Z mojego konta zniknęły 2000 zł. Bank: „Jest Pan w Indonezji?”

Grzegorz Grzybek, fot. Monika Woroniecka

Obstawiam, że złodzieje skopiowali moją kartę albo w Londynie, albo w Białymstoku. Opowiadam krok po kroku jak wyglądają takie sytuacje. Co zrobić, aby nie dać się okraść?

Jeszcze nie wiem, że to bank zablokował moje konto. W żadnym wypadku nie zakładam, że ktoś  mnie okradł. Właśnie zastanawiam się czy kotlet w moim burgerze ma być wołowy i jaki sos  w Roxy Burger wybrać. Tymczasem 10 tysięcy kilometrów dalej ktoś robi pierwszy przelew z mojego konta na swoje.

Zaszliśmy ze znajomą do knajpy w niedzielne popołudnie. Zaproponowałem jej, że dzisiaj ja płacę. Oboje wybraliśmy coś z menu. Sprzedawca nas zagaduje. Śmiejemy się wszyscy. Moja karta jest już w terminalu płatniczym. Po chwili – pewnie tylko z grzeczności – pan za barem mówi, że terminal ma najprawdopodobniej problem z zasięgiem. Wiem, ile kasy mam na koncie, więc nawet przez chwilę nie podejrzewam, że mógłbym nie móc zapłacić za obiad. Karta jest powiązana z kontem, na którym są moje oszczędności. Nie jestem milionerem, ale wystarczyłoby na kilka burgerów…  Za jedzenie płaci koleżanka, a ja nie mogę zrozumieć dlaczego tak się stało. Męskie ego płonie ze wstydu. Dodatkowo kilka chwil temu rozładował się mój telefon. Jest niedziela. Planuję wytłumaczyć wszystko po powrocie do domu. Jednak okazuje się, że to dopiero początek przygody.

Nie pamiętam kiedy ostatnio jechałem autobusem na gapę. Kiedy – tego samego dnia – wróciłem na parking galerii handlowej, żeby odebrać swój samochód, okazało się, że nie mam 4 zł na opłatę parkingową. Telefon nie działa. Koleżanki też już ze mną nie ma. Muszę wrócić do domu, żeby dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi. W jednej chwili ktoś pozbawia mnie samochodu, telefonu i dostępu do własnych pieniędzy. Do nikogo nie mogę zadzwonić, nikogo poprosić o wsparcie. Nie mam nawet pieniędzy na bilet autobusowy! Jadę na gapę, nerwowo spoglądając czy zaraz nie dostanę mandatu. W domu podłączam telefon do ładowarki. Bank wysłał do mnie SMS o treści: „Tymczasowo zablokowaliśmy kartę z powodu ostatnich transakcji. Prosimy o pilny kontakt.”. Gdy w słuchawce słyszę pierwsze słowa konsultanta mojego banku, w tym samym czasie przed moimi oczami ukazuje się informacja na koncie internetowym o pobraniu sześciu milionów indonezyjskich rupii z moich środków. W sumie z prowizją banku to około 2000 zł. Dlaczego bank zablokował konto?

fot. Kwoty pobrane przez złodziei w Indonezji. Do tego trzeba doliczyć prowizję banku
fot. Kwoty pobrane przez złodziei w Indonezji. Do tego trzeba doliczyć prowizje banku

Na początku rozmowy telefonicznej konsultant banku zapytał mnie czy byłem ostatnio w Indonezji. Ton jego głosu wskazywał, że od razu znał odpowiedź na swoje pytanie. Gdy system bankowy zauważył, że w odstępie kilku godzin środki z mojego konta wypłacane są w Polsce i Indonezji, automatycznie je zablokował i poinformował mnie o tym SMS-em. Muszę powiedzieć, że bank ING zrobił na mnie duże wrażenie w całej tej niełatwej sytuacji. Zachowali się – od początku do końca – bardzo empatycznie i profesjonalnie. Konsultant wytłumaczył mi od razu, że podejrzewa skopiowanie paska magnetycznego mojej karty. Pomimo trzech transakcji tylko jedna zakończyła się sukcesem złodzieja. Po pięciu dniach pieniądze – co do grosza – wróciły na moje konto.

Słyszałem już historie o podczepianych do bankomatów kamerach, nakładkach na klawiaturę i czytnik kart. Słyszałem też o tym, że gdzieś na Florydzie rekiny zaatakowały kiedyś człowieka, jednak nie spodziewałem się, że to może spotkać mnie. Czy zakrywałem kiedykolwiek klawiaturę w bankomacie lub czytnik kart w sklepie?

Nie, nie zakrywałem nigdy klawiatury w bankomacie i terminalach płatniczych w sklepie. To mój błąd. Do tej pory zakrywanie klawiatury wydawało mi się wręcz trochę dziwne i przesadzone. Nie zaskoczę nikogo, jeśli powiem, że w międzyczasie zmieniłem zdanie. Od momentu tego „wypadku” noszę przy sobie również gotówkę. Uważam, że niewielką część pieniędzy warto trzymać także poza bankiem. W gruncie rzeczy, podstawowym problemem całej tej sytuacji nie było pozbawienie mnie 2000 zł, a całkowite odcięcie od konta. Jak cała ta historia się skończyła?

W poniedziałek złożyłem pisemny wniosek w siedzibie banku z prośbą o zwrot skradzionych środków. Przede wszystkim dlatego, że większość kwoty została zabezpieczona przez ING, a część stanowiła spora prowizja. W czwartek pieniądze były już na moim koncie. Co ciekawe, wszystkie. Bank teoretycznie dał sobie 3 dni na rozpatrzenie podania i miał miesiąc na dokonanie przelewu. Bankowcom zajęło to – ku mojemu zdziwieniu – o wiele mniej czasu.

Gdy spotka Was taka historia, nie sposób nie popaść w większą lub mniejszą refleksję. Zdałem sobie sprawę jak bardzo jesteśmy dziś uzależnieni od kilku przedmiotów. Brak karty bankowej i telefonu sprawiły, że poczułem się – w jakimś stopniu – bezradny. Oczywiście poradziłem sobie z tą sytuacją dosyć szybko i sprawnie. Wręcz wkręciłem się w tryb „witaj przygodo” / „walka o przetrwanie”, ale nie ukrywam, że brak kasy na parking w Alfie, rachunek w restauracji, bilet autobusowy i rozładowany telefon w pierwszej chwili były trochę… dołujące.

Kim jest gość, który w jednej chwili sprawia, że nie mam pieniędzy, kontaktu z bliskimi, nie mogę odzyskać auta, zapłacić w knajpie za obiad? Jak to się stało, że okradł właśnie mnie i dlaczego to wszystko musiało wydarzyć się jednocześnie? Nie wiem czy do skopiowania karty doszło w Białymstoku. Być może kilka tygodni wcześniej podczas wizyty w Londynie. Ostatnio o takiej historii lokalne gazety rozpisywały się bodajże w grudniu 2016. Nie zgłosiłem zajścia na Policję, ale pamiętajcie, że macie taką możliwość. W moim przypadku, dużym wsparciem okazał się bank. Kilka dni temu zauważyłem jednak, że konkurencyjne firmy, mają bardzo praktyczne nakładki na klawiaturę, uniemożliwiające poznanie mojego hasła. Tego w ING zabrakło.

Zabezpieczenie przed złodziejami w banku PKO BP fot. GG
Indonezyjska rupia fot. Wikipedia
Indonezyjska rupia. Z mojego konta miało ubyć 6 milionów… fot. Wikipedia

Komentarze