Na youtube dorównuje Hołowczycowi, na rajdach się z nim ściga. Białostocki przedsiębiorca buduje sportowe auta i restauruje zabytkowe

Paweł Danilczuk i Krzysztof Hołowczyc, fot. Grupa "Rajdowy Felix"

Niełatwo było kiedyś zostać „panem z telewizji”. W rzeczywistości dzisiaj jest jeszcze trudniej, bo choć każdy ma w telefonie kamerę, to nie każdego ona lubi. Co więcej, kolejka chętnych do zostania gwiazdą YouTube jest baaardzo długa. Trzeba więc pokazać coś wyjątkowego. Paweł Danilczuk – białostocki przedsiębiorca i rajdowiec – pokazał siebie i swoje codzienne życie. Efekt? W krótkim czasie jego filmy zobaczyło ponad milion ludzi. Zupełnie mnie to nie dziwi, bo oglądanie każdego z nich to świetna rozrywka. Zobaczcie pierwszy, a potem przeczytajcie naszą rozmowę.

Widziałem jak robisz jajecznicę… w garażu śmiech
Paweł Danilczuk, Grupa „Rajdowy Felix”: śmiech Właściwie to ją jadłem. A jednak oglądałeś jeden z odcinków Felixiady …

Faktycznie, przejrzałem Twój kanał youtube.
To był jeden z zakładów mechanicznych, warsztatów, w którym kupiłem Mini. Taki mały samochodzik do renowacji.

fot. Paweł Danilczuk
fot. Paweł Danilczuk

Właściwie akcja działa się w stodole…
Właściciele właśnie uruchamiali piaskarkę do piaskowania elementów karoserii. Potrzebowali wyciągu, a że jestem z branży (Paweł jest właścicielem firmy Felix2 specjalizującej się w instalacjach sanitarnych takich jak wentylacja, klimatyzacja, hydraulika), więc poproszono mnie o pomoc. Właściciel w pewnym momencie mówi: “Chodź, coś ci pokażę”. Patrzę, jest, stoi i tak mi się spodobał, że go kupiłem. Byłem z kamerzystą, który na co dzień chodzi za mną z kamerą.

No właśnie, może to jest dobre pytanie na początek. Jak to się dzieje, że ta kamera z Tobą chodzi?
Wiesz co, w ogóle…

Jesteś człowiekiem X. Dlaczego na co dzień chodzi za Tobą kamera?
Nie dosłownie…

Dosłownie, widziałem.
To na moje własne życzenie. Robimy na co dzień vlog motoryzacyjny , gdy nie jeździmy czynnie w rajdach. Zwykle kamera chodziła za mną podczas rajdu i wszystko relacjonowała. Prowadzę dosyć ciekawe życie motoryzacyjne. Zajmuję się odrestaurowaniem starych samochodów, tak zwanych “franków” – Citroenów HY. Interesuję się rajdami. To jest moja pasja, druga miłość. Dalej jest też szeroko pojęta motoryzacja – szybkie, ekskluzywne czy też kontrowersyjne samochody. Interesuje mnie wszystko, co ma 4 koła i da się tym jeździć.

Dzisiaj za wieloma osobami chodzi kamera, bo kamerę każdy ma w telefonie, ale Ty masz milion wyświetleń na YouTube. Dosyć sporo.
Sporo, ale to nie jest jeszcze tak dużo.

Mniej niż Hołowczyc?
śmiech Ciężko powiedzieć, czy więcej mam fanów, czy też wyświetleń… W ogóle to jest mój guru, to jest król, cesarz rajdów. Wzorowałem się na nim dosyć mocno i obserwowałem. Kiedyś na komputerze, a potem miałem przyjemność ścigać się z nim osobiście. Gdzieś na Facebooku mamy wspólne zdjęcie…

Paweł Danilczuk i Krzysztof Hołowczyc
Paweł Danilczuk i Krzysztof Hołowczyc

Muszę dostać to zdjęcie.
Ok, dobra… Wyobraź sobie, że gdy pewna firma dwa lata temu zrobiła research na Facebooku i sprawdziła kto jest na topie w internecie, byliśmy na czołowych miejscach. Nasze działania marketingowe związane z rajdami, były na tak zaawansowanym poziomie, że w ciągu roku zebraliśmy tylu widzów i fanów, co niejeden zespół rajdowy w 4-5 lat.

