Chłopak z Podlasia, który ubiera gwiazdy, prezesów i ambasadorów.

Bartosz Malewicz Podlasie

Przygotowując się do rozmowy z nim pomyślałem, że gość, który nie ma 30 lat i ubiera m.in. dyrektorkę sieci Orange na Europę Środkową i Wschodnią oraz Yuri Drabent’a , Kasię Stankiewicz, Piotra Kupichę, a nawet niektórych ambasadorów, musi opierać swój biznes nie tylko na talencie i ciuchach. Spodziewałem się, że wiele zawdzięcza swojej charyzmie. To spotkanie pozwoliło mi jeszcze lepiej zrozumieć, że dobry biznes robią ludzie, którzy lubią siebie i innych. Lubią życie i każdego dnia poszukują sposobu, aby to udowodnić.

W Barcelonie czy Londynie szukam pomysłów. Do Białegostoku wracam, żeby odpocząć. Lubię to miejsce – mówi Bartek Malewicz, gdy pytam go o jego dzisiejsze związki z rodzinnym miastem. Od początku zakładam, że nie ma zamiaru zarabiać na Podlasiu pieniędzy.

Lubisz Białystok, ale nadaje się tylko do odpoczywania?

Nie tylko. W Białymstoku mam własną szwalnię. Niedawno dostałem też dobrą propozycję biznesową. Choć mogę otworzyć teraz butik w Dublinie, Hiszpanii czy Nowym Jorku, na poważnie myślę o propozycji stąd. Dzisiaj żyję w Warszawie, bo tam mam stałych klientów, ale tutaj na Podlasiu mam rodzinę i najlepiej odpoczywam.

Warszawa dała Ci pracę i dzięki niej Twoje nazwisko jest dziś znane. Dobry projektant mody może w stolicy realizować marzenia?

I tak, i nie. W Warszawie panuje sztuczność, której nie lubię. Projektanci wcale wiele nie zarabiają, a programy typu TOP MODEL nijak mają się do prawdziwego życia i świata mody.

B Malewicz
fot. materiały prasowe

Sprzedajesz produkty bardzo luksusowe. W jakim stopniu ubrania definiują Twoje pojmowanie luksusu?

Kiedyś potrafiłem wydać na ubrania nawet 10 tysięcy złotych. Dziś luksusem jest dla mnie wiedza, możliwość rozmowy z ciekawymi ludźmi, niezależność, bycie sobą. Niedawno zrozumiałem, że mam w sobie większe pokłady niż tylko te zlokalizowane w umyśle. Myślę, że zbyt często wszyscy sami siebie ograniczamy.

Ale na co dzień jesteś perfekcjonistą?

Chyba nie. Dlaczego tak myślisz?

Kiedy wszedłeś przed chwilą do knajpy powiedziałeś, że nie zdejmiesz czapki, bo masz nieułożone włosy…

(śmiech) Naprawdę są rozwalone. Ważne jest dla mnie jak wyglądam, ale z wiekiem mam coraz większy dystans do powierzchowności.

Prowadzisz zdrowy tryb życia, ćwiczysz, zdrowo się odżywiasz, nosisz markowe ciuchy. Przecież Ty zarabiasz na dobrym wyglądzie.

Zarabiam pieniądze „wyglądem”, ale na co dzień wolę być szary, schować się. Nie chcę być rozpoznawalny.

Mówisz tak, bo marka Malevich jest rozpoznawalna.

Fakt, bez nazwiska w nazwie nie sprzedawałbym swoich ubrań tak dobrze. Dzisiaj skupiam się jednak na tym, aby oferować klientom szeroko pojętą jakość.

B Malewicz2

Twoja marka ma już siedem lat. Pewnie zdarzały się w tym czasie momenty odchylenia od tej perfekcyjności. Popełniłeś w tym czasie jakieś błędy?

Jasne. Błędy rozwijają i mobilizują. Na przykład zawsze zatrudniałem za dużo ludzi. Zaczynałem myśleć o biznesie od złej strony. Okazało się, że wiele rzeczy mogę robić sam, albo wykorzystywać outsourcing. Z drugiej strony mam szczęście, bo od dwóch lat moja firma ma inwestora, który rozwija markę Malevich.

Inwestor wspiera Cię dziś bardzo merytorycznie. A jak było na początku Twojej kariery? Spotykałeś na swojej drodze wielu wujków „dobra rada”?

Na „dobrych radach” przejechałem się już kilka razy. Warto słuchać innych, ale biznesowe decyzje trzeba podejmować w zgodzie ze sobą.

Rzadko odpowiadasz na pytanie o to, kogo ubierasz.

Moi klienci to osoby publiczne, zamożni ludzie w wieku 30+. O większości z nich wolę nie mówić. Szanuję ich prawo do prywatności. Mogę potwierdzić, że dobrze współpracowało mi się z Kasią Stankiewicz. Kiedyś zaprosiła mnie na swój koncert. Później w Konstancinie rozmawialiśmy o jej biznesowej filozofii, kreowaniu marki. Bardzo lubię właściciela agencji LUBIĘ TO – Yuri Drabent’a i jego żonę. To bardzo pozytywni i inspirujący ludzie.

Nie łatwo jest żyć z poczuciem, że jest się popularną i docenianą marką?

Dzisiaj staram się nie kierować tak bardzo własnym ego. Nie chcę determinować nim swojego życia. Lubię wolność. Tam gdzie będę ja, będzie przygoda. Ważne jest dla mnie bycie szczęśliwym tu i teraz. Lubię siebie, swoje życie. Akceptuję swoje wady i zalety. Bez tego nie byłbym w stanie tak sprawnie budować pozycji marki Malevich. Ostatnio inspiruje mnie buddyzm. Sporo czytam.

W takim razie na koniec proszę Cię o polecenie nam książek, które zarażą nas energią podobną do Twojej.

Jasne. Musicie przeczytać „Przebudzenie” Anthony DeMello oraz „Potęgę teraźniejszości” Eckharta Tolle. Polecam.

Poniżej przedstawiamy zdjęcia z jednej z ostatnich kampanii marki Bartka Malewicza.

B. Malewicz3
fot. materiały prasowe
B. Malewicz 5
fot. materiały prasowe

Komentarze