Jolanta Koszelew, Technotalenty: „Wpadliśmy w pułapkę […] Takich SEPT-ów w Polsce brakuje”

Jolanta Koszelew, fot. Monika Woroniecka

Nowoczesna firma kojarzy się dziś jednoznacznie z innowacjami, a innowacje z pieniędzmi z Unii Europejskiej. Bardzo dużymi pieniędzmi, które – jak głosi wiarygodna plotka – za parę lat się skończą.

Piszę ten felieton podróżując naszym super szybkim pociągiem na trasie Białystok – Warszawa i słyszę z korytarza rozmowę telefoniczną Pani, która pracuje najprawdopodobniej w firmie doradczej. Słyszę, jak podirytowanym głosem tłumaczy swojemu potencjalnemu klientowi, że nie może on wpaść w pułapkę szukania finansowania na jakąkolwiek innowację, o której jego firma i on sam nie ma jeszcze zielonego pojęcia.

Pułapka z grantami

Tak, wpadliśmy w taką pułapkę niestety. Pułapkę pod tytułem: „Dajcie mi „granta” a innowacja się znajdzie!” Co mnie upoważnia do takiego osądu? Doświadczenie eksperta, który ocenia projekty badawczo-rozwojowe (B+R). Czasem za głowę się łapię, gdy czytam wymyślone naprędce i kompletnie nieprzygotowane wnioski całkiem poważnych polskich firm. Gdy „dawali” na innowacyjną infrastrukturę było dużo łatwiej. Teraz trzeba we wniosku zdefiniować badania, produkt, w którym zostaną zastosowane rezultaty projektu i przekonać ekspertów, że się ów produkt dobrze sprzeda.

Piszę ten felieton dlatego, że chcę zmotywować przedsiębiorców, studentów i naukowców, którzy myślą o nowych innowacyjnych produktach do tego, aby zainwestowali swój czas i energię w zdobycie wiedzy i doświadczenia w zakresie multidyscyplinarnych projektów B+R czyli takich, które wymagają ścisłej współpracy osób z różnych „bajek dziedzinowych”.

Dlaczego warto zainwestować w multidyscyplinarne projekty B+R?

W moim odczuciu takie projekty najlepiej rokują rynkowo, ponieważ są bardziej konkurencyjne. Na styku dziedzin łatwiej bowiem o naturalną innowację i trudniej o zespół, który taki projekt przygotuje i wdroży. Skoro trudniej o zespół, to trudniej taką multidyscyplinarną innowację skopiować. Nie chodzi tylko o to, że trudniej taki zespół skompletować, ale przede wszystkim o to, że trudniej takiemu zespołowi jest przygotować i skutecznie zrealizować projekt.

Dlaczego multidyscplinarność jest wyzwaniem?

Łatwo to wyzwanie pokazać na dwóch przykładach sytuacji, które trafiły mi się w realizowanych przeze mnie projektach multidyscyplinarnych (MOBIT, AVAL). Przedstawiam je tak:

Przykład 1: Przychodzi lekarz w kitlu do informatyka we flaneli i mówi: Chciałbym zastosować swoim pacjentom terapię spersonalizowaną na bazie danych metabolomicznych, transkryptomicznych, genomicznych i generalnie omicznych. Potrzebuję programu komputerowego, który sam wybierze najlepszą terapię. Tak dużych danych ogarnąć się wzrokiem ani arkuszem kalkulacyjnym nie da – są przeolbrzymie. Informatyk myśli: „nie jest źle”, określenie „baza danych” jest, jest się czego chwycić, ale za chorobę nie rozumiem pozostałych słów.

Przykład 2: Przychodzi nawigator statku morskiego do tego samego informatyka w tej samej koszuli i mówi – potrzebuję programu, który ochroni mój statek przed kolizją z innymi statkami lub obiektami i minie się z nimi wszystkimi na założone CPA we wszystkich fazach spotkania, łącznie z piątą, tak aby manewr antykolizyjny spełniał reguły COLREGs od pierwszej do siedemnastej z wyjątkiem reguł nr 14 i 15. Aaa….. i żeby uwzględniał strefy rozgraniczenia ruchu wytyczone na wodach otwartych. Program ma wykorzystać dane z takich urządzeń nawigacyjnych jak AIS, GPS, żyroskop, radar i ARPA. Informatyk myśli – nie jest źle – konkret się trafił, inżynier z inżynierem zawsze się jakoś dogada, ale co te wszystkie nazwy na A oznaczają?

