Natalia Łowicka: Moje Atelier to miejsce celebrowania kobiecości i odkrywania piękna

Wszystko zaczęło się od pasji. Już jako dziewczynka lubiła zajęcia plastyczne. Z czasem zaczęła tworzyć za pomocą grafiki komputerowej i fotografii, stopniowo poświęcając właśnie zdjęciom swój czas. Uczyłam się fotografii na własnych błędach, korzystając też z warsztatów i szkoleń. Jest absolwentką trzyletniego studium w Warszawskiej Szkole Fotografii. Natalia Łowicka prowadzi znane w Białymstoku studio fotograficzne, specjalizujące się w sesjach kobiecych, ale klienci chętnie korzystają też z sesji wizerunkowych i przychodzą, by zrobić portrety, które pomogą im osiągać cele biznesowe. W rozmowie z naszą redakcją opowiada o początkach firmy, inspiracjach i planach zawodowych.

Piotr Walczak, Przedsiębiorcze Podlasie: Wyrobiłaś już sobie markę solidnej, a jednocześnie twórczej fotografii, z indywidualnym podejściem do każdego klienta.

Natalia Łowicka: Bardzo dziękuję, niezmiernie miło mi to słyszeć. W kwietniu minęły trzy lata od otwarcia mojego studia fotograficznego Atelier Natalia Łowicka w Białymstoku. To miejsce powstało z myślą o celebrowaniu kobiecości, odkrywaniu swojego piękna, bez względu na wiek. Specjalizuję się w sesjach kobiecych z metamorfozą, ale w ofercie studia mam też sesje rodzinne – szczególnie lubię fotografować kobiece pokolenia: mamy, córki, babcie, a także sesje ciążowe. Moi klienci chętnie korzystają też z sesji wizerunkowych i przychodzą do Atelier, by zrobić portrety, które pomogą im osiągać cele biznesowe.

Powiedz, jak to się zaczęło z tą fotografią. Domyślam się, że najpierw była pasja. A potem? W jaki sposób doskonaliłaś swój warsztat?

– Wszystko zaczęło się od pasji. Już jako dziewczynka lubiłam zajęcia plastyczne. Z czasem zaczęłam coś tworzyć za pomocą grafiki komputerowej i fotografii, stopniowo poświęcając właśnie zdjęciom swój czas. Uczyłam się fotografii na własnych błędach, korzystając też z warsztatów i szkoleń. Jestem absolwentką trzyletniego studium w Warszawskiej Szkole Fotografii.

Nie trzeba kończyć szkoły, aby zostać fotografem. Myślę jednak, że jeśli sprawia nam to radość i chcemy się w tym kierunku rozwijać, warto spróbować. Szkoła daje możliwość znalezienia swojej fotograficznej drogi, poznania różnych technik i spojrzeń na tę dziedzinę, może nas otworzyć na kulturę i sztukę. Obsługi aparatu i techniki może się nauczyć każdy, jednak bez talentu i kreatywności efekt takiej fotografii będzie co najwyżej poprawny. Pasja jest bardzo ważna.

Kiedy postanowiłaś, że idziesz na swoje, zamiast pracować u kogoś na etacie?

– W trakcie studiów zaczęłam dorywczo pracować jako fotograf freelancer, realizując głównie zdjęcia reklamowe dla firm i pracując z modelkami. Od zlecenia, do zlecenia. Traktowałam to raczej jako dodatkowe „kieszonkowe”, nie miałam zbyt dużej wiedzy biznesowej, nie promowałam swoich usług. Studiowałam kierunek niezwiązany z fotografią na uniwersytecie medycznym, nie byłam pewna, czy fotografia będzie moją przyszłością, czy zostanie tylko hobby i czymś dodatkowym.

Po obronie postanowiłam dać sobie przynajmniej rok na próbę z fotografią, bez podejmowania pracy jako dietetyk. Wiedziałam, że jeśli zdecyduję się na to full-time, będę potrzebowała dobrze przygotować się do swojej działalności. I jak to wielu fotografów, zainwestowałam w kolejne warsztaty. Tym razem nie było to zwykłe szkolenie o technikach fotograficznych czy pracy z oświetleniem. Od lat śledziłam pewną portrecistkę, prowadzącą popularne studio fotograficzne w USA. Kiedy dowiedziałam się, że moja mentorka organizuje warsztaty biznesowe w Europie – po prostu musiałam tam pojechać.

We Włoszech, bo tam odbywało się szkolenie, poznałam wspaniałych fotografów z całego świata. Zainspirowałam się i za cel obrałam otworzenie studia portretowego także u nas, w moim rodzinnym Białymstoku. Chciałam jednak zdobyć jeszcze trochę doświadczenia. Skorzystałam z programu unijnego Erasmus dla młodych przedsiębiorców, który pomaga osobom początkującym w biznesie posiąść umiejętności niezbędne do prowadzenia dobrze prosperującej firmy.

