Krzysztof Szubzda: „Wiecie co? A tak w ogóle wybieram się na Mount Everest”

Krzysztof Szubzda, fot. Monika Woroniecka

Bieganie – hobby absolutnie obowiązkowe, dla każdego, kto czuje się ambitny, nowoczesny i nastawiony na sukces. W ten sposób można się odróżnić od mas – biernych, jałowych i nastawionych na porażkę. A przynajmniej do niedawna łatwo było się odróżnić, bo nie wszystkich było stać na profesjonalne buty z asymetrycznym, nierozwiązywalnym sznurowadłem, specjalistyczny zegarek treningowy i system nawadniający typu pro. Niestety bieganie się paskudnie umasowiło, buty potaniały tak, że byle psiutek może je kupić i jak tu się wyróżnić, kiedy cała Polska biega.

Otóż na szczęście jest triathlon. Specjaliści od modnych zachowań sportowych już szyją profesjonalne buty z jeszcze bardziej asymetrycznym wiązaniem, typowy triathlonowy rower (czytaj: jeszcze droższy niż ten do modnego niegdyś pedałowania) już czeka na chętnych, a do tego czepki z inteligentnego silikonu, które same pływają. Ambitni, nowocześni i nastawieni na sukces muszą to tylko kupić i już są na topie. Ewentualnie można potem rozważyć też start w wyścigu.

Ale niebawem triathlon też może wzbudzić niepokojąco dużą popularność i ci naprawdę ambitni, nowocześni i nastawieni na sukces będę musieli szukać innych ekstremów, by udowodnić swoją ambicję, nowoczesność i sukces. Bez ekstremum nie ma sznytu, nie ma blasku, nie ma przyciągania, dlatego ekstremalny jest już nie tylko słownik języka polskiego i żel do włosów, ale również Droga Krzyżowa, fotografia ślubna i śpiwór. Niebawem wyruszy po raz 37-my Pielgrzymka Różanostocka zwana od kilku lat „Ekstremalnymi rekolekcjami”. Furorę robią ekstremalne wieczory panieńskie czy ekstremalne off-roady. Słyszałem, że podczas pewnego, ekstremalnego, zimowego off-roadu na Bajkale ekstremalni kierowcy napotkali kompletnie naprutych ruskich tubylców. To nie byli z pewnością ludzie sukcesu, choć trawersują Bajkał po każdej imprezie.

Zastanawiam się czy przed Edmundem Hilarry’m i Tenzingiem Norgayem nie wlazł tam przez przypadek jakiś pijany Szerpa, któremu pomyliły się skróty do wioski. Nie wiadomo. Wiemy natomiast, że naprawdę ambitni, nowocześni i nastawieni na sukces coraz częściej spoglądają łakomym okiem na Himalaje. Nie ma przecież lepszego sposobu na potwierdzenie swojej wartości, ambicji i nowoczesności niż rzucone niby to półgębkiem zdanie: „Wiecie co? A tak w ogóle wybieram się na Mount Everest”.

Chętnych na Świętą Matkę Gór jest tylu, że Matka zaczyna się już korkować. Od lat agencje wspinaczkowe kombinują jak pchać, wciągać i wpychać klientów, którzy zapłacili kilkadziesiąt tysięcy dolarów, by udowodnić swoje niebotyczne ambicje. A skoro jest popyt, to Nepalskie Stowarzyszenie Wspinaczkowe planuje wybudowanie wielkiej drabiny z linami zabezpieczającymi, dzięki temu ruch odbywałby się płynniej, a w przyszłości może nawet dwupasmowo. Problemem tylko z tymi, którzy nie wdrapią się nawet po schodach na Everest, a też mają ambicje być na szczycie świata. Zorganizowanie tuzina Szerpów, którzy wniosą do obozu na wysokości 7000 m grzejniki, fotele i zapas win kalifornijskich, to żaden problem. Polski himalaista Ryszard Pawłowski widział takie luksusy już na początku lat 90-tych. Więc wniesienie dodatkowo ambitnego Europejczyka to żaden wyczyn. W wysokogórskich obozach już dziś można przecież zamówić sobie gorąca kąpiel, masaż i muzykę stereo. A wi-fi jest absolutną podstawą. Szerpowie objuczeni bagażami bajecznie bogatych Europejczyków śmigają na szczyt świata kilka, a nawet kilkanaście razy w roku, zwłaszcza jak któryś ma długi lub córkę na wydaniu.

Moi znajomi poszli kiedyś na trekking po Himalajach. Byli świetnie przygotowani kondycyjnie, sprzętowo itd. Kiedy pokazali plan marszruty sześćdziesięcioletniemu dziadkowi Szerpie, ten uśmiechnął się, poprawił tylko kutasiki w mokasynach i kancik na spodniach z materiału i poszedł, jak stał.

Agencje wspinaczkowe przekonują w reklamach, że Mount Everest to marzenie, na które stać każdego. Myślę, że za kilkadziesiąt lat, kiedy będę bajecznie bogaty i kompletnie niesprawny wykonam i ja ten najsłynniejszy must-do. Do tego czasu Mount Everest będzie z pewnością jedną z najprzyjaźniejszych seniorom gór świata.

Dział Felietony wspiera Partner Sieńko i Syn Sp. z o.o. Autoryzowany Dealer Volkswagen. Przeczytaj kolejny na  https://przedsiebiorczepodlasie.pl/felietony/  Zdjęcia: Monika Woroniecka – fotografia biznesowa

Komentarze