Ma 1,6 miliarda przychodu. Podlaski gigant już na 100 rynkach na świecie

Sebastian Rynkiewicz (pierwszy od lewej), fot. Klaster Obróbki Metalu

Rozmowa z koordynatorem “Klastra Metalowego” – Sebastianem Rynkiewiczem.

Ma większe przychody niż połączone firmy Mokate, Ziaja i Apart. Większe niż Vistula i Bakoma razem wzięte. Porównywalne z Getin Bankiem. Zatrudnia w sumie 7,5 tysiąca pracowników. Klaster Metalowy to podlaski gigant zrzeszający m.in. producenta instalacji gazowych AC SA, producenta mebli metalowych Malow czy rolniczego lidera – Samasz. 40% ich przychodów pochodzi z eksportu. Nic w tym dziwnego, bo sprzedają już na stu rynkach na całym świecie. Choć zyski nie są generowane przez jedną firmę, ich Klaster stanowi w Europie silną i wpływową grupę biznesową.

Klastrem Obróbki Metali, który w ostatnim roku miał przychody na poziomie 1,6 mld złotych, zarządza na co dzień prezes Centrum Promocji Innowacji i Rozwoju – Sebastian Rynkiewicz. Rozmawiamy głównie przez telefon, bo niemal stale jest za granicą. Podróżuje po całym świecie, bo niełatwo znaleźć na Ziemi miejsce, gdzie Klaster Obróbki Metali nie robiłby biznesów. Dziesięć lat temu udało mu się zbudować porozumienie pomiędzy podlaskimi firmami. Dziś wszystkie na tym korzystają, a on stał się bardzo wpływowym lobbystą. Musicie go poznać.

Nie mam tego tematu specjalnie zgłębionego, ale stale o nim słyszę. A to, że jesteśmy zagłębiem, europejskim liderem… Kiedy ta historia na Podlasiu się zaczęła?

Sebastian Rynkiewicz: Zaczęła się w 2006 roku, kiedy w ramach Zintegrowanego Programu Operacyjnego Rozwoju Regionalnego, czyli pierwszych funduszy unijnych dla województwa podlaskiego, jako unijnego regionu, pojawiło się działanie 2.6 związane z sieciowaniem, klasteringiem. Za bardzo nikt nie wiedział co to jest, w jaki sposób z tym pracować.  Przez pierwsze dwa lata nikt się tymi pieniędzmi nie interesował. Jako stowarzyszenie zainteresowaliśmy się po raz pierwszy funduszami w 2005 roku. Jeszcze w okresie przedakcesyjnym, eksperci z Włoch, Portugalii w ramach projektu Include stwierdzili, że są cztery zalążki klastrów w naszym województwie. Właśnie w branży metalowo-maszynowej, branży drzewnej i spożywczej. Wskazano jeszcze potencjał turystyczny.

…i bieliźniarskiej.

Sam biznes być może ma wtedy swoje początki, natomiast Klaster Bielizny trafił do nas później. Jako firma doradcza mieliśmy casting na obsługę klastra bielizny. Z 27 podmiotów trafiliśmy na short listę trzech, później w 2009 weszliśmy do obsługi. To już była nowa perspektywa na bazie wcześniejszych doświadczeń. Gdy zaczynaliśmy, chcieliśmy sprawdzić tezę kolegów z Europy Zachodniej – czy coś takiego w ogóle jest, bliżej przyjrzeć się tematowi. Projekt był bardziej badawczo-rozwojowy. Natomiast gdy zaczęliśmy rozmawiać z firmami, okazało się, że jest konkurencja, jest trochę współpracy, ale niewiele ze względu na duże natężenie konkurencyjne ze strony firm. Przede wszystkim dużym problemem były kadry. Weszliśmy do Unii, ludzie zaczęli wyjeżdżać, więc nie było z kim pracować. Inicjatywa pojawiła się ze strony firm. Do tej pory jak pojawiał się lider, to zaufanie do niego było niskie, a my z poziomu neutralnego koordynatora zostaliśmy zaakceptowani w projekcie. Nie planowaliśmy formalizacji. To ze strony firm wyszła taka inicjatywa i 4 grudnia 2007 na koniec realizacji projektu sformalizowaliśmy inicjatywę.

Jest Pan związany z projektem już ponad 10 lat

Tak

Gratuluję, jubileusz…

Uśmiech

Ale pewnie na początku było ciężko. Trzeba było przebić się lokalnie, potem w kraju, później namówić wszystkich, żeby coś zadziało się poza krajem. Dzisiaj nie jest już tak, że wszyscy zgłaszają się do Pana, bo reprezentuje Pan gigantyczny biznes, z którym wszyscy muszą się liczyć?

