,

Dariusz Łukawski: Mów i zarabiaj. Bez tremy, zdecydowanie, ciekawie.

„Największym problemem w komunikacji jest iluzja, że do niej doszło.” Tak mawiał przezłośliwy Georg Bernard Shaw.

Uczestnicząc ostatnio w maratonach kongresów i konferencji, jako prowadzący czy prelegent, z niepokojem obserwuję, rozpaczliwe czasem, próby  komunikacji. Chcemy błysnąć. Popisać się. Zaistnieć. Często również czymkolwiek przykryć strach przed wystąpieniem publicznym. 75 proc. z nas boi się takich wystąpień. Drżenie, problemy z mikrofonem, suche usta i gardło, dygot nóg, kłopoty ze zmianą plansz w prezentacji. Znamy to? Doskonale.

A przecież może być inaczej.

Możemy brylować, zawładnąć publicznością, zainteresować i cieszyć się aplauzem. Wystarczy przygotować się według kilku prostych zasad.

Po pierwsze, powinniśmy sobie odpowiedzieć na pytania: po co występujemy, czyli co chcemy przekazać oraz przed kim występujemy, czyli jakiej stylistyki powinniśmy użyć. Branżowej czy trochę luźniejszej, a może powinien to być mix? Zachęcam do odrobiny luzu, to zawsze się sprawdza, nawet na kongresie branży funeralnej.

Jak już mamy podstawę to… pozostaje napisać zaskakujący wstęp. Następnie rozwinięcie w maximum 3 punktach, tezach czy historiach. No i zakończenie będące sprawnym podsumowaniem. To wszystko.

Co prawda w tym powinno zawierać się docenienie publiczności, przedstawienie ciekawych historii najlepiej z własnego życia, wciągnięcie widzów w interakcję, najlepiej pytaniami i zmienianie tempa narracji. To banalnie proste. Prawda?

Fajnie jest, kiedy nasza postawa i całe ciało komunikuje, że jesteśmy pewni siebie. Nie zadufani, nie pyszni tylko pewni swoich tez i poglądów. Wiarygodni. To ma komunikować nasza postawa, sposób poruszania się, a także nasz głos. Stanowczy, charyzmatyczny i zdecydowany, a czasem zaskakująco rozpromieniony, dobrotliwy i rozbrajająco naiwny. Jeśli do tego dorzucimy prostą prezentację, prostą i czytelną, tak żeby na jednej planszy nie było 100 gigabajtów informacji, to mamy murowany sukces. Burzę oklasków, uznanie przełożonych lub kontrahentów, zaproszenie do wywiadów od obecnych na sali dziennikarzy.

To wszystko w perspektywie oznacza dobry wizerunek, silną markę własną, a finalnie – większe zyski. Wystarczy się tylko przygotować. Warto też poznać jeszcze kilkadziesiąt zasad i kilkanaście tricków, jakimi rządzą się wystąpienia publiczne. To jednak wymaga trochę ćwiczeń, do czego serdecznie namawiam.

 

Dariusz Łukawski,
trener wystąpień publicznych i medialnych

Fot. materiały własne

Komentarze