Jego załoga czyści kurniki na całym Podlasiu. Już myśli o ogólnopolskiej ekspansji

Jest przed 30-tką, a na swoim koncie ma już prężnie działającą firmę w branży rolniczej, obok rozwija drugą, usługową. Udziela się społecznie, stworzył Suchowolską Ligę Szóstek, w której grają zawodnicy z całego regionu i do tego jest rolnikiem. Udowadnia, że życie z rolnictwa nie musi wiązać się z nieustanną pracą, siedem dni w tygodniu, bez zwolnień i urlopów. Chociaż, z tych ostatnich nie korzysta, nie ma czasu. Mówi, że dopiero się rozkręca, jako przedsiębiorca.

Dawid Kolenda (na zdjęciu), bo o nim mowa, to niespełna 30-letni mieszkaniec Połomina, wsi pod Suchowolą, który jest właścicielem firmy Kolenda. Od małego nie czekał aż mu manna spadnie z nieba. Uczył się zarabiać i pomnażać pieniądze. Dziś większość młodych ludzi na wsi, jeśli nie ucieknie z niej na etapie szkoły średniej, zostaje rolnikami.

Dawid nie zamierzał uciekać nigdy. Od kiedy skończył szkołę i zajął się gospodarstwem rodziców, szukał alternatyw na zarabianie w rolnictwie, przy możliwie najmniejszych nakładach pracy. Nie udało mu się to do końca, bo pracuje dużo, ale pieniądze zarabia. Zaczynał od uprawy warzyw, a konkretnie brokułów. Popyt na to był. Rzecz w tym, że chłodnie miały problemy z płynnościami finansowymi, a tym samym z wypłatami dla plantatorów. Młody przedsiębiorca nie chciał żyć, czekając miesiącami na przelew za swoją pracę.

– Miałem oczy dookoła głowy. Obserwowałem lokalne rynki, szukałem nisz. Zawsze jakieś są, tylko nie każdy chce je widzieć. Bo jeśli rzuca się w oczy jakaś dziura w którejś branży, ale np. wiąże się z fizyczną pracą, mało kto chce się na nią porywać. Ja się pracy nie boję, wychowałem się na wsi, więc na pewno miałem przez to łatwiejszy start. Przynajmniej mentalnie – tłumaczy Kolenda.

Wszystko zaczęło się niewinnie. Od dorabiania przy rolniczych pracach. W jego okolicy akurat trwał boom przebranżawiania się hodowców bydła na producentów drobiu. Kurniki rosły jak grzyby po deszczu. Brakowało ludzi do ich czyszczenia, a przede wszystkim do transportu drobiu. Dawid więc spróbował swoich sił przy tym ostatnim.

– To ciężka praca, często w nocy. Kiedy transporty odbierają rzuty z kilku obiektów jednocześnie, potrzeba mnóstwa rąk do pracy. Nie można z tym poczekać, nie da się tego zrobić etapami. Myślałem nawet, by stworzyć profesjonalną ekipę do tego zadania, ale zrezygnowałem z tego pomysłu. Bałem się, że nie będę mógł się realizować w nim tak, jakbym chciał – wspomina.

Przy tej pracy Dawid podpatrzył potrzebę czyszczenia kurników i jednocześnie pomysł na biznes, który chłopak konsekwentnie realizował, nie szukając już wymówek. Nie miał pieniędzy na specjalistyczne maszyny, więc skorzystał z unijnych środków na ich zakup. Sam napisał pierwszy projekt. Kolejne zresztą też robił bez pomocy. A potem zaczął pomagać innym w ich tworzeniu, z czego również uczynił sposób na zarabianie. Pisze wnioski o dotację z PROW. Cztery lata temu miał już swoją działalność, która wtedy skupiała się tylko na rynku w najbliższej okolicy. Dziś jego załoga czyszcząca kurniki obsługuje całe Podlasie, a on planuje ekspansję na Polskę. Obecnie ma trzy duże zamgławiacze termoaktywne i dwanaście myjek ciśnieniowych. Kolejne inwestycje są tylko kwestią czasu.

– Ogromną rolę odegrała tu tak zwana poczta pantoflowa. Od początku stawiałem na jakość, co nie wiązało się z konkurencyjnością cenową. Postawiłem jednak wszystko na jedną kartę: na wysoki poziom świadczonych usług. To była dobra decyzja, bo dzięki temu mogę dalej się rozwijać, a nie kręcić w kółko, stojąc w miejscu z powodu braku funduszy. Klienci docenili jakość, dokładność i zaczęli mnie polecać. To lepsze niż opinie w Google, które przecież można kupić, a zaufania zadowolonych klientów nie da się opłacić pieniędzmi – zauważa.

Jakby tego było mało, jest dyrektorem sprzedaży w firmie handlującej maszynami rolniczymi, wciąż prowadzi gospodarstwo rolne, ale już nastawione na produkcję zwierzęcą. Utrzymuje ponad sto sztuk bydła. Ma żonę, synka. Do niedawna trenował dziecięcą drużynę piłkarską. Jest też społecznikiem, najpierw do maleńkiej Suchowoli ściągnął Playarenę, ligę amatorskiej piłki nożnej. A kiedy zaczęły w niej grać drużyny z całego województwa, stworzył własną ligę: Suchowolską Ligę Szóstek. Zapytany o to, jak odpoczywa, odpowiada bez namysłu, że nie odpoczywa, bo nie ma czasu. Poza tym, praca to jego życie, kocha to co robi.

– A przecież mówi się, że jeśli robi się coś z pasją, to nie przepracowuje się ani jednego dnia. I ja się tak właśnie czuję. Nie umiem siedzieć w fotelu z pilotem w ręku. Muszę być w ruchu – podkreśla.

Dawid zdaje sobie sprawę z wahań na rynku rolnym. Wie, że w którymś momencie może pojawić się ptasia grypa czy inny czynnik, z dnia na dzień odcinający go od źródła dochodu. Ubezpiecza się na taką okoliczność, równolegle rozbudowując działalność usługową, również w rolnictwie, kompletuje park maszynowy, w którym na razie najważniejszą rolę odgrywa sieczkarnia do kukurydzy i koparka gąsienicowa. Zdradza, że ma jeszcze mnóstwo innych planów do realizacji, ale na razie nie chce o nich mówić. O marzeniach też nie. Jego zdaniem trzeba je realizować, a nie o nich opowiadać.

– Cieszę się, że nie uciekłem ze wsi. Tu się inaczej żyje i wcale nie gorzej, niż w mieście. Trzeba tylko znaleźć fajny sposób na siebie. To nie jest wcale takie trudne, jeśli chce się go znaleźć – puentuje Dawid.

Ewa Bochenko

Komentarze