Lowlanders depczą po piętach Jagiellonii i w przyszłości mogą stać się nową białostocką ikoną sportu

lowlanders

Rozmawiamy z Tomaszem Zubryckim z Primacol Lowlanders, Reprezentantem Polski w futbolu amerykańskim.

O białostockiej drużynie Primacol Lowlanders w ciągu siedmiu dni opowiedziały wszystkie najważniejsze serwisy informacyjne i portale internetowe w kraju – TVP, TVN czy Onet. O utalentowanych sportowcach za sprawą niezwykłego filmu Krzysztofa Kiziewicza dowiedziała się cała Polska. Aby stać się nowym sportowym symbolem miasta wystarczyło im zaledwie pół roku. Dzisiaj zawładnęli nie tylko wyobraźnią tysięcy młodych ludzi, którzy chcą trenować mało popularną do tej pory w kraju dyscyplinę. Ich treningi odbywają się na boisku zlokalizowanym kilka metrów od Stadionu Miejskiego, na którym na co dzień ćwiczy Jaga. Nie da się nie zauważyć, że od pierwszych dni swojej popularności wydają się być bliżej swoich fanów i wzbudzają niemal powszechną sympatię. Czy nadejdzie dzień, gdy zamienią się miejscem z Jagiellonią Białystok? A może pytanie brzmi „Kiedy nadejdzie?”. Rozmawiam z Reprezentantem Polski w futbolu amerykańskim, zawodnikiem LowLanders oraz bardzo sprawnym przedsiębiorcą – Tomaszem Zubryckim.

 

Minęło trochę ponad pół roku od premiery filmu Kiziewicza o Lowlanders, a odnoszę wrażenie, że udało się Wam wypracować pozycję nowego symbolu Białegostoku.

Dążymy do tego. Chcemy przebić stereotyp, że Białystok to tylko piłka nożna i Jagiellonia. Jest hokej i łyżwiarstwo, które świetnie sobie radzą, ale cały czas mówi się głównie o piłce nożnej. Chcemy przyciągnąć więcej ludzi na trybuny, żeby nie grać tylko dla siebie, a dla ludzi. Czujemy się trochę jak Ewangeliści… niesiemy nowinę o tym jak gra się w futbol śmiech Organizacja meczu to jest dzisiaj w 30 procentach walka o zwycięstwo, a w 70 procentach skupiamy się na tym jak dogodzić kibicom, żeby byli zadowoleni. Chcemy żeby – jeśli przyszli do nas raz – przyszli też drugi i trzeci. Ściągnęliśmy m.in. najlepszego w Polsce spikera, który świetnie opowiada o zasadach futbolu amerykańskiego.

Na Wasze mecze przychodzi już tyle ludzi co na Jagę?

Oczywiście to nie jest jeszcze ta skala. Jagiellonia ma inny obiekt, inne tradycje, dłużej istnieje i ma wielu zagorzałych kibiców.

Dzisiaj Wasze boisko jest dokładnie obok stadionu Jagiellonii, więc to takie dosyć godne miejsce…

Tak mi się wydaje.

tomasz-zubrycki-4
fot. Tomasz Zubrycki, Facebook

Nie masz poczucia pewnego symbolu?

Widzę to tak, że Jagiellonia pod względem zainteresowania to numer jeden białostoczan, a my jesteśmy na drugim miejscu.

A kiedy sytuacja odwróci się i to Wy zaczniecie grać na dużym obiekcie Jagiellonii?

Śmiech Liczę na to. Nie wiem czy za moich czasów, ale liczę, że kiedyś tak będzie.

Myślisz, że ostro dostaliby w tyłek, gdyby zagrali z Wami futbol amerykański?

Myślę, że tak. Bez wątpienia! Prawda, jest jednak taka, że to zupełnie inny sport, technika i nie da się tego w ten sposób porównywać.

Komuś chciałbyś dokopać wyjątkowo?

Śmiech Nie śledzę tak mocno piłki, choć oczywiście kibicuję Jagiellonii. Nie mam jednak swoich ulubionych zawodników.