Spędziłam kilka kolejnych miesięcy we Włoszech, w Rzymie, pracując jako asystent fotografa w studio i podglądając, jak wygląda prowadzenie takiej firmy „od środka”. Na własne oczy się przekonałam, że samo fotografowanie i trzymanie aparatu w ręku będzie może ułamkiem spośród wszystkich obowiązków, które wiążą się z pracą w studio. Zobaczyłam, jak ważny jest marketing, umiejętność sprzedaży. Utwierdziłam się jednak, że fotografie mogą mieć dla drugiego człowieka bezcenną wartość i znalazłam w tej pasji nowe znaczenie. Był to wymarzony trening przed otworzeniem własnej działalności.

Własna firma to przede wszystkim wkład finansowy i wydatki na początku. Korzystałaś z jakiegoś wsparcia zewnętrznego, czy choćby w sprzęt zainwestowałaś zgromadzone oszczędności?

– To prawda. Fotografia już jako hobby samo w sobie, nie jest najtańszą pasją. Aparat, obiektywy, oświetlenie, szybki komputer, monitor, dyski pamięci, oprogramowanie, profesjonalna drukarka… A co dopiero, kiedy staje się to formą naszej działalności! Prowadzenie studia to studnia bez dna, sprzęt się eksploatuje, a do tego na rynku co chwila pojawiają się jakieś nowinki techniczne. Oprócz sprzętu chciałam też w fajny sposób wykończyć lokal i stworzyć przestrzeń dającą kreatywne możliwości. Po powrocie do Białegostoku udoskonaliłam swój biznesplan o zebrane doświadczenia z pracy jako asystent i udało mi się skorzystać z dofinansowania na rozpoczęcie działalności gospodarczej.

I jak dziś oceniasz decyzję o przejściu na swoje? Czasy w końcu mamy ciężkie…

– Już wcześniej wspomniałam, że pasja i kreatywność to niezbędne cechy dobrego fotografa. Ta kreatywność okazuje się być bardzo cenna, szczególnie, jeśli zderzamy się z trudnościami z zewnątrz, na które nie mamy wpływu i musimy się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Obecne czasy pokazują, że trzeba szybko zauważać i być otwartym na okazje spontanicznie pojawiające się na horyzoncie, ale też czasami trzeba coś odpuścić i dopasować się do sytuacji. Przedsiębiorczość to też samodyscyplina, wytrwałość w dążeniu do celu, umiejętność podejmowania decyzji.

Okazuje się, że wśród tych dobrych decyzji, które podjęłam, było to, aby od samego początku inwestować w budowę mojej marki osobistej, by wybrać i specjalizować się w konkretnej niszy oraz znaleźć swój wyróżnik na rynku, który sprawia, że klient swój cel pragnie spełnić, korzystając z usługi właśnie u mnie.

Specjalizujesz się w fotografii kobiecej. Czego oczekują od ciebie panie, które przychodzą na sesje?

– Wiele kobiet na co dzień jest zabiegana, skupiona na tym, by zadbać o innych i wszystko wokół, ale często nie o same siebie. Zapominają o sobie, gubią po drodze swój wdzięk i kobiecą pewność siebie. Na widok aparatu odwracają wzrok, chowają się, mówią „tylko nie rób mi zdjęć, źle dziś wyglądam” albo „jestem niefotogeniczna, fatalnie wychodzę na zdjęciach”.

Ja mam inną teorię na temat fotogeniczności. Sesje kobiece w Atelier to nie tylko zdjęcia. Pozwalam swoim klientkom przeżyć coś, co wydaje się niedostępne na co dzień dla każdego. Piękny makijaż, fryzura, dobrana stylizacja, pozwalają się poczuć wyjątkowo, niczym gwiazda na czerwonym dywanie, jak modelka z okładki. To wszystko zdaje się dotyczyć tylko tego, co widzimy na zewnątrz, ale tak naprawdę jest to krok w kierunku wewnętrznej przemiany. Dla niektórych pań to po prostu chwila relaksu i rozrywki. Dla innych to odkrycie siebie na nowo. Dla części z nich to forma pokazania, że są ważne, że zasługują na uwagę. Dla wielu okazuje się to sposobem na budowanie swojej pewności siebie. Fotografia ma magiczną moc transformacji.

I jak informacja zwrotna po wykonanych sesjach?

– Nie ukrywam, że na spotkaniu po sesji, kiedy klienci odbierają swoje fotografie, czasami pojawiają się nawet łzy wzruszenia. Nie brakuje uśmiechu. To dla mnie ogromna satysfakcja.