Kto ma łatwiej, kto ma trudniej. Wydaje się, że to informatyk ma problem, a właściwie dwa problemy z dwóch różnych, jakże odległych od siebie dziedzin. Ale jeżeli tak podejdziemy do sprawy to informatyków, których i tak jest za mało, będzie jeszcze trudniej zaangażować w projekty.

Każdy powinien być trochę informatykiem

Informatyka – w dobie cyfryzacji i szalonego postępu technologii ICT – z jednej strony jest dziedziną służebną, ale z drugiej jest często filarem projektów B+R, które skutkują dobrze sprzedającymi się innowacyjnymi produktami. To dlatego mamy deficyt programistów – potrzeba ich w tylu innych dziedzinach niż samo klasyczne IT. Dlatego dołączam się do głosu Marcina Joki, który w swoim felietonie napisał: „Każdy w dzisiejszych czasach powinien być trochę informatykiem”. To słuszny postulat. Dlatego jakość edukacji w obszarze IT jest taka ważna w społeczeństwie. Nie każdy musi być programistą, ale każdy kto chce lub musi pracować z programistami powinien choć trochę rozumieć ich język, ograniczenia i trudności z jakimi się spotykają, rozwiązując problemy komputerowe w XXI wieku. Brakuje też działań, które przybliżą innym dziedzinom świat IT, takich działań jakie prowadzi na przykład inicjatywa Techklub Białystok, która zbliża światy IT i organizacji pozarządowych.

Projekt mulidyscyplinarny

Projekt realizowany w zespole multidyscyplinarnym to nie lada sztuka, ponieważ zespół musi się nauczyć komunikować w jakimś takim pośrednim języku tak, by wszyscy rozumieli wszystkich, przynajmniej w kluczowych kwestiach. Wypracowanie takiego języka zajmuje czas, ale efekty prac zespołu w momencie kiedy zamienimy dziedzinową wieżę babel w efektywną komunikację – są bezcenne.

Powoli trafiają pod nasze szkolne i akademickie strzechy programy nauczania przedmiotów i dodatkowe zajęcia, które mają na celu rozwinięcie u uczniów, studentów i pracowników naukowych, kompetencji współpracy w zespole o zróżnicowanej dziedzinowo wiedzy i doświadczeniu (projekt MELES: www.meles-project.eu, MultiCrea, Design Thinking Week Polska, AskyWhy.pl) ale to dopiero pierwszy krok. Takie zajęcia otwierają młodych ludzi na ideę i potencjał multidyscyplinarności, szybko się jednak kończą i bazują na projektach ćwiczeniowych, a nie realnych.

W czasie realizacji projektu MELES, którego celem było opracowanie programu nauczania przedsiębiorczości studentów w grupach multidyscyplinarnych poznałam zespół z SEPT z Uniwersytetu w Lipsku. SEPT to wydzielona jednostka uczelni, która zatrudnia specjalistów w zakresie realizacji i komercjalizacji projektów B+R inicjowanych na uczelni lub przez absolwentów uczelni zakładających własne firmy. To nie są specjaliści od pisania czy rozliczania wniosków, to akademiccy trenerzy biznesu, którzy wspierają zespoły przygotowujące i realizujące projekty B+R na każdym etapie rozwoju od idei poprzez utworzenie zespołu lub pozyskanie partnerów po debiut rynkowy produktu, w którym zostały zastosowane rezultaty projektu. Wsparcie oferowane przez SEPT nie jest incydentalne. Jest systemowe. System ewaluował 10 lat. Oczywiście ewaluował na bazie projektów finansowanych ze środków UE. Według mnie takich SEPT-ów w Polsce brakuje, ale czy polskie uczelnie są gotowe na inwestycje, które przyniosą efekty po 10 latach?

Póki co, zachęcam do wykorzystywania okazji do multidyscyplinarnego kształcenia swoich umiejętności. W XXI wieku trudno byłoby być Kopernikiem z racji tak olbrzymich zasobów wiedzy w poszczególnych dziedzinach. Każda możliwość realizacji projektu w zespole, w którym ktoś chce się z nami dzielić specjalistyczną wiedzą z obszaru dotąd nam obcego, okaże się wcześniej czy później wiedzą wielokrotnie bardziej wartościową niż nasza dotychczasowa – bardzo specjalistyczna.

Dział Felietony wspiera Partner Sieńko i Syn Sp. z o.o. Autoryzowany Dealer Volkswagen. Przeczytaj kolejny na  https://przedsiebiorczepodlasie.pl/felietony/  Zdjęcia: Monika Woroniecka – fotografia biznesowa

Komentarze