Lowlanders
Lowlanders, fot. Tomasz Zubrycki Facebook

Ale na meczu Jagiellonii kiedyś byłeś?

Jasne, że tak. Oczywiście oni nam „zabierają” jakąś dotację z Miasta. śmiech Nie jestem zadowolony z tego, że ich pozytywne wyniki wpływają negatywnie na nasze dofinansowania. Im więcej przegrają meczy, tym my mamy lepsze dofinansowanie. I pewnie podobnie jest w drugą stronę. Prawda jest jednak taka, że jestem lokalnym patriotą i wspieram wszystkie nasze drużyny. Nie ważne czy to jest hokej, koszykówka czy piłka nożna. Lubię, gdy wzajemnie promujemy sport. Chciałbym, żeby wszyscy nasi kibice sportu, wspierali wszystkie lokalne drużyny.

Pamiętasz taką sytuację, że Jaga miała na stadionie trening, a Wy w tym czasie mieliście obok swój?

Jasne, często mecze odbywają się równolegle.

Spojrzałeś wtedy na parking? Która z drużyn przyjechała lepszymi autami?

Śmiech Oczywiście, że Jagiellonia. My nie mamy takich pieniędzy. U nas wszystko zbudowane jest raczej na pasji. Wielu naszych zawodników miało rodzinne rozmowy typu „po co Ty to robisz, jeśli nie masz z tego konkretnych pieniędzy!?”. Ale w tym jest coś więcej. Jeśli przynależysz do takiej grupy w typowo męskim sporcie, to trzeba się wykazać. Oczywiście chcielibyśmy mieć jakieś stypendium z Miasta, żeby ktoś nas jeszcze wspierał i dorzucił kilka groszy na odżywki, siłownię, sprzęt. To są dodatkowe rzeczy, które musimy opłacić sami. To nie jest tanie np. korki do futbolu kosztują trzy – cztery stówy.

Do tej pory Białystok był żółto- czerwony, ale powoli robi się też żółto-czarny. Są już jakieś szaliki Lowlanders?

Jeszcze nie ma, ale są koszulki. Natomiast nasze mecze odbywają się bardziej w formie pikniku i każdy może przyjść na trybuny – całe rodziny czy osoby starsze.

Czyli do Was przychodzi się kibicować bardziej z kocem niż szalikiem?

Ale doping jest świetny. To nie jest tak, że wszyscy sobie siedzą i łuszczą pestki. Jest doping, ale kulturalny. Kibice z różnych drużyn potrafią się przemieszać i nikomu to nie przeszkadza. To wielki plus i dzięki temu przyciągamy dużo ludzi. Nie potrzebujemy ani ochrony, ani Policji. Nic się nigdy złego nie wydarzyło.

Jak długo uprawiasz sport?

Gram w futbol od 22 roku… czyli sześć lat. Wcześniej – ze względu na wzrost – grałem w kosza. Pływam też na windsurfingu.

Pewnie musiałeś jako dzieciak trochę podporządkować sobie swoje życie treningom? Dzisiaj masz 28 lat i świetnie radzisz sobie także w biznesie. Zastanawiam się w jakim stopniu sport pomógł Ci to osiągnąć.

Dzisiaj nie jest łatwo połączyć prowadzenie firmy i treningi. Na pewno sport nauczył mnie obowiązkowości, systematyczności, nauczył mnie pracować z ludźmi. Od zawsze pomagałem drużynie w organizacji. Dzisiaj Lowlanders to stowarzyszenie. Mamy zarząd, ale tak naprawdę wszyscy razem pracujemy dla wspólnego dobra. Pomagam innym i na pewno mam w sobie sporo inicjatywy. Doba stale wydaje mi się za krótka.

Kiedy pojawił się w Twoim życiu własny biznes?

Sklep z odzieżą sportową mam od kilku lat – od 2013 czy 2014 roku.

Czyli sklep działa od kilku lat i nieźle sobie radzi, a przecież nie studiowałeś ekonomii lub zarządzania. Sportowe doświadczenia pomagają w biznesie?

