Świąteczna zakupowa gorączka w październiku – czyli potrzeba zachowania dystansu… psychicznego

W tym roku w sklepach „święta” nastały już w październiku. Na półkach pojawiły się ozdoby choinkowe, mikołaje, gadżety. Tym samym okazało się, że nie obowiązuje już „psychologiczna” bariera 1 listopada. Handlowcy zaczęli wcześniej… I to właśnie komentuje dr ekonomii Andrzej Kondej, pracownik naukowo-dydaktyczny Instytutu Zarządzania na Uniwersytecie w Białymstoku, właściciel firmy Kondej Retail, doradca, analityk i badacz rynkowy.

Cóż, to interesujące czasy pod względem socjologicznym. Na kościołach maluje się grafifti, a w sklepach rozbrzmiewa świąteczno – podobna muzyka. Prawdopodobnie, zmienia się pojęcie współczesnych świątyń, coraz bardziej stają się nimi galerie handlowe, sklepy i puby niż kościoły i cerkwie.

„Cywilizujemy się”, a zatem w sklepach rozgrzewają raczej piosenki anglojęzyczne niż rodzime kolędy, no bo przecież mamy zachodnie aspiracje. Trafia to na podatny grunt, bo święta dla coraz większej części naszej populacji bardziej kojarzą się ze „św. mikołajem” niż św. Józefem, z radosnymi zakupami i prezentami niż z radosnym modlitewnym skupieniem i rodzinną atmosferą.

Nieprzypadkowo w Wielkiej Brytanii ten okres częściej nazywany jest Holiday Season niż Christmas. Nas zapewne też czeka taka frazeologiczna rewolucja.

Handlowcy zachodzą w głowę, jak pandemia wirusowa wpłynie na nasze przedświąteczne aspiracje i zakupowe zapędy. Uważam, że ten wpływ będzie ambiwalentny. Z jednej strony, materialno-finansowa niepewność nakaże ludziom ograniczać wydatki. Chociaż – co oczywiste – najbardziej nawiedzeni wezmą pożyczki, by „godnie” przeżyć ten okres.

Z drugiej strony natomiast, znaczna część naszych rodzimych konsumentów poprzez zakupy będzie chciała odreagować pandemiczną chandrę. Wielu z nas zna podobne zjawisko – kupujemy coś w celu poprawy złego nastroju. Musimy pamiętać, że emocje wywierają o wiele większy wpływ na decyzje nabywcze niż względy racjonalne.

Nasza handlowa rzeczywistość daleka jest zatem od normalności. Trudno jednak temu się dziwić, skoro w wielu dziedzinach coraz mniej jest normalności w naszym otoczeniu. Albo inaczej: granica normalności wyraźnie się przesuwa. Przypomina mi to powiedzenie jednego z polityków z zamierzchłej przeszłości: „W ubiegłym roku staliśmy o krok od przepaści. A w tym roku zrobiliśmy wyraźny krok naprzód”. Taki mamy społeczny postęp.

Z najlepszymi życzeniami udanych zakupów, patrzenia pod nogi i przed siebie oraz zachowania dystansu… psychicznego.

Andrzej Kondej, fot. pixabay.com

Komentarze