Tak. W teorii to się nazywa masa krytyczna. Jeśli zostanie przekroczona, to w efekcie klaster zaczyna przyciągać, a nie musi sam proaktywnie poszukiwać tematów, tego co się w branży dzieje.

Komfortowa sytuacja z Pana punktu widzenia.

Tak, tylko trzeba było sporo na tę sytuację popracować. Te pierwsze lata działalności były oparte niemal w 100% o środki unijne, czyli jak były środki unijne, była większa aktywność. Kończyły się projekty, aktywność wygasała. Płynęło to sobie taką sinusoidą i de facto później – tak jak mówiłem – weszliśmy we współpracę z Podlaskim Klastrem Bielizny, ale takim momentem przełomowym dla Klastra był rok 2012, kiedy w Polsce zaczęto dyskusję nad polityką klastrową. O tym, że pieniądze, które zostały wykorzystane, zostały źle wykorzystane, nieefektywnie. Co jest faktem. My jako klaster nie podjęliśmy dużych projektów inwestycyjnych. Ten element konkurencyjności był na tyle duży, mieliśmy tyle wątpliwości, różnych pytań – o własność, aspekty prawne, o finansowanie, że firmy się nie zdecydowały. Z perspektywy dzisiaj to być może dobrze, bo tych zmarnowanych pieniędzy w naszym przypadku nie było. Natomiast w roku 2012 rząd zaczął się zastanawiać nad polityką klastrową na przyszłość. Chciał z tych dwustu istniejących klastrów wybrać klastry kluczowe. Gdy zacząłem przyglądać się kryteriom, stwierdziłem, że w 50% mamy na to szanse. To nałożyło się trochę w czasie na telefon kolegi z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, który powiedział: “Fajnie pracujecie. Minister Bieńkowska kojarzy w Polsce dwa klastry – Dolinę Lotniczą i Podlaski Klaster Bielizny.”.

Klaster Obróbki Metali bierze udział w wielu zagranicznych targach
Klaster Obróbki Metali bierze udział w wielu zagranicznych targach

W przypadku tej ministry to spory komplement…

Tak. Zastanowiliśmy się nad tym fenomenem, że z bielizną zaczęliśmy dwa trzy lata później, a Bieńkowska go kojarzy. A Klastra Metalowego nie kojarzy – naszych innowacji i produktów. Stwierdziliśmy, że to dlatego, że z bielizną od początku pracowaliśmy na poziomie komercyjnym – co miesiąc była faktura i się rozliczaliśmy z efektów. W przypadku Klastra Metalowego wszystko było uzależnione od finansowania publicznego. Wtedy było w klastrze około stu firm. Wytypowaliśmy 20 najbardziej innowacyjnych, rozwojowych i powiedzieliśmy sobie, że można zmienić metodę pracy.

Jaki jest dzisiaj zasięg działalności klastra?

Globalny. Światowy.

Słów “globalna sprzedaż” często się w Polsce nadużywa. Nawet jeśli mówimy o eksporcie na Litwę i Słowację…

Sama sprzedaż firm to jest 100 rynków, 6 kontynentów. Od rynków bardzo zaawansowanych technologicznie jak Japonia, Stany Zjednoczone, Szwajcaria czy cała Europa Zachodnia do rynków bardzo egzotycznych jak Burkina Faso, Urugwaj czy Kambodża.

10 lat temu był Pan w moim wieku. Miał Pan 30 lat. Zajmował się Pan projektem o stosunkowo niewielkim zasięgu, który przez 10 lat niemal eksplodował. Musiało mieć to wpływ na Pana kompetencje.

Jest takie hasło “permanent improvement”, czyli ustawiczny rozwój. Jeśli chcemy pracować w takim środowisku, to nie ma miejsca na przerwę w rozwoju. To jest często tak, że współpracujemy z firmami, które mają znacznie większy potencjał od nas, dużo większe sukcesy. Czasami nawet zastanawiam się jak to jest, że możemy im doradzać. To jest nie tylko kwestia wiedzy i umiejętności w unikalnych niszach, ale też ciągła chęć rozwoju i nauki.

Ludzie muszą siebie pewnie też po prostu polubić i szanować.

