Zakochała się w Polaku i tak tu została. Jej sery zdobywają kolejne podniebienia

Oksana Tomaszewska (na zdjęciu), Litwinka z białoruskimi korzeniami, właścicielka marki Olszańskie Smaki, od 20 lat mieszka w Polsce i odtwarza tradycyjne smaki naszej regionalnej kuchni, potem łączy je ze smakami litewskimi i białoruskimi. Jej wyroby cieszą się coraz większym uznaniem, nie tylko na lokalnym rynku. Rozmawiamy z nią o tym, jak znalazła się wśród najlepszych, podlaskich producentów mlecznych wyrobów.

Ewa Bochenko, Przedsiębiorcze Podlasie: Oksano, jak się znalazłaś na Podlasiu?

– Do Olszanki, wsi pod Suchowolą, przeprowadziłam się z Druskiennik na Litwie. Jak to zwykle bywa w przypadku kobiet zza wschodniej granicy, przyjechałam na chwilę, zakochałam się w Polaku i już tu zostałam. Od kilku lat prowadzę małą działalność, skupiam się na produkcji serów i mlecznych przetworów.

Zaczęło się od teściowej. Zrobiłyśmy razem ser. Bardzo mi smakował. Szybko nauczyłam się w mig robić go sama. Na początku na własne potrzeby. Potem, przy okazji wędzenia szynek, powiesiłam kilka serów w wędzarni. Było ich dużo, więc część rozdałam sąsiadom i znajomym, kilka zaniosłam do funkcjonującej wtedy jeszcze szkoły w Wólce. Wszystkim bardzo smakowały. Nie spodziewałam się, że moje spotkają się z takim uznaniem. Posypały się pierwsze zamówienia.

Skąd pozyskujesz surowiec na swoje produkty?

– Prowadzimy z mężem małe gospodarstwo rolne. Mamy kilka krów. To szczęśliwe zwierzęta, traktowane z szacunkiem, a nie jak maszynki do produkcji pieniędzy. Są karmione jak dawniej, tylko świeżą trawą i wysuszonym w słońcu sianem. To sprawia, że mleko od nich pachnie i smakuje tak, jak kiedyś, gdy rogacizna nie była karmiona kiszonkami. Kiedy zaczynałam moją przygodę z własną działalnością, postawiłam sobie za punkt honoru jakość, nie ilość. Dlatego nie zwiększamy mlecznej produkcji. Dzięki temu, jesteśmy w stanie utrzymać nasze stado w taki sposób, jak robiono to kiedyś, jednocześnie zachowując wyjątkowy smak naszych serów.

W 2017 roku dostałaś pierwszą, ważną nagrodę w konkursie kulinarnym, za ten smak właśnie?

– Tak, mój olszański przysmak, ser dojrzewający, podpuszczkowy, zdobył wyróżnienie w prestiżowym, ogólnopolskim konkursie kulinarnym Nasze Kulinarne Dziedzictwo-Smaki Regionów. Jestem dumna z tej nagrody, tym bardziej, że z pochodzenia jestem Białorusinką i dopiero w Polsce poznałam smak tego smakołyku. U nas nikt w ten sposób nie przetwarzał. Największą satysfakcję miałam dlatego, że udało mi się odtworzyć jeden z tradycyjnych smaków polskiej kuchni, nie znając go wcześniej.

To był przełom?

– Z pewnością tak. Odzywały się restauracje, osoby prywatne z całej Polski. Niestety, na razie nie mogę nawiązywać stałej współpracy, ponieważ moja produkcja prowadzona jest na bardzo niewielką skalę. I to się znacząco nie zmieni, bowiem aby utrzymać mleko najwyżej jakości, nie możemy zwiększyć pogłowia krów więcej niż o kilka sztuk. Produkcji masowej u mnie nie będzie, ale jeśli ktoś zechce spróbować mojego sera, na pewno go nie zabraknie. O hurtowych zakupach nie ma mowy.

Co się zmieniło przez te trzy lata?

– Zaczęłam używać reklam w internecie, ale nie korzystam z płatnych promocji w social mediach. Skupiłam się na tym, by informacje o moich wyrobach można było znaleźć na popularnych stronach kulinarnych: na Polska Smakuje, na e-bazarku.pl. Zostałam członkiem Stowarzyszenia Podlaski Szlak Kulinarny. Zaczęłam dostawać zaproszenia na festiwale kulinarne, na przykład na prestiżowy Festiwal Sera w Wiśle. Rozszerzam ten asortyment, łącząc litewskie i białoruskie smaki. Przykładem jest ser Klinek z mleka gotowanego, według tradycyjnego litewskiego przepisu.

Czyli dźwignią handlu w twoim wypadku jest marketing sieciowy?

– Nie, on na pewno ma niebagatelne znaczenie. Ale największe ma tak zwana poczta pantoflowa. Jest najlepsza, a zarazem i najbardziej niebezpieczna. Dzięki niej można zdobyć ogromne uznanie, ale również szybko bardzo nisko upaść. Dlatego dokładam wszelkich starań, żeby moje Olszańskie Smaki utrzymywały najwyższy poziom jakości.

Zawsze wszyscy klienci są zadowoleni?

– Zazwyczaj tak, w końcu wracają. Ale nie urodził się ktoś taki, kto dogodził wszystkim. Zdarza się, że znajdzie się ktoś, komu coś nie pasuje. Ale ja zawsze wszystkie uwagi przyjmuję, staram się znaleźć rozwiązanie, w taki sposób, by klient finalnie był zadowolony. To bardzo ważne, by czuł się przeze mnie zaopiekowany. A nie jak ktoś, kto zostawił pieniądze i już nic więcej się nie liczy.

W twojej okolicy rynek wyrobów mlecznych jest bardzo nasycony. Nie boisz się konkurencji?

– Uczciwa konkurencja jest dobra, po jest dodatkową motywacją do utrzymywania jakości. Za to problemy stwarza ta nieuczciwa. Coraz więcej osób, które działając nielegalnie, sprzedają swoje produkty za połowę ceny. Klienci często sugerują się ceną i jeśli trafią na zły produkt, który nazywa się tak samo, jak mój dobry, zniechęcają się i na mój nawet nie chcą spojrzeć.

Jak sobie radzisz w pandemii?

– Co zaskakujące, nawet lepiej, niż wcześniej. Popyt na moje wyroby ciągle rośnie.

Naprawdę?

– Tak. Produkt swojski jest smaczny, naturalny a klienci chcą wiedzieć co jedzą. Albo inaczej, nie chcą żywności wypchanej chemią. Zaczynają coraz bardziej dbać o to, co pojawia się na ich talerzach. Zwłaszcza w dobie, w której musimy bardziej, niż zwykle dbać o zdrowie.

Jakie masz plany na przyszłość?

– Namawiam męża, byśmy postarali się o pozwolenie na chów kilku tuczników. Domowe wędliny są coraz bardziej poszukiwane. A ja nauczyłam się je już robić i chciałabym wprowadzić je do swojej oferty.

A marzenia?

– Utrzymywać się wśród najlepszych producentów. To jest moje drugie marzenie. Pierwsze to przywieźć na Podlasie 38. Perłę, najważniejszą nagrodę kulinarną.

Dziękuję za rozmowę.

Komentarze