Podlascy przedsiębiorcy wspierają polską szkołę w Grodnie

Unibep, SaMASZ, Bartosz, SiMP, Astwa, Stanisław Łuniewski – to tylko niektóre z podlaskich firm, dzięki którym w Grodnie funkcjonuje polska szkoła dla dzieci tych rodaków, którzy po zmianie granic z różnych powodów nie przenieśli się do Polski. Dzięki placówce młodzi ludzie mają szanse powrotu z kresów, studiując na polskich uczelniach.

Helena Dubowska (na zdjęciu), dyrektorka Polskiej Szkoły Społecznej im. Jana Pawła II w Grodnie, tłumaczy, że to wsparcie umożliwiła fundacja „Polacy znad Niemna”, założona 8 lat temu przez Roberta Pawłowskiego.

– Gdyby nie pomoc fundacji i podlaskich przedsiębiorców, prawdopodobnie szkoła mogłaby już nie istnieć – mówi.

Placówka bowiem nie ma żadnej subwencji, nauczyciele często pracują w niej niemal społecznie. Jej władze mierzyły się już z problemami z płynnością finansową, szkole groziło zamknięcie. Na szczęście z pomocą rodakom z kresów przyszli Podlasianie. Kupują meble, książki, pomoce naukowe, finansują dzieciakom wakacje w Polsce i organizowanie wydarzeń związanych z polskimi tradycjami.

– Jednym zdaniem, wspierają nas na każdej płaszczyźnie – podkreśla Helena Dubowska.

Dlaczego ta szkoła jest taka ważna? Na Białorusi polskość jest niemile widziana, a wszelkie jej przejawy są zwalczane. Dla młodych Polaków powrót do ojczyzny ich rodziców czy dziadków jest wyprawą do lepszego świata. A ten możliwy jest dzięki studiowaniu na polskich uczelniach. Nie wystarczy jednak potrafić umieć mówić po polsku, by się na jakieś studia dostać. Młodzi ludzie muszą poznać trudną gramatykę. To, między innymi, umożliwia im Polska Szkoła Społeczna. To nie jest powszechna placówka, to zajęcia dodatkowe, prowadzone przez kilkanaście godzin w tygodniu. Coś, jak polskie szkoły w USA. Z tym że tam młodzi ludzie uczęszczają do nich pod przymusem rodziców, na takich lekcjach z roku na rok spada frekwencja. Młoda Polonia w USA nie marzy o powrocie do kraju rodzicieli. W Grodnie jest inaczej. Obecnie na zajęcia zapisanych jest ponad 400 uczniów, ale na lekcjach bywało i dwa razy tyle. Słuchacze uczą się w niej języka polskiego, historii, biologii, chemii.

– Przychodzą też tacy, którzy w ogóle nie znają języka polskiego, a dzięki zajęciom opanowują go w rok – opowiada z dumą Dubowska.

Opanowują, a potem dostają się na studia. Szacuje się, że 70 procent uczniów tej szkoły dostaje się na polskie uczelnie, większość z nich już nie wraca na Białoruś. Ich rodzice, dziadkowie, po zmianie granic w 1944 roku, nie osiedlili się na ziemiach polskich nie dlatego, że nie chcieli. W każdej rodzinie ktoś musiał zostać po białoruskiej stronie nowej granicy, żeby zaopiekować się grobami, dobytkiem.

– To były bardzo trudne decyzje, większość wróciła, a ci, którzy zostali, zrobili to, bo wtedy uważali to za jedyne rozsądne wyjście – stwierdza dyrektorka szkoły.

Dziś wciąż 25 procent mieszkańców Grodna stanowią Polacy. Wielu nie czuje się tam, jak u siebie. Młodzi ludzie chcą mieszkać w Polsce, a Polska Szkoła Społeczna jest jedyną przepustką do spełnienia tych marzeń. Przed pandemią pracownicy szkoły, dzięki sponsorom, bardzo często organizowali młodym Polakom z kresów wycieczki do Polski. To były najczęściej kilkudniowe wyjazdy do Białegostoku, z wyjściami do teatru czy kina. Były też wspólne lekcje w białostockich placówkach, które współpracują ze szkołą w Grodnie. Teraz obostrzenia zablokowały takie inicjatywy. Ale wszyscy wierzą, że trudny czas kiedyś minie. I że znów będą możliwe.

– Mimo tych trudności podlascy przedsiębiorcy ciągle nas wspierają. To ogromna pomoc, ale ciągle za mała, byśmy nie bali się o przyszłość naszej placówki. Dlatego zapraszamy do współpracy innych, którzy zechcą wesprzeć powrót z kresów młodych Polaków – zachęca dyrektorka.

Ewa Bochenko

Komentarze