Być może tak. Sport kształtuje charakter. Nie oszukujmy się, w sporcie odnosi się sporo porażek i to bardzo pomaga. Jeśli ktoś nie uprawia sportu, często nie zna smaku porażki.

Może nie wiedzą tak dobrze, jak bardzo ciężko trzeba pracować na sukces?

Dokładnie tak. Czasami pracujesz na coś pół roku i odnosisz porażkę. Podobnie jest w biznesie.

Dzisiaj prowadzisz biznes związany ze sportem, który uprawiasz.

Tak, sprzedaję odzież marki Under Armour w sklepie internetowym www.eastshop.pl i stacjonarnym w Galerii Jurowiecka. Udało mi się ściągnąć produkty ze Stanów. Trafiłem w pewną niszę. Założycielem marki był futbolista amerykański. Gdy zacząłem grać w futbol, zobaczyłem ilu zawodowców nosi te ubrania. Właściwie dzisiaj jest to odzież sportowa dla każdego.

Po te ubrania sięgają dzisiaj głównie fani Lowlandersów?

Nie tylko. Kupują je głównie sportowcy – amatorzy, wyczynowcy, profesjonaliści. Najwięcej jest pewnie amatorów, którzy kupują ubrania np. na siłownię.

Obserwujesz innych sportowców- przedsiębiorców? Choćby Tomasza Frankowskiego, który świetnie radzi sobie w biznesie.

Nie skupiam się na tym jak rozwijają się inni. Skupiam się na własnym rozwoju. To jest dla mnie ważna zasada. Jasne, fajnie jest popatrzeć na to co mają inni, albo jak to stworzyli, ale nie wieszam sobie czyjegoś obrazka na ścianie i nie jestem w niego wpatrzony.

Tego pewnie też nauczyłeś się w sporcie.

Może i tak. Nie porównuję siebie z innymi. Porównywanie się do np. Tomasza Frankowskiego nie ma sensu, bo to doświadczony zawodnik, który podpisywał duże kontrakty. To zupełnie inna sytuacja. Oczywiście szanuję bardzo jego osiągnięcia. Nie potrafię zrozumieć wielu sportowców np. Mike’a Tysona, który podpisał milionowe kontrakty i nie potrafił wykorzystać tego potencjału. Niektórzy może zbyt szybko osiągają sukces i nie radzą sobie z tym ciężarem.

Ktoś Ci dzisiaj doradza w biznesie? Poradziłbyś swoim fanom, zainwestować w coś konkretnego?

Tak. Najlepiej inwestować w siebie uśmiech Ja inwestuję we własną firmę, również w sklepy ze zdrową żywnością (Jaglanka), które prowadzę z żoną.

Kolejny biznes związany ze sportem.

Tak, prowadzimy z żoną zdrowy tryb życia. Żona chciała dbać o moją dietę i zainteresowaliśmy się tym tematem. Dla mnie to oczywiście było bardzo na rękę.

Jak można żyć całe życie na diecie? Większość z nas ma z tym problem.

Wielu z nas idzie na łatwiznę. Lubimy lekkie, łatwe życie. Ja nie mam problemu z kupnem produktu w sklepie, ale najpierw patrzę na etykietę – na to co on w sobie ma. Jeśli chemikalia ledwo mieszczą się na opakowaniu,nie kupuję go. Ludzie są wobec tego obojętni i przyciąga ich tylko ładna etykieta.

Fajnie jest chyba namawiać swoje dzieci do sportu. Jak Ciebie słucham, to myślę, że takie dzieciaki podejmują w życiu mniej „łatwych decyzji”.

Sport buduje charakter. Wiele uczą porażki. Michael Jordan przegrał 150 meczy ligowych, ale nikt na to specjalnie nie zwraca uwagi. Wszyscy mówią tylko o jego sukcesach, a przecież on też musiał się po każdej porażce podnieść.

To ciekawe, że ktoś kto osiąga tyle sukcesów, mówi tak wiele o oswajaniu porażek. Bardzo dziękuję za rozmowę.

Nie ma sprawy. Dzięki.

tomasz-zubrycki-6
Lowlanders, fot. Tomasz Zubrycki, Facebook

Komentarze