Otworzyła restaurację w czasie, w którym inni swoje zamykali. I nie żałuje

W środku pandemii ruszyła z restauracją. W chwili, kiedy inne biznesy branży gastronomicznej padały, ona zaczynała. Mówi, że nie chce oceniać słuszności tego kroku, bo wierzy, że w końcu wrócimy do normalności. A samo otwarcie restauracji jest dla niej tylko początkiem dużego planu do zrealizowania w najbliższych latach. Postawiła sobie za punkt honoru to, by klienci bez względu na wszystko, chcieli do niej przyjechać. I przyjeżdżają!

– Tak naprawdę nie miałam wyboru. Nie mogłam się zastanawiać, czy otwierać czy nie, ponieważ zaciągnęłam zobowiązania na realizację przedsięwzięcia, korzystałam też z unijnego wsparcia. Pandemia mnie zaskoczyła, utrudniła start, ale jak się okazuje – nie uniemożliwiła go – mówi z uśmiechem Katarzyna Zawadzka, właścicielka Kuźni Smaków w Studziankach, restauracji, która otworzyła się dokładnie cztery miesiące temu.

Początek tego przedsięwzięcia zbiegł się z ogłoszeniem pandemii. Początkowo miała to być tylko mała kuchnia, a wyszła duża restauracja, która dobrze prosperuje. Mimo obostrzeń nałożonych na branżę gastronomiczną, przygotowywane przez Kasię i jej teściową posiłki na wynos schodzą jak świeże bułeczki.

Katarzyna od dawna nosiła się z zamiarem stworzenia Kuźni. Miała już lokal po starym sklepie. I głowę pełną pomysłów. Wraz z mężem zajmuje się organizacją kuligów i innych eventów plenerowych. Marzyli o tym, by ich goście mogli u nich nie tylko dobrze się bawić, ale też pysznie zjeść coś innego niż kiełbaski z ogniska.

Właścicielka nowego miejsca na kulinarnej mapie Podlasia zaznacza, że marzeń było znacznie więcej, ale nie o wszystkich chce już mówić. Żeby nie zapeszyć. Zdradza tylko, że szykują u siebie strefę SPA, z sauną, banią i jacuzzi. Chcą też organizować warsztaty, które przypomną ich klientom o naszej podlaskiej tradycji.

– Planujemy, jak tylko zostaną zniesione obostrzenia, mnóstwo eventów, na których mile widziane będą całe rodziny. Będą warsztaty garncarskie, pieczenia chleba, pszczelarskie i wiele innych atrakcji – wylicza.

Póki co, z Kuźni można nie tylko zabrać obiad do domu. Czekającym na zamówienia gościom, gospodarze zafundowali możliwość obcowania z przyrodą.

– Mamy coraz więcej zwierząt, które można podpatrywać. To przynosi wiele radości, nie tylko dzieciom. Koń jest niby pospolitym zwierzęciem, ale nie każdy go dotykał czy karmił. U nas można to zrobić i cieszy się to ogromnym zainteresowaniem – opowiada restauratorka.

To zresztą jest jej główny cel: by goście chcieli ją odwiedzać, żeby czuli, że wyjdą od niej nie tylko najedzeni, ale też pełni dobrych wrażeń.

– Wiem, że postawiłam sobie wysoko poprzeczkę, ale jeśli robi się coś z pasją, inni to czują. A ja kocham to, co robię. Uwielbiam być blisko z moimi gośćmi. I to chyba im odpowiada – tłumaczy.

Kuźnia Smaków to nie jest jej jedyne przedsięwzięcie. Wcześniej założyła Wólkę Dyniową w Wólce Ratowieckiej. To pole, na którym rosną dynie, całkowicie ekologiczne, ręcznie uprawiane. Zresztą, dynie są ważnym akcentem w Kuźni Smaków. Można między innymi napić się kawy i soku z tego warzywa.

– Wólka jest nieodłączną częścią Kuźni. Nie tylko dostarcza nam składników do menu. Organizujemy tam również warsztaty tematyczne, polegające np. na przygotowywaniu potraw z dyni. Mamy też pole ziemniaków, gdzie już dwa razy odbywały się wykopki, takie jak dawniej. Cieszyły się ogromnym zainteresowaniem. W ogóle zauważam u naszych gości coraz większą radość z obcowania z podlaską tradycją. I ja chcę im umożliwiać to pod różnymi postaciami – podkreśla.

Pomysł na dynie zrodził się z potrzeby znalezienia czegoś, czego jeszcze nikt u nas jeszcze nie oferował. Padło na to wdzięczne, a niedoceniane warzywo. Korycin ma sery, Kruszewo ogórki, a Studzianki mają dynie.

– Może kiedyś moja dynia stanie się naszym podlaskim znakiem rozpoznawczym – śmieje się.

Na razie, dopóki restauracja nie może funkcjonować normalnie z racji obostrzeń, Kasia nie zatrudnia nikogo. Pomaga jej mąż, teściowa i córka. W przyszłości chciałaby spiąć wszystkie swoje przedsięwzięcia w jedno. W kompleksowe usługi turystyczno rekreacyjne i stworzyć agroturystykę. Na razie cieszy się tym, że mimo trudnej sytuacji, codziennie ma dla kogo gotować. I snuje plany na realizację swoich marzeń. Bo w tym pandemia nie przeszkadza.

Ewa Bochenko

Komentarze