Ilona Karpiuk: Warszawscy fani dobrej muzyki będą skonsternowani, bo właśnie mija ich autobus z hasłem „Halfway Festival Białystok 2017”

Ilona Karpiuk, fot. Monika Woroniecka

W końcu 2011 roku jako 3-osobowy zespół festiwalowy wzięliśmy się za bary ze wszystkimi. Z dyrekcją Opery, z urzędnikami, z fanami muzyki, z innymi festiwalami, z artystami, z mediami. Poważna rozgrywka, z której tak naprawdę nie wiadomo było co wyniknie. Wynikła pierwsza edycja Halfway Festival. Trochę pokraczna, bo dwuetapowa, ale z takim artystami, że do dziś serce mięknie na wspomnienie koncertów i najurokliwszego after party, na jakim dotychczas byłam. Nawet fakt, że pierwsze koncerty odbyły się w sali koncertowej przy Podleśnej jakoś blednie i przestaje mieć znaczenie. Potem już tylko Amfiteatr. Niektórzy twierdzą, że to namiastka prawdziwego białostockiego amfiteatru i wspominają z rozrzewnieniem koncerty na powietrzu, zanim stanęła na jego miejscu „chłodnia” o nazwie Opera (tak zwykłam nazywać bryłę Opery, zanim trafiłam tu do pracy). Ale jeśli ktoś naprawdę lubi muzykę i choć raz trafił na halfwayowy koncert myślę, że nie znajdzie lepszej i prawdziwszej nazwy na ten kameralny, urokliwy, ale jednak Amfiteatr.

Pierwsza edycja. Mało ludzi, mały rozmach, mały rozgłos. Co robić? Nie poddawać się, bo przecież idea jest warta kontynuacji. Jest nas mało, tych, którzy wierzą, że naprawdę warto, plany ambitne, ale już na kolejnej edycji piękny komplet artystów i komplet na publice. Rozpoznawalność wzrasta. Wciąż pracujemy, by zniwelować mniejsze i większe błędy, konsekwentna komunikacja, jasna identyfikacja, słowem Marka. Festiwal. Coś Dobrego. Efekt? Niesamowity wzrost rozpoznawalności, przywiązanie do marki, a w kryzysie…- cały szereg Rejtanów. Kryzys. Zjawisko, które w instytucji kultury należy do codzienności. Instytucja zawsze ma jakiegoś organizatora, a organizator zawsze jest jakiejś opcji. Jedna opcja nie po drodze ma z inną i tak trwają podchody, tarcia, korowody i rozwody. Cierpi na tym kultura, tak jak dziś cierpi Halfway Festival i Podlaska Oktawa Kultur, która pięknie podsumowała na swoim profilu fejsbukowym głosowanie radnych odcinające finansowanie z miejskiego budżetu dla obu wydarzeń, prezentując zdjęcia z festiwalu i radnych oklaskujących artystów, a dokładnie jednego radnego, który już nie chce tam więcej klaskać. My jako Halfway nie mamy takich pamiątek, bo prawdopodobnie w mniemaniu radnych jako festiwal kameralny i alternatywny nie stanowimy atrakcyjnej areny do autopromocji. Lub prezentujemy nieciekawą muzykę. Chociaż nie obrazilibyśmy się, gdyby radni zaglądali na koncerty i sprawdzili, dlaczego mieszkanka Białegostoku mówi: „Jedno z najpiękniejszych wydarzeń w moim życiu i nie ma w tym przesady. Mimo, że mieszkam w Białymstoku już czwarty rok, to pierwszy raz czułam się tu tak bardzo jak u siebie”. Inna za to pewnie już kupiła karnet na tegoroczną edycję, bo po ostatniej przyrzekała: „Bardzo dziękuję za możliwość uczestniczenia w tak cudownym wydarzeniu! Niesamowita atmosfera, pełne zaufanie do publiczności, do artystów. Za rok jadę w ciemno!”. Robimy ten festiwal dla takich ludzi. I takich: „Oprócz dobrych wspomnień związanych z festiwalem wynoszę też zupełnie inne myśli dotyczące Białegostoku (jestem z Warszawy). Cieszę się, że mogłem spędzić w nim trochę czasu i poznać od mniej stereotypowej strony. Serio robicie miastu PR”. Nie musimy silić się na uprzejmości, żeby na wypadek zagrożenia festiwalu zbierać żniwo. Dla nas to przyjemność organizować festiwal, za który uczestnicy dziękują też tak:

