Po współpracy z Infinity Group i Fair Play Crew Kasia Stempniak tworzy Gold&Finch. „Znamy się długo. Głównie z Internetu.”

Kasia Stempniak (po środku) wraz ze wspólniczką Martą Rogalewską (po prawej), fot. Paweł Tadejko

Tyle osób opowiadało mi o niej, że ciężko byłoby je tutaj pewnie zliczyć. Jak sama mówi: „Znamy się długo. Głównie z Internetu”, co wyraźnie pokazuje jak wiele dzisiaj naszych relacji opartych jest na mediach społecznościowych. Kasia Stempniak po powrocie do Białegostoku z Warszawy zasłynęła organizacją spotkań dla kobiet z branży IT. Tak dobrze jej to wyszło, że do kobiet zaczęli dołączać także mężczyźni. Wiele osób uważa, że otworzyła w ten sposób drzwi dla kolejnych, podobnych inicjatyw. Mógłbym napisać, że zasłynęła organizacją Geek Girls Carrots, ale właściwie zasłynęła organizowaniem, spotykaniem, rozmawianiem, poznawaniem ludzi. Przede wszystkim z branży IT, mediów i reklamy. Przez ostatnie lata pracowała w Infinity Group – jednej z najbardziej rozpoznawalnych w kraju białostockich agencji interaktywnych. Później aktywnie wspierała projekty tancerzy z Fair Play Crew. Od roku prowadzi własną firmę szkoleniową Gold&Finch, organizującą szkolenia z najlepszymi specjalistami w kraju. Co ciekawe, często także z Białegostoku. I tak – dzięki niej – Polski Bus traci klientów, bo wielu z nas nie musi już w poszukiwaniu sensownej wiedzy, jechać do Warszawy. Oto moja rozmowa z intrygującą kobietą – Kasią Stempniak.

Bardzo cieszę się, że widzimy się na żywo, bo od wielu lat słyszę o tym co robisz w Białymstoku i jesteś – w moim świecie – takim internetowym celebrytą. Osobą powszechnie rozpoznawalną wśród ludzi, którzy tutaj lokalnie interesują się mediami społecznościowymi i marketingiem. To kontrowersyjna teza na początek rozmowy, ale nie obrażaj się na nią, bo to komplement. Co więcej, przy takim celebrycie jak Ty, czuję się wręcz spięty, a rzadko to się zdarza. Jak się czujesz z tym co Ci powiedziałem?

Kasia Stempniak, Gold&Finch: Grzesiu, nie piernicz… śmiech

Śmiech

Bardzo mi miło. Znamy się długo. Głównie z Internetu. Kompletnie nie identyfikuję się z pojęciem, które padło z twych ust, ponieważ wierzę w robienie, a nie bycie.

Gdy powiedziałem ostatnio komuś, że mam spotkanie z Kasią Stempniak, zaczął mówić z wielkim entuzjazmem o Tobie, więc zapytałem czy się znacie. Powiedział, że nie, ale „bardzo często wyskakujesz mu na Facebooku”.

Mam nadzieję, że nie dlatego, że mam cały czas coś do powiedzenia na każdy temat, ale dlatego, że robię rzeczy, które mogą być interesujące.

Dokładnie, to mam na myśli.

Gdy po kilku latach pracy i mieszkania w Warszawie wróciłam do Białegostoku – ponad 4 lata temu – zabrałam się za projekt Geek Girls Carrots. Robiłam spotkania dla dziewczyn związanych z IT, w tym świecie się poruszałam – pracowałam w agencji marketingowej Infinity Group. 4-5 lat temu w Białymstoku ludzie z IT siedzieli w domu i praktycznie się nie spotykali. Z cyklicznych, otwartych spotkań był bodajże East Camp i Czwartki Social Media. Idea Geek Girls Carrots trafiła w swój czas. Była już ”sprawdzona” w Warszawie, Poznaniu. Była potrzeba, żeby kobietom z branży IT dać możliwość pokazania się, zintegrowania, a także przyciągnięcia do niej dziewczyn. Mam wrażenie, że teraz kobiety w IT zaczęły być bardziej widoczne. Na przykład na ostatnim spotkaniu z cyklu BiałQA (red.: społeczność skupiona wokół zagadnień jakości oprogramowania) były aż dwie prelegentki! Nie uważam tego za swój sukces, ale raduje mi się serce, kiedy widzę jak rozwija się networking w branży i że kobiety są tu widoczne.

