Lidia Dobrowolska: Walczę o przetrwanie. Padłaś? Powstań!

Lidia Dobrowolska, fot. Monika Woroniecka

Moje sposoby na to, jak być mamą i nie zwariować.

Matka wariatka

Wstaję. Jest 5.30. Poranna toaleta, szybki make-up. Śniadanko dla synka, pakiet mokrego lub suchego prowiantu dla mnie do pracy. Idziemy do przedszkola. W pracy się nie nudzę. Zadania zaplanowane co do godziny. Przerwa na obiad i znowu ściskam czas. Po powrocie do domu stęsknione dziecko. Pięciolatek nie jest już takim „przyklejkiem” jak te młodsze, ale swoje potrzeby ma. Non stop czuwam. Plan na popołudnie ułożony w głowie. Zakupy, sprzątanie, gotowanie, wymyślanie zabaw dziecku gdzieś pomiędzy. Patrzę na zegarek. Pół godziny sam na sam z synem. Na tyle mogę sobie pozwolić. Potem kolacja, kąpiel i spanie. I nagle kolejny dzień zaczął się o 5.30, a skończył – nie wiadomo jakim cudem – o 20.30. Ledwo żyję. Syn śpi, a ja nie wiem, za co się zabrać jeszcze. Czasem po prostu zasypiam. Mam włączoną czujność 15 godzin na dobę. Kiedy moje zwoje mózgowe zaczynają się przegrzewać, zaczynam warczeć albo burczeć. „Mamusiu – mówi mój 5-latek – ja wiem, dlaczego Ty masz taki głos. Jesteś już bardzo zmęczona”. „Tak synku, masz rację” – wzdycham. Cóż, wyczerpana ciągłym byciem na 100%, czasem zaczynam reagować jak histeryczka… Znacie to?

Moja psychiczna higiena

Tak, jak to opisałam powyżej, można funkcjonować na co dzień i się zatracić. Zatracić się w chęci sprostania wymaganiom. Gdy wir rozpędzonej codzienności zaczyna mnie przytłaczać, tracę siły. Tracę je nie dlatego, że tak dużo robię. Tracę je dlatego, że chcę być super mamą, super kobietą. Nie da się być super – codziennie  – we wszystkim. Jakiś czas temu wrzuciłam na luz. Obiecałam sobie, że będę wsłuchiwać się także w to, czego ja sama potrzebuję. Zaczęłam od „wyrywania” chwil dla siebie. Mam pół godziny? Idę na samotny szybki spacer po lesie. Wsiadam na rower stacjonarny i włączam kilka ulubionych piosenek. Tańczę. Nastawiam playlistę i nucąc pod nosem gotuję obiad. Idę do koleżanki na kawę. Czasem idę do kina. Czasem umawiam się z kimś na spacer. Biorę książkę i przenoszę się w inny świat. Włączam film. Odrywam się od codzienności, by zregenerować swoje siły psychiczne. Poukładać myśli. Tych sposobów na psychiczną higienę mam całe mnóstwo. Pokazuję Wam tylko niektóre z nich. Moja odświeżona głowa dzięki „odrywaniu się” nabiera dystansu. Jak jestem bardzo zmęczona, odkładam odkurzanie na następny dzień. Jak zaczynam niecierpliwie reagować na dziecko, wymyślam mu zajęcie, a sama siadam spokojnie na 15 minut z herbatą i wyciszam się. Czasem nawet kładę się na 10 minut. To pozwala nabrać sił. Nie szarpię się z czasem. A wieczorami? Jak już cichnie świat codziennych obowiązków, daję sobie trochę czasu na to, co sprawia mi przyjemność. Tutaj zostawiam Wam pole do popisu 😉

Zmiana otoczenia

Lubię urozmaicenie. Nie jem wciąż tych samych śniadań, obiadów, kolacji. Życie jest dla mnie kolorowe i pełne niespodzianek. Bycie mamą jeszcze bardziej otworzyło mnie na to, co nowe. Dzieci to mali odkrywcy. Ich radość z tego, że widzą coś po raz pierwszy naprawdę mi się udziela. Dziecięca fascynacją jest czystą radością. Popołudniami nie mamy za dużo czasu na zmianę miejsc, w których przebywamy. Za to weekendy są właśnie po to, by poznawać to, co nowe. Mieszkając pod Białymstokiem mam bardzo wiele możliwości, by wybrać się w jakieś nie odkryte miejsca. To zawsze odświeża umysł. Wiosną, latem i jesienią nawet zwykłe placki ziemniaczane zjedzone w parku, przy drewnianym stole na plaży w Dojlidach czy w leśnym rezerwacie przyrody smakują zupełnie inaczej. Miałam to szczęście, że w majowy weekend udało mi się wyjechać na kilka dni do zupełnie niezwykłego domu, którego gospodarze cały rok przyjmują gości. I to wcale niedaleko. Mój synek był oczarowany, a ja się naprawdę zregenerowałam. Zapomniałam o wszystkim, co mnie czasami przytłacza. Każdej mamie polecam, by raz na jakiś czas wybrała się z dzieckiem nawet w maleńką podróż z przyrodą w tle. Wystarczy nawet wycieczka do parku. To naprawdę regeneruje siły. I pozwala nabrać dystansu. Z matki-wariatki zamieniamy się w matki-dobre wróżki.

Chcę poznać Wasze sposoby

Opowiedzcie mi w komentarzach o tym, co Wy robicie, żeby nie dać się zwariować. Może jakiś sposób wykorzystam, a jeśli nie ja, może inne mamy się tym zainspirują. Z góry dziękuję!

Na koniec, moim zwyczajem, dzielę się z Wami łatwym i szybkim przepisem na domowe słodkości.


Herbatnikowe ciasto z kaszą manną

  • 8 paczek herbatników
  • 1 kostka margaryny
  • 1 szklanka cukru
  • 1 litr mleka
  • 1 szklanka kaszy manny
  • 3 łyżki kakao
  • 2 zapachy rumowe

Trzeba ugotować kaszę manną na mleku, na koniec dodając cukier. Odstawić z ognia, dodać margarynę i mieszając ją rozpuścić. Dodać kakao i dokładnie wymieszać lub zblendować. Ciepłą masą z kaszy manny przekładać warstwami herbatniki ułożone na dużej prostokątnej tacy lub blasze do pieczenia. Herbatniki utworzą 4 warstwy, a na górną warstwę trzeba wylać polewę czekoladową. Ciasto jest gotowe po jakiejś godzinie. Miękkie i dobre nawet dla bezzębnych 🙂

Dział Felietony wspiera Partner Sieńko i Syn Sp. z o.o. Autoryzowany Dealer Volkswagen. Przeczytaj kolejny na https://przedsiebiorczepodlasie.pl/felietony/  Zdjęcia: Monika Woroniecka – fotografia biznesowa

Komentarze