Element ludzkiego podejścia jest niezwykle istotny. Nawet w niektórych miejscach decydujący. Kwestia zrozumienia problemów innych osób, wsłuchania się w to, co ktoś ma do powiedzenia… trzeba pamiętać, że klaster jest dzisiaj populacją ponad stu bardzo różnych podmiotów. Od bardzo dużych do mikro przedsiębiorstw, od uczelni poprzez instytucje samorządowe, rządowe, otoczenie biznesu. Bardzo dużo różnych środowisk. Trzeba się w nich wszystkich odnajdywać i rozumieć ich specyfikę, ich inność, ale też szukać elementów wspólnych i pokazywać płaszczyznę współpracy. Dużo jest tutaj benchmarkingu, podglądania tego jak to robią inni, jak to robią lepsi.

Dzisiaj pewnie niektórzy podglądają Pana.

Teraz już rzeczywiście tak. Pamiętam jak kolega pojechał pierwszy raz do Szkocji i po raz pierwszy przedstawił nasze założenia. Szkoci powiedzieli “super”. Myśmy to planowali na rok, a oni zrobili to w siedem lat. Rzeczywiście zrobiliśmy to w trzy lata. To też jest nie tylko kwestia nauki, ale tempa pracy.

Co potwierdza, że przez ostatnie dziesięć lat żyje Pan w ciągłym napięciu. Teoretycznie każdy na moim miejscu powiedziałby “Gratuluję. Fantastyczny sukces.” i ja także to mówię, ale są na pewno także jakieś tego wady. Pan się w końcu ogromnie temu poświęcił. Jako człowiek.

Tak, natomiast to jest kwestia posiadania pasji w tym co się robi. Pasji rozwoju w tym przypadku.

Pasja pasją, ale musiał Pan być wobec siebie niezwykle wymagający, żeby osiągnąć tyle w 10 lat.

W wieku 30 lat słowo “dyscyplina” było dla mnie czymś obcym. Do dzisiaj nie lubię tego słowa. Natomiast zrozumiałem wagę słowa “samodyscyplina”. Robię coś, bo chcę, a nie muszę – to jest ta różnica między samodyscypliną, a dyscypliną. Ważne jest robienie tego co się lubi. Na początku kariery zawodowej moja siostra powiedziała do mnie: “Żeby nie chodzić do pracy trzeba robić to co się lubi”. Do dzisiaj staram się tworzyć takie środowisko dla swojego zespołu. Poza tym, miałem taki gap year. Jeszcze zanim zacząłem współpracować z klastrem, studiowałem na studiach doktoranckich w Szwajcarii. To czym mnie Szwajcarzy najbardziej zachwycili – bo pytali mnie, co mi się najbardziej podoba. Zurich, Hauptbahnhofstrasse, banki, drogie butiki – robi to wrażenie. Natomiast to jest pierwsze wrażenie. Po pół roku mieszkania tam, życia, poznawania ludzi najbardziej doceniłem ich organizację. Byłem pod wrażeniem tego jak są zorganizowani. To było dla mnie rzeczą niesamowitą. Prosty przykład: każdy znak drogowy jest postawiony w identycznej odległości w 300-tysięcznym mieście. W związku z tym maszyna sprzątająca zamiecie każdy chodnik.

Czyli rozumiem, że bez tej Szwajcarii nie byłoby dzisiejszego Sebastiana Rynkiewicza

Tak. Każde doświadczenie życiowe wpływa na to jaki dzisiaj jestem.

Ale rozumiem, że Pan pracuje tutaj i nie byłoby Sebastiana Rynkiewicza też bez tych cech tutejszych, podlaskich.

Tak, w Szwajcarii doceniłem Podlasie.

Bez których by się Panu nie udało? Które Pan dzisiaj docenia i widzi, że wyróżniają nas w biznesie na tle innych narodów?

Myślę, że istotna jest kwestia naszej otwartości i kwestia zaufania. Nawet ostatnio miałem spotkanie na Dolnym Śląsku, gdzie wręcz zostałem oskarżony, że jesteśmy otwarci i potrafimy sobie zaufać…

Skandaliczne…

Śmiech Taaak. Zachodnią Polskę odbierałem jako bardziej otwartą, natomiast to pozory. Z drugiej strony wszystko zależy od indywidualnych ludzi. Wiele korzystam na takiej pracy w środowisku międzynarodowym. Pamiętam pierwszy kontakt z kolegami z Danii 2003 rok. Gdy my zgłaszaliśmy problemy, oni mówili “Nie mów o problemach, tylko o rozwiązaniach”. Wtedy w ogóle nie rozumieliśmy o co im chodzi, a po latach sam powtarzam te słowa w rozmowach z naszymi partnerami biznesowymi.

Jak bardzo głód sukcesu wynikający z tego, że tutaj wielu rzeczy brakowało, że faktycznie było do czego dążyć, wpłynęło na Pana determinację?

