Krzysztof Szubzda ma problem z misją. Hipokryzja czy naturalna strategia firm?

Krzysztof Szubzda, fot. Monika Woroniecka

Kiedyś zstąpiłem do trzewi Leroya Merlina, czyli do miejsca, gdzie chłopaki wbijają się w sexi ogrodniczki lub jedzą popołudniową bułkę z serem. Zaskoczyło mnie, że wszędzie na ścianach wisiały nie gołe baby i kalendarze, jak to miało miejsce w dawnych zakamarach, ale dekalogi, wykazy wartości i celów oraz kolorowo wydrukowane misje. Kiedyś takie rzeczy były tylko w przykościelnych gablotkach. Sklep i fabryka funkcjonowały bez misji. Wiadomo było, że w wytwórni octu szło o wytworzenie octu i tyle. Misją pracowników było, jak najwięcej octu ukraść, a misją dyrektora – jak najmniej złodziejaszkom z produkcji zapłacić. Nikt się oczywiście do takiej misji nie przyznawał, bo i czym tu się chwalić. Dziś misje dyrektora i pracowników są z grubsza takie same, ale postanowiliśmy je wstydliwie przykryć bzdurami o misjach i celach, tak jak niegdyś chłopi przykrywali brudne klepisko kolorowo dzierganym chodnikiem. I tak oto misją Coca-Coli nie jest już koszenie kasy na sprzedaży napoju, lecz „przynoszenie światu orzeźwienia oraz inspirowanie chwil optymizmu i szczęścia”. Kiedy przeczyta się to zdanie na poważnie, trzeba być bezdusznym chamem, by nie przekazać Coca-Coli przynajmniej połowy swego majątku. Każdy chyba powinien wspomagać korporację, której celem jest budowanie ogólnoświatowego szczęścia.

Pepsi ma nie tylko misję, ale nawet własne credo czyli swój święty tekst pt „W co wierzymy”. Zaczyna się od słów: „Wierzymy, że bycie odpowiedzialną firmą jest nie tylko słuszne, ale także dobre dla naszego biznesu.” No ja akurat wierzę, tylko w drugą część tego credo. Grupa Pespico jako producent wysokosłodzonych napojów oraz miliardów ton śmieciowego jedzenia jest odpowiedzialna, ale za cukrzycę, otyłość i inne cywilizacyjne choroby dzieci. Osiągnięcie takiej skali epidemii jest możliwe właśnie dlatego, że oni naprawdę wierzą w to, co robią.

Te piękne ideały sięgnęły już nawet bruku. Producent kostki brukowej „Jadar” ma misję, która polega na „uczestnictwie w aranżacji miejsc, do których chętnie się powraca, perfekcyjne wkomponowanych i współgrających z otaczającą roślinnością i architekturą.” Ten opis misji ciągnie się na całą stronę. Im dalej tym bardziej przypomina stylistykę Listu św. Pawła do Koryntian.

Kiedyś przeglądałem stronę HC group – producenta szamponu od łupieżu i dowiedziałem się, że ich misją wcale nie jest definitywna walka z chorobami skóry głowy, ale „przynoszenie ludziom szczęścia i otwieranie ich na pełnię możliwości”. Brak łupieżu na pewno otwiera człowieka na możliwość bezstresowego noszenia czarnego golfu, ale czy jest to zaraz pełnia możliwości i pełne szczęście? Może i jest?

A na przykład misją H&M jest prowadzenie zrównoważonego środowiskowo i odpowiedzialnego społecznie biznesu. Takie sformułowania pojawiają się na pierwszym planie, choć firma słynie z fabryk, wyzysku w Afryce i zatrudniania dzieci na Filipinach.

Jeszcze jeden sympatyczny przykład. Firma Marlesz choć robi tylko gwoździe też ma misje. Chcą „wspierać potrzeby społeczno-kulturowe, pozostawiające wartości dla potomnych celem dalszej ich kontynuacji”. I to wszystko przy pomocy gwoździa.

CEDC, producent Żubrówki i Absolwenta ma misję, by oferować światu przystępny luksus. Z tego, co widzę, najlepsi klienci CEDC oprócz tego, że regularnie pozwalają sobie na luksus picia Żubrówki, zbyt wielu innych luksusów nie posiadają, a rodziny stałych klientów marzą najczęściej o luksusie pozbycia się ich z domu.

Mnóstwo korporacji ma też wizje. Niektóre są tak barwne, że aż strach pomyśleć, co było ćpane. Na przykład Romanik producent wideł, grabi i szpadli ma wizję by widły, grabie i szpadle przestały się kojarzyć z brudem, ciężarem i pracą. Firma Trouw Nutrition, producent słynnej paszy, która zapobiega biegunkom u cieląt ma wizję, by z czasem rozwinąć rozwiązanie żywieniowe także dla innych zwierząt ryb i krewetek. Po pierwsze zdziwiło mnie odważne wyeliminowanie ryb i krewetek z królestwa zwierząt, a po drugie zastanawiam się czy zwykłą zmianą paszy da się powstrzymać biegunkę u krewetki. To może nie być takie proste jak u cielęcia.

No ale wizje nie są od tego, żeby były proste. Firma Mateusz nieznany mi dotąd wytwórca taśm, tasiemek i sznurków ma wizję by być otwartym „na wszelkie sugestie klienta, by produkt końcowy zadowolił kupującego.” O ile pamiętam, to zawsze gdy kupowałem nawet nieoryginalny sznurek, to mnie zadawalał. Ale może jestem mało wymagającym klientem. Nigdy nie kupowałem sznurka, który miałby za zadanie utrzymać ciężar mego ciała przez dziesięć minut.

Natomiast Philip&Morris znany mi producent papierosów ma wizję „zdroworozsądkowego podejścia do rzeczywistości milionów palaczy poprzez dostarczanie im mniej szkodliwych produktów do palenia”. Wszystko to jest oczywiście naturalnym zatroskaniem od zdrowie klientów. Brzmi to tak ujmująco, że myślę, iż nowe produkty Philipa&Morris powinny być promowane w gimnazjach, żeby młodzież nie uzależniała się bardziej szkodliwymi produktami na przykład British American Tabaco.

Producenci papierosów, mebli, butów, chipsów, a nawet musztardy, tasiemek i gwoździ mają swój cel, wizję i wartości, w które naprawdę wierzą. Mówią o nich tym głośniej im są głupsze i tym dumniej im bardziej są fałszywe i co najważniejsze oni naprawdę wcielają to w życie i nie szczędzą sił i środków by głosić swoją misję każdemu stworzeniu i nauczać wszystkie narody świata. W kościelnych gablotkach nie ma już aktów strzelistych i modlitw do Michała Archanioła, są najczęściej ogłoszenia, numery kont, wykaz zakazanych symboli i przestrogi przed beztroskim kucaniem w kwiecie lotosu. A że ludzie wierzą w wartości i misje głoszone z autentycznym przekonaniem nic dziwnego, że nawet w niedzielę coraz częściej wybierają… zakupy.

Dział Felietony wspiera Partner Sieńko i Syn Sp. z o.o. Autoryzowany Dealer Volkswagen. Przeczytaj kolejny na  https://przedsiebiorczepodlasie.pl/felietony/  Zdjęcia: Monika Woroniecka – fotografia biznesowa

Komentarze