To ciekawe, że nie uważasz tego za swój sukces, bo to chyba jednak spora skromność. Jednak to, że tak wiele kobiet przychodzi na „Karotki”, to jest dowód na to, że ludzie po pierwsze Ci zaufali, a po drugie po prostu, po ludzku polubili. Konkretnie Ciebie.

Też… śmiech Spotkania czy szkolenia, którymi się zajmuję, wszystko to są działania oparte na relacjach. Jak się nie wierzy komuś, bo jest mało wiarygodny, to się po prostu nie wchodzi w to, bo po co.

To dla Ciebie spora presja. Ze spotkania na spotkanie ludzie coraz bardziej Ci ufają, przychodzą coraz ciekawsze osoby, które sporo potrafią i są bardzo wymagające wobec otaczającej rzeczywistości. Ty ze spotkania na spotkanie musisz im zaproponować coraz więcej.

To mi się bardzo podoba, że ludzie są coraz bardziej wymagający. Kiedy spotkanie nie jest na najwyższym poziomie, bo np. prelegent nie jest w formie – różnie się zdarza – i zaczynają szemrać albo buczeć, to ja się cieszę, bo to znaczy, że są świadomi, że warto inwestować swój cenny czas w rzeczy wartościowe.

Buczą? Wredne baby…

Bez przesady śmiech

Faceci nigdy by nie buczeli… śmiech

Śmiech Zdziwiłbyś się. To mi się bardzo podoba, bo to znaczy, że na wielu takich spotkaniach już byli, trochę się w tym otrzaskali, wiedzą, że warto tracić swój cenny czas tylko na rzeczy wartościowe, a nie tylko na to, co ktoś im raczy dać, tylko dlatego, że np. ktoś przyjechał z Warszawy.

Ale zauważ też, że ludzie przychodząc do Ciebie na „Karotki” nawiązują zupełnie prywatne relacje.

Oczywiście, jest masę przyjaźni, współprac – ludzie pozatrudniali ludzi lub zaczęli działać razem – uczestnicy się wyedukowali i przebranżowili np. z humanistów w kierunku tworzenia contentu w mediach społecznościowych, programowania czy frontendu. To są wielkie sprawy.

Wyobraź sobie, że Ci wszyscy ludzie spotykają się na „Karotkach” i nagle znika zupełnie wątek pracy. Poradziliby sobie? Czuliby się w swoim towarzystwie dobrze?

Tak. Boleję tylko nad tym, że kiedy społeczność się rozwija, nie znam już osobiście wszystkich, którzy przychodzą na spotkania. Na początku ze wszystkimi przybijało się piątki. Później, kiedy to rosło – zawsze tak jest – tworzą się „towarzystwa”, stali uczestnicy siadają w pierwszych rzędach, a ludzie, którzy przychodzą pierwszy raz, trzymają się na dystans. To jest błąd, bo – mogę tu chyba mówić w imieniu wszystkich organizatorów – tworzymy te spotkania dla wszystkich. Nie ma co się krępować i chować po kątach.

To może jest to bardziej apel do tych stałych bywalców, którzy przybijają Ci piątkę na co dzień?

Oni są już niereformowalni. Śmiech Często mówię, że niechodzenie na takie otwarte, darmowe wydarzenia, konferencje, spotkania branżowe, to… grzech! Tam jest taka wiedza, taki potencjał. Dzięki nim można poznać ludzi, zadać pytania, które natchną i naprowadzą na nowe tory. Można w życiu zrobić zwrot o 180 stopni. To jest nie do przecenienia.

Do tego co robisz mam ogromny szacunek i znam większość ludzi, którzy chodzą na wydarzenia organizowane przez Ciebie. Z wielką przykrością stwierdzam, że zawsze coś mi wypadało, gdy je organizowałaś i nie mogłem przyjść. Ale wiesz co? Myślę, że dajesz ludziom nie tylko szansę na to żeby zdobywali wiedzę, ale też zdobywali ludzi, przyjaciół, ludzi z którymi się dogadują. Z drugiej strony mam wrażenie, że gdy ludzie spędzają czas po pracy w taki sposób jaki im proponujesz – stale się szkolą, to stają się wobec siebie bardzo wymagający.

Znowu to powtórzę: I bardzo dobrze. Im więcej wiesz, tym więcej wiesz, że nie wiesz.

To po co?

Śmiech Po to, żeby nie użalać się nad sobą, że nikt mnie nie chce zatrudnić, że są jakieś wymagania, światy, w których nie wiemy jak się poruszać. To jest konkretna praca nad sobą.

