytuacji, aby wdrożyć wszystkie niezbędne procedury sanitarne, przeciwdziałać zagrożeniom wstrzymania przemiału czy zakłóceniom w logistyce i wreszcie sprostać nagłym zmianom w strukturze popytu. To pociągnęło za sobą konieczność zmian w produkowanym asortymencie. A wszystko to następowało w poczuciu pełnej odpowiedzialności konieczności zapewnienia dostaw produktów niezbędnych do normalnego funkcjonowania społeczeństwa.

– Jednak muszę przyznać, że w minionym roku, jeżeli chodzi o covid, po doświadczeniach roku 2020 wiedzieliśmy, co może nas czekać i jakie mogą być skutki. Z całą pewnością sektor był lepiej przygotowany niż na początku pandemii. Niemniej jednak, były to miesiące trudne i pełne obaw – mówi Krzysztof Gwiazda.

Red. PP, fot. pixabay

Komentarze