To nazwisko trzeba znać. Sylwia Olechno ratuje polski biznes przed dyskontami

Sylwia Olechno, Dyrektor Generalny Grupy Chorten

Jeśli myśleliście, że nastał kres małych sklepów osiedlowych, jesteście w błędzie. Jeśli uważacie, że mali sklepikarze powinni stworzyć sieć, aby przetrwać, informujemy, że taka już istnieje. Choć stworzyli ją Podlasianie, działa w ośmiu województwach.

Kojarzycie swój osiedlowy Chorten? Stworzona przez trzynastu Podlasian grupa, ma ponad 1000 franczyzobiorców w całym kraju. Dokładnie 1160. To był ich sposób na przeciwstawienie się dyskontom i przetrwanie na rynku. Sami zaczynali od małego osiedlowego sklepu. Projektem od początku zarządza kobieta, która sama przyznaje, że mężczyzna mógłby nie poradzić sobie na jej stanowisku. Jest doskonałym przykładem patriotyzmu w biznesie. Przeczytajcie intrygującą rozmowę z Sylwią Olechno – kobietą, która dokonała niemożliwego, dyrektor generalną Grupy Chorten.

 

Sylwia Olechno była w każdym z 1160 sklepów Grupy Chorten?

Nie, dzisiaj to już właściwie niemożliwe. Na początku znałam każdego właściciela z imienia i nazwiska. Przynajmniej starałam się poznać. I tak naprawdę na początku naszej grupy, to była jedna wielka rodzina.

Pamiętam sytuację, gdy jechałam na nasze spotkanie, które się ostatecznie nie odbyło, bo miałam wypadek samochodowy… tak strasznie się spieszyłam. To było cudowne i wspaniałe, że potem wszyscy właściciele martwili się o mnie, dopytywali co mi się stało podczas tego wypadku. Nie da się jednak znać wszystkich sklepów w dziewięciu województwach. To jest po prostu niemożliwe.

W waszym przypadku mówimy o setkach sklepów, ale Grupa Chorten korporacją nie jest.

To nigdy nie była korporacja. To nawet nie jest sieć. My się tego słowa absolutnie wystrzegamy. Jesteśmy po prostu grupą partnerską. Pojedynczy sklep nie byłby w stanie wynegocjować umów z producentami czy dystrybutorami na takim poziomie cenowym, jak wynegocjowaliśmy wszyscy dla ponad tysiąca sklepów. I każdy z tych sklepów na tym korzysta. Dziś mamy ponad 600 umów handlowych.

Twórcy tej grupy są podobni do dzisiejszych właścicieli…

Są tacy sami i ci sami. Grupę stworzyło trzynastu udziałowców – właścicieli sklepów z naszego regionu i nadal w niej pozostają. Ich sklepy dalej działają, jest ich nawet więcej. Ci właściciele…

…nie mieszkają na Teneryfie.

Nie, nie mieszkają na Teneryfie.

Dalej odwiedzają swoje sklepy?

Oczywiście. I cały czas ciężko pracują, bo działalność w sklepie jest bardzo trudna i wymagająca ciągłej uwagi właściciela. A my cały czas słuchamy swoich partnerów. Nie uważamy, że wiemy wszystko, tylko spotykamy się z nimi. Regularnie mamy spotkania robocze, merytoryczne, integracyjne. Wymieniamy się doświadczeniami.

Rozumiem, że gdy tworzy się jakąś franczyzę, przekazuje się swoją wiedzę franczyzobiorcom. Często jednak wygląda to w taki sposób, że się przychodzi do kogoś i mówi: Ja wiem, ty się dostosuj. A Wy, odnoszę wrażenie, działacie trochę inaczej. Korzystacie z tej mądrości, wiedzy, doświadczenia, które ktoś zdobył na swoim małym lokalnym, osiedlowym rynku. Jest w tym sporo szacunku do ludzi.

Organizacja w takiej grupie jak nasza jest bardzo trudna. Gdybym nie była kobietą, to nie wiem, czy by się nam udało. Każdy właściciel sklepu prowadzi swoją działalność lepiej lub gorzej, ale prowadzi ją od lat. Wejście z butami w działalność takiego właśnie przedsiębiorcy, jest bardzo trudne. Staramy się szanować to, co przedsiębiorca wypracował, a jednocześnie pokazywać drogi, jak można zrobić jeszcze więcej. I jednocześnie więcej zarobić dzięki temu. Jeśli biznes działa dla dwóch stron i dwie strony z tego korzystają, to obie będą się starały, żeby to jak najbardziej rozwijać.

Ale powiedziała Pani o tym, że gdyby nie była kobietą, to mogłoby się nie udać…

Tak mi się wydaje. My Polacy jesteśmy bardzo specyficzni. Uważamy, że robienie biznesu wspólnie jest bardzo trudne. Każdy sądzi, że wie najlepiej. Co mi ktoś tam będzie mówił skoro ja tyle lat to robiłem, więc będę robił tak samo. Wypracowanie takich kompromisów, takiego wzajemnego korzystania z tego właśnie efektu, wymaga pewnych konkretnych cech.

Kobiecie jest łatwiej?

Nie wiem czy kobiecie… większość z nas ma duże ego i to ego przeszkadza w biznesie.

Mam wrażenie, że kobiety łatwiej rezygnują ze swojego ego.

