Jak podjechać pod Biedronkę? Przedsiębiorca od lat wojuje o prosty dojazd do swojego obiektu

W najdłuższej miejscowości na trasie Białystok – Augustów, przy krajowej trasie, jest sklep, pod który nie da się normalnie podjechać. To Biedronka w Suchowoli. Wjazd do niej z DK8 jest zastawiony bramkami, bo – jak opowiada właściciel budynku – zdaniem zarządcy drogi stwarzał zagrożenie w ruchu. Ale kierowcy, hamujący w poszukiwaniu wjazdu, problemem widocznie już nie są. Przedsiębiorca od kilku lat walczy o to, by móc za własne pieniądze wybudować zjazd do dyskontu. Tymczasem gmina wyasfaltowała inną drogę dojazdową do marketu, ale dla wielu potencjalnych klientów nadal nie załatwia to sprawy, bo nadal nie jest to bezpośredni zjazd.

– Nie odpuszczę wjazdu wprost z drogi (krajowej nr 8 – przyp. red.) – zaznacza właściciel obiektu.

To Sławomir Radulski, przedsiębiorca z Białegostoku.

Gdy zdecydował się na inwestowanie w Suchowoli, nie przewidział, że świetna lokalizacja i brak w okolicy sklepów marki Jeronimo Martins Polska, przysporzą mu więcej problemów niż korzyści. Dyskont znajduje się tuż przy krajowej „ósemce”, ale aby zrobić w nim zakupy, trzeba najpierw znaleźć boczny wjazd, a potem przejechać tak zwaną drogą zagumienną ponad kilometr.

Sytuacja ta trwa od niemal siedmiu lat, od kiedy sklep powstał. To była nowość i radość dla miejscowych, bowiem to jedyna Biedronka w promieniu 40 kilometrów. Wcześniej trzeba było jechać do marketów w Knyszynie, Augustowie, Sokółce albo Białymstoku. Tłumnie więc zakupy w niej robią nie tylko mieszkańcy Suchowoli, ale też innych, oddalonych miejscowości. Niedługo jednak wszyscy cieszyli się pojawieniem się ulubionego marketu.

Kilka tygodni po otwarciu Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad w Białymstoku, zarządzająca trasą, przy której stoi sklep, zablokowała klientom wjazd na parking. Ustawiono metalowe bramki na wysokości wjazdu. Tym klienci specjalnie się nie przejęli i przez jakiś czas na parking wjeżdżali po chodniku – oczywiście łamiąc tym samym przepisy.

W końcu zagrodzono teren wokół sklepu na całej jego szerokości, tym samym uniemożliwiając wjazd z szosy. Urzędnicy tłumaczyli to wtedy kwestiami zachowania bezpieczeństwa. Klienci mieli nie respektować poziomych znaków na jezdni. Stwierdzono też, że skoro jest tam tak duży ruch, to trzeba uniemożliwić wjazd również z prawego pasa drogi krajowej, bo to, miało zagrażać innym kierowcom.

W decyzji o warunkach zabudowy wskazano inny wjazd do sklepu, również z ósemki, przez drogę dojazdową do pól, którą właściciel zobowiązał się w umowie z gminą wyasfaltować. Do tej pory była to powybijana, szutrowa nawierzchnia. Klienci narzekali na jej stan, ale nie mając innego wyboru, korzystali z niej.

Inwestor z tej umowy się jednak nie wywiązał, dlatego gmina, wyrokiem sądu, na koszt właściciela sklepu, drogę tę wyasfaltowała. On jednak nie przejmuje się tym faktem, bowiem dla niego najważniejsze jest to, by klienci widząc przy trasie sklep, nie musieli gorączkowo szukać wjazdu.

– Klienci są, robią zakupy mimo tych utrudnień, ale byłoby ich na pewno więcej, gdyby nie musieli zastanawiać się, jak dostać się do marketu, co przełożyłoby się z pewnością na zyski – zauważa w rozmowie z naszą redakcją właściciel.

Dlatego też przedsiębiorca do GDDKiA wielokrotnie składał już wnioski o możliwość wybudowania lewoskrętu i o wybudowanie prawoskrętu, nawet na własny koszt. I ciągle dostaje decyzje odmowne. Mimo że niezależny ekspert, który wydał opinię w tej sprawie, nie widzi przeszkód, by do dyskontu można było wjeżdżać wprost z szosy.

Sprawa ta znalazła swój finał w sądzie. Toczy się w warszawskim WSA, bo lokalnym sądom przedsiębiorca w tej sprawie nie wierzy. Dodatkowo, gmina wykonała drugi dojazd do sklepu, z chodnikiem od ul. Goniądzkiej, aby poprawić bezpieczeństwo na tej bardzo uczęszczanej drodze.

Kto w tej sprawie powinien odpuścić?

Ewa Bochenko

Komentarze