Trzy lata temu postanowił zostać rolnikiem. Dziś jest już przedsiębiorcą

Społeczeństwo staje się coraz bardziej wygodne, częściej zwraca uwagę na to, co je. I nie lubi tracić czasu. Jak na tym zarobić, odkrył Radek Buczyński. Młody chłopak z Krasnego Starego skończył studia na politechnice i założył gospodarstwo rolne, specjalizujące się w ekologicznej uprawie warzyw, które dostarczane są wprost z pola pod drzwi klienta. To jedyna taka firma na Podlasiu i jedna z nielicznych w Polsce. Radek pomysł na biznes podpatrzył za granicą. Zapytany o to, czy jest rolnikiem, czy przedsiębiorcą, bez namysłu odpowiada, że każdy dobry rolnik jest przedsiębiorcą.

Stworzone z natury – tak nazywa się działalność Radka. Młody przedsiębiorca zaczynał trzy lata temu. Dziś z powodzeniem utrzymuje się ze swojej firmy, klientów ciągle przybywa. Na początku łatwo nie było, musiał nauczyć się uprawy warzyw, bo jak się okazuje, łatwe to nie jest. Zwłaszcza w systemie, jaki sobie wybrał.

– Warzywa uprawiam w metodzie no-dig, czyli bez przekopywania i orki, przykrywając glebę w grządkach warstwą kompostu. Taka gleba obfituje w życie biologicznie mikroorganizmy, które zapewniają zdrowy wzrost, ładne plony dla naszych warzyw. Wszystko robię ręcznie, każda roślina wyhodowana jest od podstaw, z nasion – opowiada młody przedsiębiorca.

Radek co prawda wychował się na wsi, ale nie pochodzi z rodziny rolniczej. Za to w wakacje pomagał kuzynowi, który prowadzi duże gospodarstwo rolne. Podobała mu się taka praca. O tym, by swoją przyszłość związać ze wsią, myślał już wtedy, gdy studiował mechanikę na białostockiej politechnice. Te studia porzucił na rzecz inżynierii rolno – spożywczej. Od początku wiedział, że nie chce być typowym rolnikiem. Pomysłu na swój biznes szukał w internecie, podpatrując rozwiązania zachodnich farmerów. Kiedy wymyślił swoje vegboksy, wiedział, że wypełni niszę na rynku, ale też zdawał sobie sprawę z tego, że taka forma dystrybucji jest najbardziej ekonomiczna.

– Nie mam miejsca na przechowywanie moich produktów, poza tym założenie było takie, by warzywa do klienta trafiały tego samego dnia, w którym zostały zebrane. W końcu te przechowywane można kupić na każdym kroku, nie byłbym więc konkurencyjny na rynku. Dodatkowo, zbiór pod konkretne zamówienia powoduje, że nic się nie marnuje. Co też się wpisuje w ekologiczny trend „zero waste” i nie generuje strat – tłumaczy Radek.

Przyznaje też, że dziś społeczeństwo jest szalenie wygodne. Coraz bardziej lubi, gdy dostaje coś pod sam nos, bez konieczności wychodzenia z domu.

Jego pomysł na życie na początku wprawił bliskich w osłupienie. Nikt nie bardzo wierzył w powodzenie. Tym bardziej, że dziś młodzi ludzie ze wsi uciekają do miasta i niewielu decyduje się na ciężką pracę w rolnictwie. Szybko jednak okazało się, że przedsiębiorczy chłopak wie, co robi. Dziś może liczyć na ich pomoc. Ta szczególnie potrzebna jest w dniu dostaw, kiedy od świtu trwa zbiór zamówionych plonów i przygotowywanie ich do odbioru. Warzywa z gospodarstwa Radka sprzedawane są w zestawach. Z dostawą dwa razy w tygodniu. Można je też kupić wprost z pola, ale klienci zwykle wolą pierwszą opcję.