Jesteś dziś bardziej przedsiębiorcą, czy rajdowcem? Rajdowcem-szperaczem, rajdowcem zawodowym, przedsiębiorcą, który szuka w biznesie pieniędzy na pasję… ?
Jestem przedsiębiorcą, który prowadzi praktycznie trzy interesy, trzy firmy i te firmy dają mi możliwość zebrania budżetu na swoją pasję. Od razu powiem, że z rajdami wiążą się mega duże wydatki. Jak myślisz ile kosztuje taka jedna rajdowa opona?

Nie wiem… z 10 tysięcy złotych?
Nie przesadzajmy! 1300 netto.

I rozumiem, że jak masz słabszy miesiąc w biznesie, to jeździsz tylko na jednej rajdowej i trzy są zwykłe? śmiech
W ogóle nie jeżdżę. Jesteśmy teraz po Rajdzie Barbórki, gdzie tych opon trzeba było mieć przynajmniej z dwadzieścia.

I jak poszło?
Jak na długą, mega długą przerwę i nowy samochód – bo zbudowaliśmy nowy pojazd – to jest rewelacyjne miejsce. Zakwalifikowaliśmy się do tzw. Super Stage’u, ulicy Karowej. Całość była relacjonowana w telewizji.

Co znaczy “zbudować samochód”?
Są różne podejścia. Mój były samochód to Mitsubishi Lancer Evo 10. Taki kupuje się w salonie, tylko, że on musi mieć specjalny numer VIN, tak zwane RS-y, które są wypuszczane przez fabrykę. Są lżejsze, nie mają takiego wyposażenia, które obciąża ten samochód wagowo. Ten samochód jest modyfikowany, rozebrany do zera. Wstawiana jest do niego klatka bezpieczeństwa i wszystkie podzespoły rajdowe. Cztery amortyzatory produkowane przez firmę Rieger to wydatek rzędu 50 tysięcy.  Dla porównania, zwykły amortyzator kosztuje z 1000 złotych.

To musisz być potwornie pracowitym człowiekiem.
Pracowałem dosyć długo, ale szybko to wydałem śmiech Dlatego nie mam już za wiele.

Czy wspierają Was obecnie jakieś firmy?
Nie, nikt nas nie wspiera w Cyklu Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski . Natomiast pojedyncze imprezy jak najbardziej. W tym Roku na Rajdzie Barbórki naszym partnerem była Firma LG klimatyzacja, Felix 2 ,W-Media, Motul, Creatum.

Ale jesteś na tę współpracę otwarty…
Tak, ale dokończę tamto pytanie. Jest ciężko zdecydować, czy kontynuować jazdę w Lancerze, dużym, ciężkim tapczanem, czy zbudować takie “proto”, czyli dosyć mocną modyfikację Volkswagena Polo, z wnętrzem, czyli wszystkimi podzespołami Lancera Evo 10. To jest teraz dosyć modne. I akurat teraz wybraliśmy tę opcję modernizacji nadwozia Volkswagena Polo, bo myślę, że jest śliczne. To pozwoliło zmniejszyć wagę i podłączyć się pod pierwszą dziesiątkę najszybszych i najdroższych aut. Te najdroższe auta, którymi dysponuje konkurencja, to wydatek rzędu 180 tysięcy Euro. Nasz samochód to praktycznie jedna czwarta tej kwoty. Koszt zbudowania naszego auta to kwota około 60-70 tysięcy Euro.

fot. Paweł Danilczuk
fot. Paweł Danilczuk
fot. Paweł Danilczuk
fot. Paweł Danilczuk

Uczestniczysz jakoś – od strony mechanicznej, konstrukcyjnej – w budowie tego auta, czy jesteś tylko menadżerem projektu?
Sam nie kręcę śrubek, ale składam życzenia na to, co ma być w aucie. Wszystko uzależnione jest od budżetu. Jeżeli na przykład posiadam budżet praktycznie nieograniczony, to samochód może zbliżyć się do tych najdroższych, ale to nie ma większego sensu.

