Jest coraz gorzej, a samorządy zostawiły nas samym sobie!

W takim emocjonującym tonie sytuację swojej firmy ocenia Ewa Wilczewska z monieckiego Gospodarstwa Ogrodniczego Grochowscy i Wilczewscy (na zdjęciu wnętrze szklarni). Opowiada, że jest źle i nie wiadomo, czy uda się zarobić chociażby na zwrot kosztów funkcjonowania szklarni. Stwierdza, że ma bardzo utrudnioną możliwość sprzedaży produktów na terenie okolicznych targowisk.

Gospodarstwo Ogrodnicze Grochowscy i Wilczewscy działa od 53 lat. To firma rodzinna, w której pracują kolejne pokolenia. Oferuje sadzonki, kwiaty i warzywa, jak np. pomidory, pory, selery, ogórki itd. Teraz, w dobie epidemii koronawirusa i związanych z tym obostrzeń w handlu, ma problemy ze sprzedażą. Można powiedzieć: jak cała masa przedsiębiorstw. Z tym że jeżeli chodzi o handel spożywczy, to tutaj poszczególne podmioty mają możliwość funkcjonowania i sprzedaży, oczywiście przy pewnych ograniczeniach. Według pani Ewy to lokalni włodarze utrudniają prowadzenie tego typu działalności. Ma żal do urzędników, że – jak to określa – rzucają kłody pod nogi i nie chcą pomóc.

Przypomnijmy: zamknięte są sklepy w galeriach handlowych, za wyjątkiem spożywczych, drogerii czy aptek, lokale gastronomiczne mogą sprzedawać jedzenie wyłącznie na wynos bądź dowóz. Od 1 kwietnia w sklepie może przebywać w danym momencie trzy razy więcej klientów niż jest w nim wszystkich kas lub stanowisk do płacenia, w tym samoobsługowych, w godzinach 10.00 – 12.00 zakupy mogą robić wyłącznie seniorzy powyżej 65. roku życia. Pozostają jeszcze targowiska, które również objęły ograniczenia mające pomóc w walce z koronawirusem. Od 1 kwietnia na bazarach może przebywać liczba klientów dostosowana do liczby stoisk. I tak: przy jednym stoisku mogą znajdować się najwyżej trzy osoby. Jeżeli więc stoisk jest pięć, to na targowisku może być, poza sprzedawcami, 15 klientów. Takie są decyzje rządowe. Z tym że właściciel bądź zarządca bazaru, który stwierdzi, że nie będzie w stanie spełnić wymogów, może zamknąć targowisko. Tyle, że to poważne uderzenie w rolników i sprzedawców, którego można uniknąć.

Czujemy się tak, jak by nikt o nas nie pamiętał i nie chciał pomóc – mówi Ewa Wilczewska. – Dotychczas sprzedawaliśmy na bazarach w Mońkach, Tykocinie, Knyszynie czy Goniądzu. I nastąpił koniec, gdy lokalne władze pozamykały targowiska. A właśnie o tej porze, co roku, zaczynaliśmy jeździć na rynki. Nasz towar to nie buty czy koszule, które mogą poleżeć w magazynie. My sprzedajemy produkty świeże, które szybko się psują. Pracujemy przez cały rok, a utarg robimy w kilka wiosenno – letnich miesięcy. Strat nie da się nadrobić jesienią i zimą. Jesteśmy w lesie.

Pani Ewa rozumie powagę sytuacji i konieczność wprowadzanych przez rząd ograniczeń, mających spowolnić rozprzestrzenianie się wirusa w społeczeństwie. Zwraca jednak uwagę, że w tej trudnej dla wszystkich sytuacji liczyłaby na pomoc samorządów, które to w końcu są najbliżej ludzi i utrzymują się z podatków przedsiębiorców. Tymczasem – zdaniem Wilczewskiej – wsparcia nie ma.

Prosiłam jednego z burmistrzów, by udostępnił targowisko. Podkreślałam, że sami będziemy rygorystycznie pilnować obostrzeń. To usłyszałam, że sztab kryzysowy zdecydował, że nie i koniec. Władze centralne takiej działalności jak nasza nie zabraniają, a lokalne na nią nie pozwalają. W firmie zaczyna się dramat – opowiada Ewa Wilczewska. – Jesteśmy małymi rolnikami, potrzebujemy tylko dobrej woli władz lokalnych, żeby pomogli, a nie przeszkadzali.

Nasza rozmówczyni nie kryje, że takiej ilości towaru, jaki ma na stanie, w domu, wystawiając go przed bramą, nigdy nie sprzeda. Liczy, że coś się zmieni i urzędnicy dostrzegą powagę i skalę problemów małego biznesu – by chociaż koszty się zwróciły. Póki co rodzina pracuje w szklarniach, pikuje, doniczkuje. Druga połowa kwietnia to ostatni możliwy czas, by ruszyć pełną parą ze sprzedażą. Inaczej całoroczna praca i nakłady finansowe w ostatnich miesiącach pójdą na marne.

Światełko w tunelu pojawiło się w tygodniu po Wielkanocy. Wedle uzyskanych przez Gospodarstwo Ogrodnicze Grochowscy i Wilczewscy informacji, burmistrz Moniek i prezes Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Mońkach dają nadzieję na otwarcie bazaru lokalnym producentom po 19 kwietnia.

Piotr Walczak

Komentarze