– Te boksy, to nic innego jak zbilansowany zestaw warzyw na dany tydzień. Jego skład związany jest z sezonowością uprawy warzyw. Część produktów warzywnych jest dostępna niemal cały sezon, część z nich natomiast wymaga specjalnych warunków. Organizm ludzki jest tym lepiej odżywiony, im bardziej różnorodna jest dieta człowieka oraz im lepszej jakości produkty spożywamy. A moje są najwyższej jakości – wyjaśnia.

Obecnie gospodaruje na 25 hektarach, ale warzywa uprawia tylko na 8 arach. Dlaczego? Bo zależy mu na jakości. System, w jakim rosną, zakłada pracę dosłownie gołymi rękami. Większego areału nie jest w stanie przerobić bez starty na jakości.

– A to ona jest w moim biznesie najważniejsza. Zwiększenie upraw spowoduje, że moja farma stanie się fabryką a nie „manufakturą” – zauważa.

Sezon u Radka trwa od maja do listopada. W tym roku planuje wybudować tunele nad warzywnikiem, aby przedłużyć go do grudnia. Nie uprawia warzyw do przechowywania, bo to nieopłacalne. Zimą więc odpoczywa, bowiem praca w gospodarstwie jest bardzo czasochłonna i w sezonie nie może pozwolić sobie na dzień wolny. Tym bardziej, że jego działalność opiera się nie tylko na warzywach. Radek hoduje też „szczęśliwe” kury i owce. I to właśnie dzięki hodowli drobiu na wolnym wybiegu poza sezonem nie musi martwić się o rachunki. Obecnie ma około 300 kur. Karmi je plonami zebranymi z własnego pola. Ekologiczne jaja cieszą się nie mniejszym zainteresowaniem niż warzywa prosto z grządki.

Nie nastawia się wyłącznie na klientów detalicznych, współpracuje też z kilkoma restauracjami. Wszystko jednak zamyka się na Podlasiu.

– Coraz częściej jestem pytany, czy dostarczę vegaboksy np. kurierem w inne rejony Polski, ale to mija się z celem mojej działalności, czyli sprzedażą wyłącznie świeżych warzyw. Bowiem takie, które spędzą co najmniej dobę w transporcie, świeże już nie będą. Konkurencji na razie nie mam, klientów w naszym regionie nie brakuje, ich zamówienie pozwalają mi na godne życie, coraz bardziej umacniam moją markę. Nie planuję więc ekspansji na rynek krajowy. Lokalne, małe biznesy, dobrze zaplanowane, sprawdzają się świetnie – podkreśla.

Dodaje też, że w tej działalności ogromną rolę odgrywa jego żona Klaudia. To ona zajmuje się pozyskiwaniem klientów, logistyką, stroną internetową, jest nawet kurierem. Co ciekawe, Klaudia nigdy nie miała styczności z rolnictwem, ale zawsze męża bardzo wspierała. Nawet na początku, po pierwszym szoku, jakim był dla niej jego pomysł na biznes.

– Rozwój firmy bardzo ułatwiły nam media społecznościowe, ponieważ na początku, dzięki informacjom umieszczanym na naszej stronie, dowiedzieli się o nas klienci. Dziś mocno działa marketing szeptany. Mimo wszystko uważam, że w dobie internetu dobra promocja sieciowa jest dźwignią handlu – zaznacza.

Radek ciągle się rozwija, bo bez tego trudniej by mu było walczyć o klienta. Zaczynał od dostawy zestawów raz w tygodniu, w jedno miejsce w Białymstoku, potem wprowadził dostawę wprost pod drzwi. Głowę ma pełną pomysłów na przyszłość. Mówi, że nie żałował swojej decyzji o rozpoczęciu działalności rolniczej ani jednego dnia.

– Ta praca, poza tym, że jest bardzo ciężka, daje mi niesamowitą satysfakcję. Obserwowanie roślin, które hoduje od ziarenka, jest niesamowite. A najlepsze jest to, że można na tym, zarobić – podsumowuje.

Ewa Bochenko

Komentarze