Rozumiem, że mechanicy, którzy z Tobą pracują to są “artyści”.
Wiesz, pracowali dla takich nazwisk jak Kuzaj, Sołowow, Czopik. Budują też auta dla zespołów amerykańskich. Często wyjeżdżają, a w tym roku zostali specjalnie dla mnie. Zbudowaliśmy auto, którym możemy wystartować. Ale, żeby wystartować, trzeba przygotować gro elementów. Trzeba zbudować zespół od podstaw – trzech-czterech mechaników, do tego musi być zaplecze serwisowe, czyli samochód i duży samochód, który zabierze lawetę, opony, koła i tak naprawdę drugi samochód w częściach. Musisz mieć bardzo dużo części, bo na rajdzie ten samochód można porównać do takiego sportowca, kulturysty, którego spotykasz przed samym wyjściem na arenę. Auta są napakowane wszystkim, są wzmocnione, “umięśnione”, są przygotowane tylko i wyłącznie na krótkie odcinki, żeby pokazać wszystko to, co mają najlepsze – pojechać jak najszybciej. Moim zadaniem jest poprowadzić auto. To jest akurat domena Barbórki, bo rajd jest bardzo krótki. Jest to samochodowa demonstracja mocy, więc każdy chce być jak najszybszy i każdy chce wygrać. Często wręcz przesadzamy z tą mocą…

Kiedy to opowiadasz, wszystko robi się nagle bardziej złożone niż mogłoby się wydawać. Wiemy już, że nie kupujesz auta w salonie, doklejasz naklejkę i jedziesz. Budujesz swój własny samochód. Dodatkowo musisz tym wszystkim sprawnie zarządzać. Najpierw zbudować auto, potem przygotować się do rajdu. Następnie kontrolować wszystko to co dzieje się w trakcie rajdu, w końcu dochodzi do tego promocja m.in. media społecznościowe, wszystkie aktywności marketingowe w internecie. Trzeba być dobrze ogarniętym menedżerem, aby zarządzać takim „projektem”.
To też nie przyszło z dnia na dzień samo z siebie. Ścigam się, można powiedzieć “rajduję” 10 lat. Zacząłem samochodami tylnonapędowymi. Pierwszym moim autem było BMW E 30 – dosyć stare i leciwe, ale zmodernizowane. Bardzo fajnie radziło sobie na szutrowej nawierzchni.

Ile miałeś wtedy lat?
Mniej więcej w 2008 roku zabawa zaczęła przeradzać się w gigantyczną pasję. I było to – powiem Ci szczerze – jak narkotyk. Wtedy to nie były jeszcze takie profesjonalne rajdy, w których startuję dziś, na przykład Mistrzostwa Polski – najwyższy poziom w kraju. Wtedy startowałem w zawodach organizowanych w Białymstoku tzw. KJS-ach – Konkursach Jazdy Samochodem. Później była 2. Liga. Tam pojawiły się szybsze, dłuższe odcinki. Trzeba było mieć pełen rynsztunek bojowy – zabezpieczenia, klatę, kask i tak dalej. Tu już nie było żartów.

Zrobiło się poważniej.
Zrobiło się poważniej, ale oczywiście samochód nie był na tyle poważny, by można mnie było brać na serio. Jednak na rajdach startowaliśmy w pełnym cyklu Mistrzostw Polski. Potem przyszedł zwrot akcji i zmieniliśmy auto na szybsze niż dotychczasowe 160 koni. Wybór padł na BMW M3 E30. Kultowe auto, które w tej chwili jest w ogóle niedostępne na rynku, jest kolekcjonerskie. Auto sprzedał mi kolega. Zmodernizowaliśmy je i wystartowaliśmy w pierwszym rajdzie Mistrzostw Polski.