Mi też tak się wydaje uśmiech

Rzadko mówi Pani zrobiłam. Zwykle zrobiliśmy. A ile w tym wszystkim: zrobiliśmy, próbowaliśmy, staraliśmy się jest zrobiłam, próbowałam, starałam się. Wymyśliłam. Osiągnęłam. Ja, Sylwia Olechno?

Na początku pracowałam sama, jedna. Ale sama bym tego wszystkiego nie osiągnęła. Początek to był tylko pomysł i wizja. Wizja tego, co należy zrobić i ten pomysł był mój. Miałam bardzo duże doświadczenie, bo pracowałam wcześniej w polskiej sieci PMB Market. Przez wiele lat.

Kultowej sieci.

SO: Ja tam pracowałam 10 lat i nabyłam doświadczenie, bez którego nie byłoby dzisiaj Grupy Chorten. Doświadczenie, dzięki któremu poznałam funkcjonowanie i działalność sklepu, tych wszystkich umów handlowych – od drugiej strony. Miałam kontakty z producentami i dystrybutorami, więc w momencie powstania tej wizji byłam w pełni świadoma tego co robię i jaki efekt mogę osiągnąć.

To ciekawe, bo to oznacza, że stworzyła Pani grupę nie mając korporacyjnych doświadczeń.

Na początku myślałam o województwie podlaskim. To był nasz wielki plan, żeby być dobrą, ale regionalną grupą sklepów i tak też to organizowaliśmy. Początki były bardzo trudne. Pracy było tak dużo, że nie byłam nawet w stanie nadążyć z drukowaniem umów, a każdą trzeba było wydrukować, pojechać, podpisać itd. Tak wielu właścicieli sklepów nam zaufało, bo taka była potrzeba rynku. Obecnie szybko rozwijamy się w innych województwach, bo to co się dzieje w rynku ogólnospożywczym to jest dramat. Dramat polegający na opanowaniu hurtu i detalu przez firmy zagraniczne. I właściciele sklepów szukają rozwiązań takich jak nasze. Chcą się łączyć w takie grupy, żebyśmy mogli wspólnie zarabiać pieniądze, wspólnie kształtować ofertę i podejmować decyzje, gdzie kupujemy i u kogo kupujemy.

A co w takim razie sprawia, że Sylwia Olechno cały czas chce to robić? To przecież bardzo wymagająca praca. Po tylu latach można by sobie odpuścić.

Mi się wydaje, że większość ludzi, którzy pracują w handlu ma jakieś ADHD, bo inaczej nie można tego nazwać. Trzeba być ciągle nakręconym. Przychodzą chwile zwątpienia, które chyba każdy z nas ma… człowiek ma wszystkiego dosyć i już się nie chce. Ale to co robię sprawia mi ogromną przyjemność i moja praca jest dla mnie pasją. Ja nie idę do pracy i nie patrzę, czy jest już  16:00, tylko żyję tym. Wracam do domu i cały czas o tym myślę. To jest moje dziecko.

Słucham Pani i odnoszę wrażenie, że daje Pani ludziom przestrzeń, umożliwia danie czegoś od siebie. Przy okazji dzieli się uczuciem sukcesu. Sukces Chortenu staje się sukcesem wszystkich w grupie.

Tak, bez tych wszystkich ludzi tworzących grupę, którzy nam zaufali, byśmy tego nie osiągnęli. Plany mamy bardzo ambitne – chcielibyśmy żeby Grupa Chorten miała wymiar ogólnopolski. Mamy już połowę Polski, więc przed nami jest druga połowa. Chcielibyśmy kreować ten rynek w taki sposób, żeby Polacy mieli świadomość, że może on pozostać w naszych rękach, polskich rękach. Jak Pan pojedzie zrobić zakupy w naszym sklepie, to z kolei ten polski właściciel zarobi i zrobi reklamę u Pana, a jak Pan zarobi to Pan pójdzie do fryzjera i fryzjer zarobi. Uważamy, że poprzez wspieranie polskiego handlu napędzamy gospodarkę, nawzajem sobie pomagamy i wszyscy zarabiamy.

Model lokalnego patriotyzmu konsumenckiego.

Nawet bardzo, bo nie chcemy, żeby nasz tradycyjny handel trafił w ręce portugalskie, niemieckie czy francuskie, dlatego na pewno będziemy chcieli się rozwijać, tworzyć nowe koncepty, tak, żeby jak najbardziej uatrakcyjniać ofertę sklepów. Zaczynając od produktów takich jak te spod naszej marki premium Z Podlaskiej Spiżarni.

W takim „zabiedronkowanym”, „zalidlowanym” świecie Pani dała ludziom szansę, żeby uratować niejeden biznes, uratować rodzinną firmę, nie stracić pracy, przywrócić godność, stabilizację. Przecież przez to „zalidlowanie”, „zabiedronkowanie” zaczęły upadać firmy.

Wychodzimy z założenia, że my nie ratujemy, tylko tworzymy przyszłość dla polskiego rynku tradycyjnego.

Przy okazji udowadniając, pokazując, że to jest jeszcze możliwe, bo mogłoby się wydawać, że nie.

Wiara czyni cuda. Trzeba wierzyć i dawać nadzieję. Albo nie tyle dawać nadzieję, co pokazywać, że to się da zrobić, że to się uda, tylko musimy wspólnie na to pracować. Dzięki temu efekt będzie coraz większy i większy, a w końcu będziemy mieli taką siłę, że każdy producent i każdy dystrybutor będą chcieli w nas inwestować.

Dziękuję Pani serdecznie za rozmowę.

Ja również bardzo dziękuję.

Komentarze