  • „Superfestiwal. Unikat. Bardzo gratuluję pomysłu. Tak trzymać! Do zobaczenia za rok. Pozdrawiam mega sympatycznych organizatorów. Halfway to inna Polska – prawdziwa”
  • „Jesteście naprawdę wspaniali i jestem dumna, że mogę zapraszać znajomych z całej Polski na Wasz festiwal bez żadnych obaw, bo wiem, że będą się dobrze bawić. ”
  • „Róbcie ten festiwal dalej, bo to naprawdę jedna z niewielu imprez w Białymstoku, którymi możemy się chwalić nawet za granicą, każda osoba, która przyjeżdżała na Halfway z innego miasta była zachwycona. Poszerzacie moje horyzonty muzyczne, dostarczacie pozytywnych wrażeń, no i zawsze miło jest spędzić czas w połowie roku w tak fajnej scenerii, jaką gwarantuje Amfiteatr Opery. Keep doing it!”

Czy ktoś się jeszcze dziwi, że mamy złudzenia, iż Halfway promuje Białystok? Jednym słowem
sukces! (?) Ale jednak poprzedzony kilkuletnią orką. Co jest złego w tym, że tym sukcesem organizatorzy, czyli Opera i Filharmonia Podlaska z najszczerszą otwartością dzielą się z innymi, uszczęśliwiając jak się okazuje na siłę Miasto Białystok. I nie będę się odnosić do strategii promocyjnej Białegostoku, bo też nie prowadzę ścisłych notatek, ale były „momenty”, które potwierdzają, że raczej jej nie ma. A odbiór Białegostoku na zewnątrz? Wiem, że jeśli ludzie zdecydują się przyjechać na Halfwaya, ŻubrOFFkę czy Up To Date, a wiem to z pierwszej ręki, są pozytywnie zaskoczeni, chodzą po rynku, zachwycają się otwartością miejscowych, klepią po ramieniu pracowitych organizatorów, a gdy mają więcej czasu – jadą do Białowieży, Supraśla, a nawet Sokółki.

I choć sprawa Halfwaya zamyka się w kwocie 300 tys. z budżetu miejskiego, to mam wrażenie, że w ostatnich dniach przyćmiła nawet 4-milionową stratę w budżecie województwa z powodu bezsensownego referendum w sprawie lotniska. 300 tysięcy dla Halfwaya czy 150 tysięcy dla Podlaskiej Oktawy Kultur to prawdziwe być albo nie być dla tych wydarzeń. Zbędne w zrealizowanej formie referendum pomogłoby w przygotowaniu (abstrahując od źródła tych środków). 10 edycji Halfwaya i 6 koncertów Oktawy albo 10 Oktaw, 5 Halfwayów i jeszcze kilku ŻubrOFFek, lub też kilku Halfwayów, Oktaw, ŻubrOFFek czy Up To Date’ów. Ilość konfiguracji pozwala zdrowo pofantazjować, szkoda jednak, że o zdrowym rozsądku nie da się w tej sytuacji nawet zająknąć.

Całkiem niedawno słowo „Białystok” wiele osób wymawiało z wypiekami na twarzy. To wszyscy Ci, którzy zakupili karnet „half blind” na Halfway Festival, znając jedynie trzech pierwszych artystów, którzy wystąpią na festiwalu. Rumieńce pojawiały się też u tych, którzy czekali na kolejne ogłoszenia, trzymając kciuki, aby ich plany pozwoliły spędzić czerwcowy weekend w Białymstoku. Wreszcie wypieki stale występują w niewielkim zespole organizacyjnym Halfwaya, bo właśnie ruszyła pierwsza kampania w Warszawie, idzie sprzedaż, kolejni artyści przysyłają potwierdzenia, zbliżają się terminy konkursów o dofinansowanie ( bo przecież środków jest zawsze za mało lub na styk). Warszawscy fani dobrej muzyki będą skonsternowani, bo właśnie mija ich autobus z hasłem „Halfway Festival Białystok 2017”, a w internecie czytają, że „PiS wycina”. Tylko nie będą już wiedzieć, czy chodzi o Puszczę Białowieską czy o najmniejszy z polskich festiwali o tak wielkim kalibrze, co się zowie Halfway Festival. I może o to niektórym chodzi…

Komentarze