Konieczna zmiana modelu polityki społecznej

Polityka społeczna to jedna z najważniejszych, a zarazem najkosztowniejszych dziedzin państwa. Obejmuje aktywności, za które odpowiada więcej niż połowa członków Rady Ministrów. Jej wycinkiem są samorządowe instytucje pomocy społecznej i publiczne służby zatrudnienia.

W samej pomocy społecznej pracuje w Polsce ponad 100 tys. osób, a gminnych, powiatowych i wojewódzkich jednostek organizacyjnych w tej sferze funkcjonuje ponad 5 tys. To instytucje wykreowane ustawami i rozporządzeniami: polska polityka w obszarze pomocy społecznej i rynku pracy jest bowiem skierowana nie do beneficjentów, ale służb publicznych. Formalnie zdecentralizowanych, ale bez pola do faktycznej samorządności. Dominujące przesłanie prawa to tworzenie i rozwijanie instytucji, a wraz z nimi – korpusu pracowniczego. U podstaw takiego podejścia leży przekonanie, że monopol na dostarczanie usług mają jednostki publiczne, a polityka społeczna i rynku pracy wymaga zuniformizowanych struktur. Dopóki samorządy nie mogą decydować, w jakiej formie realizować swe obowiązki i odgórnie ustala im się konieczność tworzenia określonych jednostek, zamiast zapewniania usług we współpracy ze sobą, NGO czy sektorem prywatnym, niemożliwe stanie się dostosowanie zadań do zapotrzebowania mieszkańców. Warto tu dodać, że samodzielność organizatorska JST została już wdrożona w Danii, Finlandii, Holandii, Norwegii i Szwecji.

Mamy też do czynienia z nieszczelnym przekazywaniem transferów socjalnych. Wiele świadczeń pieniężnych, finansowanych m.in. z budżetu państwa i Funduszu Pracy, wypłacają różne instytucje na dwóch poziomach samorządu. Sposobem na usprawnienie systemu jest wprowadzenie australijskiej zasady „jednego transferu”: kilka świadczeń socjalnych (m.in. zasiłki rodzinne, stałe, dodatki mieszkaniowe, pomoc z FP i PFRON), przekazywanych do tej pory gospodarstwom domowym na podstawie szeregu przepisów, zastąpiłoby jedno świadczenie, obliczane w sposób uwzględniający realną sytuację życiową beneficjentów. Byłoby ustalane jako suma potrzeb gospodarstwa domowego, wraz z podaniem górnego limitu maksymalnego transferu.

Wcześniej należy stworzyć centralny rejestr osób, korzystających ze świadczeń pieniężnych opieki społecznej, w skład którego weszłyby informacje o rodzaju, miejscu i wysokości pobieranych świadczeń – uniemożliwiłoby to „naciąganie” państwa na zbędne wydatki.

Kolejny problem stanowi fakt, że państwo wiele spośród swych zadań (np. wspomniane wypłacanie świadczeń) pokrywa samorządom w 100%. Zapotrzebowanie na te środki będzie więc rosło, a JST nie mają motywacji do sprawdzania, czy dany beneficjent zasadnie otrzymuje wsparcie. Tymczasem, wzorem Danii, można wprowadzić mechanizm minimalnego współfinansowania przez gminy wypłacanych przez nie zasiłków, różnicując je w zależności od skali wpływu samorządu na zapotrzebowanie na te środki ze strony beneficjentów. Rozwiązanie „dotacji nie na 100%”, połączone z możliwością zachowania przez samorządy całości zaoszczędzonych środków, wspomogłoby racjonalizację udzielania świadczeń i szukanie innych metod zapobiegania wykluczeniu społecznemu. Pomoc powinna bowiem docierać jedynie do tych osób, które w inny sposób zupełnie sobie nie poradzą. Zasiłek ma być ostatecznością, ponieważ utrzymuje status quo i demotywuje do powrotu na rynek pracy.

I wreszcie, system musi zostać tak skonstruowany, by państwo zaczęło nagradzać JST za efekty prowadzonych polityk w sferze pomocy społecznej i zatrudnienia. Niemałe sukcesy ma na tym polu Holandia, czego dowodem są „inteligentne” dotacje premiujące efekt.

Komentarze