Paweł Dzienis: Wysokie Tony to dowód konsekwencji w działaniu

Nowe lokale pojawiają się i znikają. Wysokie Tony, pomimo dość krótkiego stażu, mocno odznaczają się na mapie miejsc, które warto odwiedzić w weekend. Co zadecydowało o sukcesie? Kiedy zaczęła się droga od marzeń do czynów? Jaka idea stoi za Tonami. Na te i inne pytania odpowiada Paweł Dzienis (na zdjęciu) – jeden z pomysłodawców i założycieli klubu z muzyką na żywo.

Przedsiębiorcze Podlasie: Wiele osób marzy o tym, aby otworzyć własny klub. Ty jednak nie poprzestałeś na marzeniach…

Paweł Dzienis: Owszem, Wysokie Tony są efektem młodzieżowego marzycielstwa. Kiedy byłem nastolatkiem, regularnie zaglądałem do nieistniejącego już dziś pubu Trzynastka przy ulicy Klińskiego. Lubiłem ten lokal za klimat, który tworzyła muzyka grana na żywo przez różne kapele. Wydaje mi się, że już wtedy poczułem, że stworzenie przestrzeni, gdzie ludzie będą mogli przyjść i pobawić się przy dobrej, granej na żywo muzyce jest moim celem. Sam jestem absolwentem szkoły muzycznej i cenię sobie dobre brzmienie.

Tony istnieją już 2,5 roku. To chyba niezły wynik?

– Wiem, o czym mówisz (śmiech – red.). Lokale szybko się pojawiają, a potem jeszcze szybciej znikają. W Białymstoku łatwo jednak wskazać miejsca, które istnieją od wielu lat. Tony to mój pierwszy tak duży projekt i bardzo się cieszę, że odwiedza nas coraz więcej gości, a muzycy z różnych zakątków Polski chcą przyjechać na Podlasie po to, aby zagrać na naszej scenie. Od samego początku miałem pewną wizję i plan. Po ponad dwóch latach mogę śmiało powiedzieć, że konsekwencja w ich realizacji się opłaciła – mamy już uznaną markę.

Skupmy się na warstwie artystycznej. Jak udało ci ściągnąć do Białegostoku muzyków? W końcu co sobotę macie imprezę z muzyką na żywo.

– Zadecydował o tym przypadek. Swego czasu regularnie odwiedzałem warszawski klub Syreni Śpiew, gdzie często występowały live bandy. Z czasem udało mi się nawiązać znajomości ze środowiskiem muzyków związanych z tym miejscem. Kiedy wystartowaliśmy z Wysokimi Tonami, skorzystałem z moich kontaktów. Poczta pantoflowa podziałała, dzięki czemu udało mi się dotrzeć do różnych artystów. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie.

Kto w takim razie wystąpił dotychczas w twoim lokalu?

– Lista jest długa, aczkolwiek spróbuję wymienić chociaż kilka nazwisk: Sławek Uniatowski, Ania Karwan, Nick Sinckler czy Wojtek Cugowski. Trochę się tego nazbierało przez ponad dwa lata. Mamy dopiero pierwszy miesiąc 2019 roku, a już na naszej scenie zaśpiewały Ola Nizio oraz Małgorzata Nakonieczna. Fani „The Voice of Poland” na pewno kojarzą te dwie panie. Kładziemy też duży nacisk na jakość muzyki poza występami na żywo. Morowy, Vibe, Wide, SL, Mikos czy DJ WhiteBoy. Każdy z wymienionych wirtuozów gramofonów stał za naszym stołem dj’skim. Rok dopiero się zaczyna, a my mamy sporo muzycznych pomysłów, które chcemy zrealizować. Będzie kilka muzycznych petard i to niedługo…

Można więc powiedzieć, że muzyka na żywo to w Białymstoku ta słynna biznesowa „nisza”?

– Jest w tym wiele prawdy, ale nie samą muzyką człowiek żyje (śmiech – red.). Moja wizja zakładała stworzenie miejsca będącego synonimem wysokiej jakości. Jakość to nie tylko odwiedzające nas live bandy. Mówiąc „nas” mam na myśli cały zespół. Udało mi się zebrać grupę profesjonalnych barmanów. To osoby, które potrafią czynić za barem prawdziwe cuda. Wiem, że wielu stałych bywalców uwielbia chłopaków stojących za barowym kontuarem nie tylko z umiejętności, ale też za podejście. Każda ze współpracujących ze mną osób, niezależnie od powierzonych zadań, dba o to, aby Tony zapewniały swoim gościom najlepszą jakość. Ponadto regularnie odwiedzają nas świetni DJ-e z różnych części Polski. Prowadzenie klubu zgodnie z własną wizją to skomplikowana układanka. Każdy z jej elementów musi do siebie pasować.

Wspominasz o gościach. Kto najczęściej bawi się w waszym klubie?

– W Białymstoku jest sporo fajnych miejsc. Kiedy jednak kończysz studia, zaczynasz pracę lub rozwijasz własną działalność gospodarczą, zmienia się punkt widzenia. Studenckie miejscówki i dyskoteki mają swój klimat, ale do czasu. Po przekroczeniu pewnego wieku niektórzy zaniechają wychodzenia w weekend. Kreując wizję Wysokich Tonów cały czas miałem na uwadze fakt, że stolica Podlasia potrzebuję trochę innego lokalu. Lokalu, gdzie osoby poszukujące dobrej jakości zabawy będą mogły wpaść z przyjaciółmi i się zrelaksować. Przychodzą do nas ludzie w różnym wieku – zarówno studenci, jak i ci, których dzieciaki już studiują. Wszystkich łączy zamiłowanie do klimatu Wysokich Tonów. Zapraszam każdego, aby kiedyś wpadł do nas w weekend. Posłuchał setów lub muzyki na żywo, poznał nasz całoroczny ogródek. Inaczej nie poczuje się tej atmosfery. Ciężko ją oddać słowami.

A co uważasz za największe wyzwanie w prowadzeniu własnego klubu?

– Logistyka jest zdecydowanie największym wyzwaniem. Każdy, kto miał do czynienia z szeroko rozumianą branża gastronomiczną wie, co mam na myśli. Jeśli chcesz dbać o jakość i zadowolenie stałych bywalców, nie możesz pominąć nawet najdrobniejszego szczegółu. Bardzo istotny jest też marketing. Dbamy o właściwą komunikację w mediach społecznościowych. Tzw. strategia komunikacji owocuje – spotykamy się z opiniami, że nowi klienci widzieli nasze relacje na Facebooku czy Instagramie.

Na własne oczy widziałem, że sam często pracujesz razem ze swoim zespołem.

– Zgadza się, na tym polega praca zespołowa. Lubię kontakt z ludźmi. Poza tym, prowadzenie lokalu nie wygląda jak w komediach mafijnych. Niektórzy myślą, że w piątek i sobotę bryluję na parkiecie niczym Dan Bilzerian po swoim pałacu. Nic bardziej mylnego. Prowadzenie klubu wymaga dużego wysiłku. Na sukces ma wpływ wiele czynników, często niezależnych od nas. Największą rekompensatą jest satysfakcja. Grono stałych bywalców ciągle rośnie. Regularnie widując uśmiechniętą i zadowoloną publikę Tonów wiem, że to co robimy, to nie tylko biznes. Tworzymy coś więcej. To nasz cel – zapewniać dobrą rozrywkę na wysokim poziomie.

Dziękuję za rozmowę.

Komentarze