Wojciech Fortuna: W Podlaskiem jest moja Ameryka

Był pierwszym Polakiem, który zdobył złoty medal zimowych igrzysk olimpijskich – w skokach narciarskich w 1972 roku na skoczni Ōkurayama w japońskim Sapporo. Dziś mieszka w Podlaskiem, na Suwalszczyźnie, w Gorczycy koło Augustowa. Jest aktywnym emerytem. Pracuje w Szelmencie, ma tam swoją ekspozycję sportów zimowych, którą założył. Jak podkreśla, w naszym regionie chce zostać już do końca życia, obecnego miejsca zamieszkania nie zamieniłby na żadne inne na świecie. Rozmawialiśmy z nim o sportowej przeszłości, pytaliśmy o ocenę współczesnego sportu i o to, co porabia dziś.

Urodził się 6 sierpnia 1952 r. w Zakopanem. Był zawodnikiem Wisły-Gwardii Zakopane. Skokami narciarskimi zainteresował się już jako kilkuletni chłopiec. W swojej karierze zdobył jeden złoty i dwa brązowe medale mistrzostw Polski. W ’72 wygrał w Sapporo zawody na dużej skoczni, stając się pierwszym polskim złotym medalistą zimowej olimpiady. W pierwszej serii poszybował na 111 metrów, otrzymując notę 130,4 punktu – była ona rekordowa. Niektórzy sędziowie chcieli powtórzenia serii, ale ostatecznie stanęło na tym, by kontynuować zawody. Przy skróconym rozbiegu Fortuna osiągnął 87,5 metra. To wystarczyło, by wygrać. Został mistrzem olimpijskim i jednocześnie mistrzem świata – wtedy ten drugi tytuł przyznawany był z automatu mistrzom olimpijskim. Jego wyczyn do dziś przy różnych okazjach jest pokazywany w telewizji, a na portalu YouTube można znaleźć wideo nawet w wersji kolorowej.

Pan Wojciech przyznaje, że jest rozpoznawany na ulicy. I zdarza się to często.

Jak przyjechałem na Suwalszczyznę 16 lat temu, poszedłem do sklepu myśląc, że tu będę miał święty spokój. Już przy wejściu podchodzi do mnie facet i pyta: pan Wojciech Fortuna? Odpowiadam: tak. On dopytuje: a co pan tu robi? Ja na to: mieszkam tu. Wieść rozniosła się szybko, ludzie wiedzieli, gdzie pracuję, gdzie chodzę na ryby czy grzyby – opowiada nasz rozmówca.

Fortuna wspomina, że dość długo mieszkał w Stanach Zjednoczonych, w sumie dziewięć lat. Była to emigracja zarobkowa. Przyznaje, że gdyby nie Ameryka, to różnie mogłoby z nim być, dlatego też uważa ją za swoją drugą ojczyznę.

Byłem kawalerem z odzysku, więc ożeniłem się z suwalczanką. Wróciliśmy do Zakopanego. Tam kupiliśmy sobie góralski apartament, ale nie pasowało nam tam mieszkać – mówi.

Okazało się, że władze Zakopanego wymeldowały go sądownie z domu, a był wtedy honorowym obywatelem miasta.

Jak tak można było zrobić, wymeldować kogoś na ulicę, donikąd? – pyta nie kryjąc żalu.

Potem miały miejsce problemy z prawem Fortuny. Postanowił sprzedać dom w Zakopanem i wyjechać wraz z żoną. Padło na północno-wschodnią Polskę. Zamieszkali koło Augustowa.

Podlaskiego nie zamieniłbym na żadne Krupówki, nawet gdyby ktoś miał mi dopłacić. Oczywiście jeżdżę do Zakopanego, by choć świeczkę mamie i bratu zapalić, ale tam nie mam czego szukać. To nie jest miasto sportowe, tylko deweloperskie – stwierdza.

Wyjaśnia, że to, iż dziś jest już emerytem, nie oznacza, że siedzi na tarasie nic nie robiąc. W WOSiR Szelment prowadzi założoną przez siebie 10 lat temu ekspozycję sportów zimowych.

Mamy tam też aleję gwiazd, która cztery lata temu z mojej inicjatywy została odsłonięta. Jest już 25 płyt naszych czempionów, medalistów olimpijskich czy mistrzostw świata – dodaje. – Mam zamówionych 12 kolejnych płyt i obelisk dla mojego trenera Janusza Forteckiego.

Wojciech Fortuna w wolnych chwilach lubi pracować na działce, ogrodzie przy domu, uprawia tam warzywa. Swego czasu były też zwierzęta, jak kucyk, kózki, króliki. Jego żona jest kucharką, pan Wojciech lubi wszystko, co przygotuje: kartacze, schabowego, dania z kurczaka czy indyka. Fortuna ceni sobie, że zaraz obok znajduje się las, gdzie chętnie chodzi zbierać grzyby, w bliskim sąsiedztwie ma też Jezioro Orle.

Tutaj jest dla mnie Ameryka – uśmiecha się. – Mam emeryturę sportową, dorabiam sobie w Szelmencie. I to mi wystarcza.

Pytany o współczesny sport tłumaczy, że ogląda wszystko co się da, jeśli chodzi o skoki narciarskie: wszystkie kwalifikacje i konkursy. Kibicuje Polakom i Japończykom. Polakom szczególnie, bo to najlepsi skoczkowie na świecie. Zgadzamy się, że skoki są wręcz polskim sportem narodowym.

Wszystko zaczęło się od Stanisława Marusarza. Dziadek Marusarz był w ’38 wicemistrzem świata w Lahti. I to on nam pokazał drogę po medale – opowiada Wojciech Fortuna.

Gdy rozmawiamy o bliższych czasach, Fortuna stwierdza, że Małysz i Stoch to doskonali sportowcy, ale tego drugiego uznaje za lepszego, nie ujmując w żaden sposób Małyszowi, bo to w końcu zdobywca trzech srebrnych i jednego brązowego medalu olimpijskiego, sześciu medali mistrzostw świata i czterokrotny zdobywca Pucharu Świata, triumfator Turnieju Czterech Skoczni i zwycięzca kilkudziesięciu konkursów PŚ.

Ale to Kamil Stoch ma trzy tytuły indywidualne mistrza olimpijskiego, do tego brązowy medal igrzysk w drużynie, tytuł mistrza i wicemistrza świata. Jest moim idolem. Myślę, że zdobędzie jeszcze medal olimpijski – wymienia Wojciech Fortuna. – Może nieco mniej razy stał na podium niż Adam Małysz, ale to on zdobywał olimpijskie złoto. Moim zdaniem Kamil Stoch jest najlepszym polskim skoczkiem w historii.

Swój skok z Sapporo pan Wojciech oglądał w telewizji tyle razy, że nie jest w stanie policzyć. Chętnie ogląda powtórki. Wciąż też dzwonią do niego dziennikarze, proszą o komentarze, zapraszają do swoich programów. Kończąc rozmowę podsumowuje, że jego ulubionym sportowcem jest Stanisław Marusarz.

Każdy chciał skakać tak jak on. Dziadek Marusarz przychodził na wszystkie nasze treningi. Miałem do niego wielki szacunek – mówi.

Fortuna podkreśla, że należy przypominać o takich ludziach, bo historia Polski to historia sportu. Nie można zapominać.

Oryginalny materiał znajduje się na stronie podlaskisenior.com: Mistrz Fortuna: Tu odnalazłem swoje miejsce na Ziemi

Piotr Walczak, fot. Wikipedia / by Sławek – from Sławek, by email, CC BY-SA 2.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=15522074

Komentarze