Prokreacja za dodatkowe pieniądze – felieton Konrada Kruszewskiego

Sztandarowy rządowy program „500 plus” kosztuje polskich podatników około 27 miliardów złotych rocznie. Za te pieniądze, jak pamiętamy, PiS chciał osiągnąć wzrost demograficzny i skłonić Polaków do rozrodczości, czyli seksu prokreacyjnego. Dlatego pieniędzy nie dostali tylko najbardziej potrzebujący, których nie stać na kolejne dziecko, tylko wszyscy, którzy mają więcej niż jednego potomka, z nadzieją, że postarają się o następnego. Czyli również tacy, których miesięczna pensja pozwalałaby zafundować 500 plus całej ulicy, przy której mieszkają. Jak bowiem zrozumiałem z wyjaśnień rządzących, dodatkowe 500 złotych miałoby skłonić do rozrodczości również tych, którzy zarabiają po 100 tysięcy na miesiąc? Taka pokręcona logika. 100 tysięcy nie zachęca do posiadania kolejnego dziecka, a pięć stówek działa jak afrodyzjak, dzięki któremu bogacze kładą się do łóżek nie po to, żeby w nich spać.

Przyjrzyjmy się zatem wynikom, które udało się osiągnąć dzięki temu „najbardziej prokreacyjnemu programowi” w Polsce. Rzeczywiście, rząd nie omieszkał się tym pochwalić, jest sukces! W roku 2017 w porównaniu z rokiem 2016 urodziło się o 21 tysięcy Polaków więcej. Co prawda nikt jeszcze nie udowodnił, że poczęcie nastąpiło właśnie z powodu tego programu. Na przykład w ogóle nie zbadano, ile z tych dzieci rzeczywiście urodziło się w rodzinach pobierających lub zamierzających pobrać dodatkowe 500 złotych miesięcznie z naszych podatków. Nie odbierajmy jednak rządowi sukcesu i przyjmijmy, że te 21 tysięcy dzieci rzeczywiście przyszło na świat dzięki prokreacyjnej polityce Jarosława Kaczyńskiego. Hip, hip, hurra!

A właściwie tylko hip, hip, ponieważ z hurra jest znacznie gorzej, kiedy porówna się ze sobą podane oficjalnie liczby. Jeżeli program 500 plus kosztował nas 27 miliardów złotych, dzięki którym na świat przyszło 21 tysięcy dzieci, to oznacza, że poczęcie i narodziny jednego dziecka z tego programu kosztowało prawie jeden milion trzysta tysięcy złotych.

Nie wiem, czy pani minister Rafalska, która jest twarzą tego programu, to sobie policzyła. Bo kiedy ja liczę, wychodzi mi, że cały ten 500 plus to najbardziej poroniona inwestycja w rozrodczość jaką znam. Z czego to wnoszę? A choćby z tego, że według obliczeń z 2017 roku wychowanie jednego dziecka od czasu narodzin do osiągnięcia pełnoletniości kosztuje polskich rodziców około 180 tysięcy złotych. Ogarniacie Państwo tę różnicę? Za pieniądze przeznaczone w programie 500 plus na poczęcie jednego dziecka można wychować prawie ośmiu!

Gdyby zatem zamiast tego programu wytypować rodziny, które z powodów finansowych nie mogą wychować więcej dzieci i wręczyć im po 180 tysięcy złotych z przeznaczeniem na urodzenie i wychowanie dodatkowego potomka, to z pieniędzy wydawanych na 500 plus można byłoby urodzić i wychować prawie osiem razy więcej dzieciaków. Czyli zamiast 21 tysięcy – 160 tysięcy rocznie! A 160 tysięcy to już jest całkiem duże miasto. Czy zatem nie warto się zastanowić, jak sensowniej wydawać pieniądze, które po porostu ten rzekomo rozrodczy program po prostu przejada?

Przepraszam, że rozmnażanie traktuję w suchych kategoriach ekonomicznych. Ale taką narrację zaproponował sam PiS, uzasadniając wydawanie pięciuset złotych miesięcznie wszystkim, którzy zdecydują się na rodzenie kolejnych dzieci.

Konrad Kruszewski

Komentarze