Młody ambitny krawiec z Podlasia zamierza podbić rynek mody. Takiej dla każdego

Ma dopiero 19 lat, a na swoim koncie już dziesiątki uszytych sukienek, w tym jedną ślubną. Tylko przygotowując się na konkurs „Mistrzostwa Szycia w Polsce” uszył ich tyle, że można by stworzyć z nich kolekcję. Jest finalistą kilku innych prestiżowych mistrzostw. W przyszłości chce w centrum Białegostoku otworzyć pracownię krawiecką. Przeszkloną, po to, by każdy przechodzień mógł widzieć, jak szyje się ubrania.

Skąd u tak młodego człowieka pasja związana ze światem mody? Karol Franciszkowicz z Pokośna pod Suchowolą, bo o nim mowa, przekonuje, że dostał ją w genach. W rodzinie ma mnóstwo talentów manualnych. Jego dziadek i brat dziadka byli nawet kuśnierzami. I to takimi znanymi w całym kraju.

On też od zawsze wolał ręczne robótki od grania w piłkę. W gimnazjum wyprosił u rodziców zakup pierwszej maszyny do szycia. Szybko przestała mu wystarczać. Kolejną, bardziej profesjonalną, kupił sobie sam. Dziś jego pracownia mieści się w kącie pokoju, ale jest w niej m.in. stół krawiecki i owerlok. Marzy o tym, by zamienić to miejsce na takie, w którym będzie mógł w spokoju szyć. W obecnej pracowni często ktoś mu przeszkadza. Głównie siostra, która podpatruje starszego brata. Też chce nauczyć się tworzenia ubrań.

Wybór szkoły średniej był właściwie formalnością. Białostocka odzieżówka tylko utwierdziła go w przekonaniu, że ta pasja nie jest mrzonką, że szycie to jest to, co chce robić. I że chce szyć sukienki, ale nie takie na wybiegi, tylko te, w których można chodzić po przysłowiowej ulicy.

– Sukienki po prostu dają nieograniczone możliwości w procesie szycia od projektu do uszycia, a ja nie lubię monotonii – tłumaczy ze śmiechem.

Karol dzięki tej szkole pogłębił umiejętności praktyczne, poznał też techniki projektowania. Ma już nawet na swoim koncie suknię ślubną, którą od początku do końca stworzył sam. Została stworzona na manekin, ale kto wie, może kiedyś ktoś zechce ją kupić.

– Sam ją zaprojektowałem, skroiłem i uszyłem. To praca dyplomowa na ukończenie praktyk – opowiada.

Wziął już udział w olimpiadzie zawodowej, w której został finalistą. Zdobył trzecie miejsce w międzynarodowym konkursie „Fashion in Białystok”. W Krakowie zaś, na Mistrzostwach Szycia w Polsce, również stanął na podium. Przygotowywał się do tej rywalizacji bardzo długo, razem ze swoją mentorką.

– Miałem pięć godzin na skrojenie oraz uszycie sukienki, która posiada zamek, zaszewkę, kieszeń i odszycia. Dwa z tych elementów miały się znaleźć na sukience. Udało mi się zawrzeć je wszystkie. Sukienka była też ręcznie wykończona – przypomina.

Szkołę średnią młody krawiec niedługo skończy. Nie wybiera się na studia, a przynajmniej nie na takie związane z krawiectwem.

– Program studiów jest właściwie powtórzony po tym, czego nauczyłem się w odzieżówce. Teoria nie sprawi, że będę lepszy w swoim fachu. Do tego potrzebna jest praktyka – uważa.

Dodaje też, że projektować ubrania może każdy, ale nie wszyscy zostaną projektantami.

– Trzeba umieć uszyć to, co się stworzyło. Bez tego projekt zostanie tylko rysunkiem – twierdzi.

W przyszłości chce się dzielić swoją wiedzą i umiejętnościami. Planuje zdobyć uprawnienia mistrza krawiectwa, pozwalające mu na uczenie innych. Chce tworzyć własne tkaniny i otworzyć pracownię, z przeszklonymi ścianami.

– Wymyśliłem sobie, że będzie ona w centrum miasta. Przechodnie będą mogli się na chwilę zatrzymać i podejrzeć jak wygląda szycie, zobaczyć, ile trzeba trudu włożyć w stworzenie ubrania – opowiada.

Jego zdaniem to przyszłość, ponieważ klienci mają już dość masówki z Chin, często fatalnie uszytej, ze złej jakości materiałów. Coraz chętniej korzystają z możliwości nabycia czegoś, co się nie rozpruje po dwóch praniach. Trend slow fashion, według niego, również wpływa na odrodzenie się krawiectwa.

– Dawanie drugiego życia rzeczom, na przykład wygrzebanym z lumpeksu, często wymaga ręki krawca – zaznacza.

Podkreśla, że ubraniem uszytym na miarę poprawia się sylwetkę. Pod warunkiem, że potrafi się podejść do klienta w ten sposób, by nie urazić go, modyfikując jego wizję.

– Trzeba umieć wytłumaczyć swój punkt widzenia, wyjaśnić, jaki krój pogrubi, poszerzy, a który zniweluje defekty sylwetki. To nie jest łatwe, nie każdy to potrafi – zauważa.

Zapytany o to, czy nie ciągnie go do wielkiego świata mody, high couture, bez namysłu odpowiada, że nie. Nie fascynuje się żadnym ze słynnych projektantów, choć nie ukrywa, że gdyby miał możliwość współpracy np. Z którąś z naszych lokalnych projektantek, byłby to dla niego zaszczyt. Jego największą mentorką jest Jolanta Nierodzik, pod której okiem odbywał praktyki.

– Nauczyłem się wtedy więcej niż przez wszystkie lata w szkole – puentuje.

Ewa Bochenko

Komentarze