Myślę, że faktycznie to jest kwestia takiego popędu eksploracyjnego. Mam ogromną wdzięczność do rodziców, że nie zamykali przed nami “szafek” i mogliśmy z siostrą te szafki otwierać, eksplorować ten świat. W zasadzie ma to każdy człowiek, tylko na etapie socjalizacji bywa to często stępione. Szkoła nie zachęca do tego, żeby się poparzyć na własnych błędach. Natomiast ja zostałem tak wychowany. Pamiętam swoje doświadczenia ze studiowania w Szwajcarii, gdy profesor mówił, że czegoś nie da się zorganizować np. wyjazdu do Parlamentu Europejskiego w Strasburgu. Szwajcarzy grzecznie się wtedy ustawili w kolejce po zwrot pieniędzy, a ja napisałem emaila, że mi bardzo zależy.

Polska…

Tak, to taka polska przedsiębiorczość. Moje pokolenie niczego nie miało podanego na tacy. O wszystko trzeba było walczyć, o wszystko się starać.

W strategii Marki Polski nazywają to “creative tension”

Tak, creative tension. To jest ta polska cecha, z którą się zgadzam i pod tym podpisuję.

Jest Pan dzisiaj w komfortowym dla siebie momencie życia? Jak Pan myśli?

Powiem tak, to kwestia rozwoju osobistego…

Pan jest chyba w momencie, w którym mniej się chce, ale więcej się może.

śmiech

W pracy.

Śmiech Na pewno, ale cieszę się też, że mi się ciągle chce. Rozmawiamy kilka dni po moich 40-tych urodzinach. Miałem imprezę podsumowującą, taki przejazd przez całe życie. Nie zrobiłem jej sam, bo nie miałem kiedy. Większość czasu w tygodniu spędziłem w ministerstwach. Przyjęcie zorganizowała małżonka, razem z koleżanką z pracy. Pokazały mi te moje czterdzieści lat…

To taki moment, gdy facet… ryczy?

Na prezentacji, którą przygotowały moje córki, faktycznie uroniłem łzę, bo ich perspektywa jest dla mnie niesamowita. O sobie człowiek tak nie myśli, ale gdy ktoś bliski w ten sposób nas pokaże, to myślę… że ma to dużą wartość.

Może powiem coś irytującego, ale ja za kilka dni kończę 30 lat i też jest to dla mnie – nie chcę powiedzieć ciężki – ale jednak dziwny moment. Jakaś taka wyraźna granica. Zastanawiam się, te stereotypy związane z 40-tką to stereotypy? Ma Pan w planach zainwestować w jakieś Porsche?

Śmiech U mnie ten kryzys wieku pojawił się gdzieś na horyzoncie w wieku 36-37 lat – wtedy zobaczyłem, że ten moment zbliża się nieuchronnie, a mentalnie cały czas byłem na poziomie trzydziestu. Wcześniej sobie już to przepracowałem i wiem, że ważna jest radość z każdego dnia. Naprawdę bardzo się cieszyłem i nie miałem takiej potrzeby dokładania sobie tej radości np. w postaci Porsche czy czegokolwiek innego. Rzeczywiście to jest taki graniczny moment. Gdy kończyłem 40 lat, pomyślałem, że kolejny taki moment to jest pięćdziesiąt, ale podbudowują mnie ludzie, którzy – choć są starsi ode mnie – mentalnie bywają dużo młodsi. Mam szwagra, który ma 54 lata i skacze na spadochronie. Nie robi tego na pokaz.

To Panu imponuje.

Cieszę się, że tak można. Ostatnio zatrudniałem do zespołu osobę, która jest rówieśnikiem Artura. Powiedziała, że jest starsza, wiekowo zaawansowana. Na to ja odpowiedziałem, że się nie zgadzam na taką tezę… kaszel

To musi być jakiś “starczy” kaszel…

Długi śmiech …bo uważam, że dużo ważniejsze jest to co ludzie mają w głowie, jak się sami z sobą czują. Miałem wielokrotnie okazję spotykać się z dwudziestolatkami, którzy mentalnie byli w okolicach sześćdziesiątki, albo w wieku emerytalnym. Nie ma znaczenia ile lat ktoś ma w metryce. Jasne, obiektywnie rzecz biorąc ma to znaczenie, ale jestem przekonany, że kluczowe jest to, na ile czujemy się tutaj, w środku.

Oficjalnie w 2016 roku Klaster Obróbki Metali został Ambasadorem Podlaskiej Gospodarki.

Sebastian Rynkiewicz
Sebastian Rynkiewicz

Komentarze