Zachowywanie tych wspomnień z sesji w formie wydrukowanych fotografii ma dla mnie i moich klientów dodatkowe znaczenie. Oprawione zdjęcia można schować w pudełku, które staje się wehikułem czasu, do którego można w każdej chwili zajrzeć, przenieść się w czasie i spojrzeć na siebie innymi oczami. Piękne fotografie, szczególnie te rodzinne, można też z dumą prezentować na ścianie w domu. Dzięki archiwalnej technice wydruku, takie zdjęcia stają się pamiątką na lata i mam nadzieję, że kiedyś będą przekazywane z pokolenia na pokolenie. Tak jak my z nostalgią wracamy teraz do zdjęć naszych dziadków. To jest ta wyjątkowa wartość dodana fotografii, która rośnie wraz z upływem czasu.

Opowiedz jeszcze o planach biznesowych. Masz zamiar rozwijać swoje Atelier? W jaki sposób?

– Zdecydowanie chcę dalej rozwijać swoje studio fotograficznie i uszczęśliwiać zdjęciami kolejnych klientów. Ważne jest dla mnie, by docierać do osób, które cenią sobie wysoką jakość i mają uznanie dla fotografii artystycznej. Planuję swoją markę rozwijać lokalnie, ale nie tylko.

Fotografia jako medium daje mi możliwość ekspresji kreatywności. Nie zawsze mam na to okazję podczas regularnych sesji z klientami, podczas których tworzę piękne kadry, ale przede wszystkim spełniając ich wizje i marzenia. Dlatego kolejnymi ekscytującymi wyzwaniami są nadchodzące publikacje i własne projekty artystyczne.

Od początku działalności Atelier próbuję swoich sił w międzynarodowym konkursie dla portrecistów The Portrait Masters Awards. Robię to tak właściwie dla sprawdzenia samej siebie, zadając pytania: czy jestem wystarczająco dobra, czy się rozwijam? Kiedy tworzysz z pasji, bardzo trudno jest odkleić się od tej emocjonalnej sfery, która łączy cię z twoją pracą, z procesem jej powstawania… Ocena jury pozwala mi spojrzeć na moje portfolio bardziej neutralnie, bezstronnie. W ubiegłych latach zdobywałam brązowe wyróżnienia, co jest dla mnie dowodem, że to, co robię, jest na odpowiednio wysokim poziomie, nie tylko w oczach moich klientów czy osób, które mnie wspierają, ale także w oczach mistrzowskiego jury. Wyniki ostatniej zimowej edycji konkursu, oprócz brązów, zaskoczyły mnie także dwoma srebrnymi wyróżnieniami. A co ciekawe, jedna z tych najwyżej nagrodzonych prac powstała podczas „zwykłej” sesji portretowej dla klientki.

Drugiego „srebrnego” zdjęcia, o mały włos wcale bym nie zgłosiła, bo odezwał się mój wewnętrzny krytyk, próbując mi wmówić, że nie jest to zdjęcie wystarczająco artystyczne na konkurs. A jednak! Te nagrody to moja wielka duma. Jedna z klientek, której portret też został doceniony w konkursie, bardzo się wzruszyła i dziękowała mi, że dzięki mnie stała się „dziełem sztuki”. A to ja będę zawsze dziękować jej, że zaufała mi przychodząc do mojego studia.

Zaczynam się sprawdzać także jako szkoleniowiec, dzieląc się wiedzą, inspirując, zaszczepiając w innych swoją pasję. Tutaj widzę kierunek rozwoju nie tylko w spotkaniach na żywo, ale też online. I niekoniecznie mam na myśli tylko osoby, które interesują się fotografią. Uczę zasad pracy ze światłem na przykład wizażystów, którzy potrzebują samodzielnie zrobić dobre zdjęcia swoich makijaży do promocji usług kosmetycznych i rozbudowy portfolio.

Dwa lata temu miałam przyjemność dzielić się swoją wiedzą jako prelegent podczas konferencji związanej z marketingiem w mediach społecznościowych, kierowanej do przedsiębiorców. W ubiegłym roku taka okazja pojawiła się w formie zdalnej, gdzie na ogólnopolskiej konferencji biznesu online opowiadałam o budowaniu spójnej marki w internecie.

Innym razem na moich social mediach publikowałam nagrania live, podczas których rozmawiałyśmy, głównie w kobiecym gronie, o fotogeniczności, czy dzieliłam się trikami na pozowanie do zdjęć. Podobna okazja nadarzy się też w najbliższą sobotę – 24 kwietnia. Wraz z siódemką specjalistów w dziedzinie wizerunku stwierdziliśmy, że temat obrazu samego siebie, jest niezmiernie ważny, szczególnie teraz, w świecie kręcącym się w internecie. Razem stworzyliśmy projekt Tydzień z Wizerunkiem. Podjęliśmy kwestie naszego image od stóp do głów, od wizerunku na żywo, po ten prezentowany w sieci. Podczas mojej prelekcji zdradzę swój przepis, na to, jak zrobić świetne zdjęcie na profilowe, nawet telefonem. Zapraszam serdecznie.

Dziękuję za rozmowę.

Komentarze