Ty jesteś wobec siebie na co dzień – musisz być w związku z tym – bardzo wymagającą osobą.

A skąd! Śmiech Po co założyłam własną firmę? Po to żeby nie wstawać na 9:00 do roboty śmiech

Twoja praca to osiem godzin dziennie czy może pracujesz tylko wieczorami, bo lubisz?

Jak każdy przedsiębiorca, nie mam „godzin pracy”.

Masz swoją firmę od roku.

Tak.

Czyli Ty jesteś młodym, początkującym przedsiębiorcą. Było dofinansowanie?

Oczywiście, człowieku…

Jakie są problemy początkującego przedsiębiorcy – Kasi Stempniak?

Raczej wyzwania! Trzeba dobrze przemyśleć wizję własnej marki. To temat na wielogodzinną rozmowę. Nie mam tu na myśli kwestii typu nazwa, branding. Działka, którą się zajmuję – szkolenia, wydarzenia, to jest biznes relacyjny i albo ktoś mnie zna i mi ufa, albo nie. Nie zaufa mi dzięki temu, że mam w logo upierzoną postać w koronie.

Zaczęłaś od brandu. A nie martwiłaś się o lokal, sprawy papierkowe, księgowość… takie proste rzeczy.

Nie. Takie rzeczy nie są dla mnie problemem, bo jest np. e-księgowość. To się dzieje „samo”. Lokal – przy szkoleniach dopasowujemy je do potrzeb grupy.

Dzisiejszą firmę budujesz właściwie na kapitale zbudowanym w ciągu poprzednich lat. Masz sporo doświadczonych w branży znajomych, zapraszasz ich, oni szkolą i… co to za robota?

śmiech Cholernie ważny jest networking.

To nie po polsku…

Każdy zna to słowo, nawet potrafi odmieniać je przez przypadki, ale mało kto docenia. Budowanie relacji jest moim zdaniem najważniejsze. Zbudowałam też mnóstwo relacji dzięki mediom społecznościowym. Są ludzie, z którymi jestem „zakolegowana”, a nie widziałam ich na żywo. Jednak wiem, że jak poproszę o coś to… to będzie dobrze. Networking to szalenie ważne narzędzie. Na spotkaniach, konferencjach, wiele osób boi się podejść do nieznajomych, a to bardzo procentuje. Warto się „zmusić”. Ktoś, kto przyjeżdża np. do Białegostoku jako prelegent – przyjeżdża dla ludzi, którzy przychodzą na spotkanie. W związku z tym śmiało można podejść, zadać pytanie, nawiązać kontakt.

Zastanawiam się jakby wyglądało Twoje życie bez Facebooka…

Matko…

Jest to przecież narzędzie pracy, które bardzo Cię angażuje, wchodzi już gdzieś w sferę prywatną. Facebook jest ważny w Twoim życiu.

Dla mnie jest narzędziem mocno biznesowym. Rzadko wrzucam obiad na Facebooka, chyba że mnie zachwyci. Rzadko publikuję wpis mocno prywatny, chyba że coś mnie wkurzy strasznie. Poza tym – znam i korzystam z ustawień prywatności.

Lubisz gotować?
Nie śmiech

śmiech Może dlatego nie wrzucasz obiadów na Fejsa.

Facebook, LinkedIn – jeśli się jest młodym przedsiębiorcą, to są narzędzia, które trzeba pokochać.

A czym jest dzisiaj firma Gold&Finch bez Facebooka?

Tym samym, czym moja firma bez rozmowy z Tobą, czyli mediami – bytem, który istnieje w mojej głowie, ale nikt się o nim nie dowiedział.

Facebook jest filarem Twojej firmy? Byłoby Ci bez niego ciężko prowadzić biznes. Ja nie mógłbym bez niego prowadzić portalu.

Tak, jest dokładnie tym, czym jest dla Ciebie. Nie miałabym bez niego możliwości informować o swoich działaniach. Ludzie nie mogliby informować o tym, że skorzystali z moich usług i było warto. Albo nie. Jest miejscem budowania zaufania, przestrzenią, gdzie można zbierać feedback, szukać kolejnych pomysłów na szkolenia, kontaktów do specjalistów.

A kim jest Kasia Stempniak bez Facebooka?

Żoną, matką… nie umiejącą gotować śmiech

śmiech Bez przesady. Co umiesz ugotować?
Tartę.

Niezłe, ale trochę… „warszawskie”.
Błagam…

A Ty w ogóle lubisz jak ktoś mówi, że jesteś trochę taka… „warszawska”?