Uczestniczysz w rajdzie jako przedsiębiorca. Dużo jest takich przypadków? Jakie firmy reprezentują rajdowcy? Są tam jakieś znane nazwiska?
Oczywiście jest wielu znanych rajdowców, którzy mają swoje przedsiębiorstwa. Czołową personą był Sołowow, jeden z najbogatszych Polaków. On mógł sobie pozwolić na wydawanie wielkich pieniędzy.

Ciekawa sytuacja… można ścigać się z kimś w rajdach, można ścigać się w biznesie. To musi być świetne uczucie, gdy na torze wygrywa się z kimś z czołówki Forbesa.
Tak, owszem. Zawsze tak było, że nie do końca sprzęt, którym dysponujesz, dawał Ci wygraną. Umiejętności wraz ze sprzętem to sukces murowany. Jednak czasami bywa, że słabsze samochody z lepszym kierowcą, wygrywają z kierowcami w mega wypasionych furach.

Przypominasz sobie taką sytuację, gdy chciałeś przegonić jakiegoś zadufanego gościa?
Nie, nie należę do takich osób, które chcą komuś coś udowodnić, ale jestem ambitny i często pokazuję pazur.

Bez przesady, całe Twoje życie to jest udowadnianie czegoś komuś. Biznes, sport… ?
Ale nie było takiego typowego pojedynku, który by mówił: “Zobacz, ja mam gorszy, Ty masz lepszy, ale cię pokonam…”. Nie, czegoś takiego nie było. Te samochody i grupy, w których startujemy są niemal identyczne. Samochód jest przygotowany wedle regulaminu i nie mogę mieć ani więcej, ani mniej. Różnice są bardzo małe. Jeżeli konkurent dysponuje paliwem, które daje 20 koni więcej, to muszę nadrobić umiejętnością i odwagą. A jeżeli mam takie samo paliwo, waga auta jest taka sama, prędkości i moment obrotowy maksymalne, moc identyczna… wtedy liczy się tylko to kto dłużej będzie trzymał „gaz”.

Jak to się w takim razie stało, że od tych wszystkich niezwykłych opowieści o rajdzie, nagle przechodzisz do starej szopy i szukasz w niej starego auta, które później odnawiasz?
To jest w ogóle drugi element całej układanki motoryzacyjnej…

Wydaje się dość skrajny.
Potężnie. Z jednej strony mamy mega zaawansowaną technologię, z drugiej jest umierający, dogorywający samochód. To znowu historia, która urodziła się jakiś czas temu. W Krakowie byliśmy na jakiejś imprezie. Wracając, zauważyłem przy drodze mega długą kolejkę. Prowadziła do gości, którzy przy drodze smażyli kiełbasy w Nysie. Były to popularne “Kiełbaski z niemieckiej nyski”. Kojarzysz?

Nie, ale brzmi ciekawie.
No i wyobraź sobie, stoję w tej kolejce – jest rano, a ja jestem po imprezie – i wpada mi do głowy pomysł na biznes. Zjadłem sobie tę kiełbasę i pomyślałem: “Kurczę, taki fenomen… Nyska, kiełbasa, ludzie stoją, yeah! To ja zrobię cztery razy lepszy samochód, cztery razy lepsze jedzenie i zobaczymy, co z tego wyjdzie”. Wtedy byłem świeżo po udziale w “Ugotowanych“ TVN. No i zacząłem przeglądać internet w poszukiwaniu super fajnego auta. No i znalazłem Franka czyli Citroena HY.

Spontaniczna decyzja…
Oczywiście poszukiwania tego samochodu były bardzo angażujące. Później prace nad nim trwały ponad rok.

