Za rok dwudziestolecie trylogii „U Pana Boga”. Jak uczcimy jubileusz?

Dobrze jest czasem spojrzeć na siebie i swoje otoczenie z przymrożeniem oka. Zrealizowany w 1998 roku film pt. U Pana Boga za piecem, oraz dwie jego bezpośrednie kontynuacje, to niezrównane satyryczne zwierciadło dla nas, mieszkańców Podlasia. Poprosiliśmy Piotra Damulewicza, profesora białostockiego wydziału Akademii Teatralnej, aktora Białostockiego Teatru Lalek i odtwórcę filmowej roli popa Wasyla, o podzielenie się wspomnieniami z planu. O swoich refleksjach opowiedział nam także Adam Zieleniecki.

Myślę, że dwudziestolecie serii zasługuje na uczczenie, bo to film bardzo lubiany przez Polaków. Jest bodajże w pierwszej dziesiątce ulubionych komedii Polaków, gdzieś za „Sami Swoi” – mówi nam Adam Zieleniecki, filmowy policjant z trylogii U Pana Boga. Przyznaje, że przyniosła mu popularność w całym kraju i do dziś daje rozpoznawalność Nawet ostatnio podszedł do mnie człowiek w Poznaniu, pytając: Pan grał policjanta w U Pana Boga? Na początku wszyscy dziwili się, że do takiej produkcji zatrudniono lalkarzy. Faktycznie wystąpiło w niej bardzo wielu aktorów z Białostockiego Teatru Lalek. Jednak nawet po latach Jacek Bromski chwali tę decyzję i zawsze powtarza, że wszystkie trzy filmy były równie udane. To nie zdarza się często. – dodaje.

Podlasie na wielkim ekranie

Jacek Bromski to reżyser o ugruntowanej ogólnopolskiej sławie. Szerszej publiczności znany jest głównie za sprawą filmów kryminalnych (Zabij mnie glino, 1987 r.) i inteligentnych, nieco sprośnych komedii (Sztuka Kochania, 1989 r., Kariera Nikosia Dyzmy, 2002 r.) Pomysł na fabułę osadzoną w naszym regionie zawdzięcza, całkiem dosłownie, wpływowi Amora.

Jacek, ówczesny mąż mojej serdecznej koleżanki Ani Romantowskiej, w którym Ania rozbudziła fascynację Białostocczyzną, wymyślił taką historię i ją zrealizował”- mówi pan Piotr Damulewicz. U Pana Boga za piecem to pogodna komedia, osadzona w wiejskich realiach wschodniego Podlasia, łącząca rzeczywiste wątki obyczajowe z lekką przygodą kryminalną. Nakręcone w kilka lat później kontynuacje (U Pana Boga w ogródku, 2007 r., U Pana Boga za miedzą, 2009 r.) pozostały wierne duchowi oryginału i zdobyły sympatię widzów w całym kraju.

W filmowej trylogii podlaska jest nie tylko sceneria. Wielu aktorów to, tak jak pan Damulewicz, nasi krajanie z Białostockiego Teatru Lalek. Teatralna proweniencja większej części obsady zapewnia nam widowisko na najwyższym poziomie artystycznym, tak różne od wielu współczesnych produkcji filmowych. „Coraz więcej aktorów gra w sposób naturalistyczny”- opowiada mój rozmówca- „A ja nie cierpię naturalizmu w teatrze i w filmie. To nie ma nic wspólnego z graniem, to jest bycie na scenie”. Istotnie, oglądając naszą swojską trylogię można odnieść wrażenie, że środki wyrazu, jakimi dysponują aktorzy dalece wykraczają poza to, do czego przyzwyczaiły nas telewizyjne seriale. Gesty jakby szersze, wymowa jakby żywsza… to wszystko potrafi wydobyć podlaskie uroki i przywary z niezrównaną siłą.

Za kulisami. Rodzinna atmosfera

Każdy, kto choćby powierzchownie interesował się produkcją filmową wie, że reżyser to nie tylko artysta, ale też organizator i gospodarz znacznego przedsięwzięcia logistycznego. W tej pracy ważna jest nie tylko wyobraźnia i wyczucie smaku, ale też zdolność budowania relacji między członkami ogromnego zespołu, obejmującego scenarzystów, aktorów, kompozytorów, plastyków i innych. Jak wynika z opowieści pana Damulewicza, niewielu może się równać z Jackiem Bromskim na tym polu.