Pierwszy raz ktoś coś takiego mi powiedział.

Zmieniłaś Warszawę na Białystok. Było Ci tak wygodniej czy to jakieś kwestie zawodowe?

Bardziej życiowe, rodzinne.

Miewasz więc czasami poczucie, że dla rodziny zrezygnowałaś z rozwoju zawodowego, bo w Warszawie mogłabyś lepiej wykorzystać swój potencjał? Czy może właśnie w rynku białostockim widzisz dla siebie potencjał?

Na rynku białostockim jest inaczej. To często praca u podstaw, sporo tłumaczenia, dlaczego w ogóle warto zacząć się edukować w danej tematyce. Słyszysz takie rzeczy jak: „to jest drogie jak na Białystok”. Tymczasem szkolenia Gold&Finch są przystępne cenowo. Osoby, które dzielą się wiedzą na naszych szkoleniach, są na bardzo wysokim poziomie. Często są to eksperci spoza Białegostoku. Nie ma powodu, aby tutaj szkolili taniej niż gdzieś indziej.

Mogę zapytać ile lat mają Twoje dzieci?

Sześć i cztery.

Boisz się trochę, że będą uczyć się w szkole, w której nikt nie da im takiej pragmatycznej wiedzy, którą Ty próbujesz zaoferować swoim kursantom?

To jest bolesny temat. Szkoła na każdym poziomie kuleje. Mam obecnie do czynienia z edukacją osób dorosłych i widzę, że oni, często świeżo po studiach, nie są nauczeni właściwie niczego z zakresu owej „pragmatycznej wiedzy” – umiejętności ani chęci zdobywania wiedzy, robienia prezentacji, występowania publicznego, finansów. Podstawowych narzędzi, bez których ciężko jest być dzisiaj przedsiębiorczym.

I co młoda matka ma zrobić, żeby dzieciaki nie trafiły do takiego systemu, w którym uczą się rzeczy niepotrzebnych i wyrastają na ludzi bojących się otaczającej ich rzeczywistości?

Myślę mocno o trafnym wyborze szkoły. Na tyle, na ile to możliwe. Są w Białymstoku zajawkowicze, którzy widzą te problemy szkolnictwa bardzo ostro. Widzi je niemal każdy, ale z braku wiary w zmianę, wybiera utartą ścieżkę. Nie mówię, że szkoły publiczne są gorsze. Jest wiele dobrych, ale są w okowach systemu i nowej reformy edukacji, programu, który w wielu punktach brzmi straszliwie. Jest stworzony dla ludzi, którzy nie potrafią czytać ze zrozumieniem, są posłusznymi pracownikami, poddają się procedurom, a to jest coś zupełnie odwrotnego niż później oczekuje od nas świat. Ludzie są pozbawiani kreatywności w szkole, a potem muszą płacić ciężką kasę za kurs z kreatywności.

Jeszcze nie mam dzieci, ale marzyłbym żeby miały taką Panią dyrektor szkoły jak Ty.

Dyrektor szkoły siedzi w papierach…

Dzisiaj.

Nigdy nie jest za późno na edukację. Każdy, kogo ja podziwiam, cały czas nad sobą pracuje i się uczy. Jeśli chcę być jedną z nich, to też powinnam się uczyć i pracować nad sobą. Proste.

Zgoda. Jeśli „chcemy być jednym z nich” możemy skorzystać z Twoich szkoleń. Pamiętasz jakie są w najbliższym czasie?

1.03 będzie ciekawe, praktyczne szkolenie z frontendu czyli podstawy budowy stron www z Maćkiem Korsanem. 1.04. mamy analitykę webową czyli wykorzystanie Google Analyticsa w rozpoznawaniu tego, kim są nasi klienci, skąd trafiają na naszą stronę www, które działania marketingowe przynoszą efekty. To szkolenie poprowadzi świetny specjalista Mariusz Czykwin. W marcu startujemy też ze szkoleniami w Warszawie, o tym więcej wkrótce na naszej stronie. A 17.03 w Białymstoku mamy przebój – Kamil Kozieł czyli mistrz sztuki prezentacji, poprowadzi warsztaty o tym, co robić, żeby słuchacze nie ziewali. Znowu, nikt nie uczy tego w szkole.

Tak jak Cię słucham to myślę sobie, że każda rozmowa jest wystąpieniem. Nawet ta nasza dzisiaj.

Oczywiście, że tak i… właśnie poległam…

Nie wydaje mi się 🙂

fot. Kasia Stempniak
fot. Kasia Stempniak

Komentarze