Co wydało Ci się w nim najbardziej wyjątkowe?
On jest taki ładny, że aż brzydki i taki brzydki, że aż ładny.

Raczej taki brzydki, że aż ładny… śmiech
Tak śmiech Gdy go zobaczyłem pierwszy raz, stał tak pod płotem. Był w kolorze żółtym. Po prostu mega… zakochałem się. Na żywo wygląda fantastycznie. Zresztą muszę Ci pokazać, bo mamy te samochody…

fot. Paweł Danilczuk
fot. Paweł Danilczuk
citroen hy po
fot. Paweł Danilczuk

W co trzeba władować więcej pieniędzy – w auto rajdowe czy zabytkowe?
Zdecydowanie w rajdowe.

Czyli to był finansowy „light”.
W przypadku modernizacji Citroena, z gadżetami i gastronomią, zatrzymamy się na kwocie 150 tysięcy złotych. Maksymalnie. Zrobiliśmy takiego gastronomicznego franka i znowu zabawiłem się w menedżera. Dwa lata temu czegoś takiego bardzo brakowało w Polsce. Gdy pojechaliśmy na Festiwal Światła do Łodzi nasz food truck okazał się wielkim, wielkim sukcesem. Jednak w takim biznesie przerażające jest to jak trzeba dbać o detale, aby jedzenie było naprawdę dobre.

Biznes okazał się trudniejszy, niż początkowo mogło się wydawać.
Podziwiam ludzi, którzy pracują w gastronomii. To jest ciężki chleb, naprawdę bardzo ciężki chleb. Z boku wygląda fajnie, ale jest bardzo trudne .

Ale udało Ci się na tym zrobić pieniądze?
Dałoby się na tym robić pieniądze, natomiast pogoda w Polsce temu nie sprzyja. Sezon kończy się z chwilą, kiedy pogoda na zewnątrz jest taka, jaka jest teraz, czyli zła. Opłacałoby się gdybym jeździł w nim sam. Dodatkowo auto jest z lat 50-tych, więc nie jest przygotowane do dalekich podróży. Wystawiłem to auto na sprzedaż. Wyobraź sobie, kupiec zadzwonił do mnie w ciągu pięciu minut i Citroen był sprzedany. Oczywiście po tygodniowej negocjacji i prezentacji, co ma te auto. Teraz jest w Austrii.

Duży zysk?
Nie, ale odrobiliśmy swoje. Może nawet jesteśmy trochę na plus.

Warto było? Dużo serca włożyłeś w ten nowy biznes.
Warto, bo byłem już strasznie zmęczony dotychczasową pracą. Wyobraź sobie, że po trzech miesiącach znowu rozdzwoniły się telefony w sprawie Citroena. Wpadłem na pomysł, że skoro jest takie duże zainteresowanie i dzwonią ludzie z Europy, to warto byłoby się zastanowić nad renowacją starych aut. Skoro przez rok zbudowałem to auto i szukałem części, nawiązałem dużo kontaktów i wiem o co w tym wszystkim chodzi, to dlaczego nie zamienić tego w biznes? Jak pomyślałem, tak zrobiłem.

Zarobiłeś.
Nie tak dawno sprzedałem jeden z takich samochodów. Poszedł do Niemiec. Teraz przygotowuję pięć.

Ty w ogóle się nie nudzisz.
Nie, nigdy.

Po obejrzeniu Twoich filmów na youtube, stwierdziłem, że jesteś niesamowicie pozytywnym człowiekiem…
śmiech No, dusza towarzystwa, nie ma co ukrywać. Czasami jest to męczące dla niektórych uczestników. Tych, którzy chcą się też przebić.

Lubisz błyszczeć…
Tak! Jak to moja narzeczona mówi: “taka mała gwiazdeczka”… śmiech

fot. Paweł Danilczuk
fot. Paweł Danilczuk
fot. Paweł Danilczuk
fot. Paweł Danilczuk

Komentarze