„Atmosfera tworzona przez Jacka jest doskonała”- opowiada pan Piotr- „Potrafi tak zebrać ekipę, że w tej ekipie każdy czuje się dobrze. Co jest rodzajem ewenementu, bo w branży artystycznej ludzie najczęściej grają na siebie”. Ostateczny efekt, który możemy oglądać na ekranie, nie jest w końcu wyłącznym dziełem reżysera. Zwłaszcza takiego reżysera, obdarzonego niewymuszoną empatią. „Jacek jest bardzo… uległy, jeżeli chodzi o konkretne rozwiązania. Aktorzy mogą bardzo wiele proponować i on najczęściej te propozycje przyjmuje. Choć można z tego czynić zarzut, to jednak jest to coś fantastycznego, bo on tym samym daje aktorom pole manewru, pole do interpretacji roli”- kontynuuje pan Damulewicz.

Czyż film, osadzony w naszej pogodnej i gościnnej krainie mógłby się udać, gdyby kręcono go w inny sposób?

Fenomen zakonnic na rowerze

To, że Podlasianie lubią oglądać film o nich samych nie budzi zdziwienia. Skąd jednak taka popularność serii U Pana Boga… w całej Polsce? Częste, pomimo upływu lat, emisje telewizyjne, wysokie oceny w serwisach internetowych poświęconych kinematografii, ogólnie pozytywny odbiór na forach tematycznych, nagrody branżowe… wszystko to wskazuje na pewien fenomen.

Film wydaje się wyrastać niejako z dwóch tradycji. Z jednej strony mamy sielską, wiejską społeczność, wziętą jakby z kart Pana Tadeusza. Tym tropem poniekąd chodzili już wcześniej twórcy Samych swoich. Z drugiej problemy, często o podłożu kryminalnym, z którymi musi się zmierzyć lokalna społeczność, przeciwstawiająca przemocy swój prosty lecz odwieczny system wartości i styl życia. Jest w tym coś z westernu; może można by to nazwać easternem?

Pan Piotr Damulewicz podkreśla, że to, co widzimy na ekranie w znacznej mierze oddaje prawdę o Podlasiu. „Jesteśmy tworem bardzo określonej kultury. Kultura polska, a zwłaszcza kultura pogranicza jest o tyle ciekawa, że tutaj ścierają się dwa bardzo zasadnicze nurty w kulturze świata: tak zwana kultura zachodu, czyli Kaczora Donalda, i kultura wschodu, czyli taka bizantyjska, słowiańska. Dramat i humor bardzo często rodzą się na styku tych kultur. Moim zdaniem te filmy dotykają tego problemu, choć niedosłownie.”

Ale spoza poważnych konfliktów i doraźnych perypetii spływa na nas swego rodzaju nadrzędny spokój. „To jest jakaś łaska niebieska, dotykająca tych rejonów”- opowiada pan Piotr w zamyśleniu- „Jest coś, co sprawia, że czujemy się po prostu dobrze. Może to jest przyroda? Może to są zagony z brzozowych żerdzi pobudowane na łąkach? Może są to te siostry, które w spokoju ducha jeżdżą na tandemie i się niczym nie przejmują? Ten spokój jest czymś, co w dzisiejszym rozdygotanym świecie, kompletnie porąbanym między nami mówiąc, daje oddech.”

Może więc warto czasem rozejrzeć się po naszym własnym województwie, dostrzec, że filmowe obrazy nie są wyssane z palca, lecz odzwierciedlają rzeczywistość? Z pewnością nie tak soczystą i barwną, ale czyż przez to mniej wdzięczną?

Aktorzy trylogii i pracownicy Telewizji Polskiej w Warszawie zapytani nieoficjalnie o nadchodzący w następnym roku jubileusz, poinformowali nas, że nikt do tej pory nie zaplanował żadnej formy uczczenia 20-lecia serii U Pana Boga. Miejmy nadzieję, że telewizji publicznej nie zabraknie w 2018 roku funduszy na to niewątpliwe święto polskiej kinematografii.

Komentarze